27 października 2013

♔ Chapter 26 ♔

22 komentarze:
JUSTIN'S POV


Obudziłem się rano przez padające na dach, miękkie krople deszczu. Ostatnia noc była naprawdę jedną z najlepszych nocy w moim życiu.

Nigdy nie myślałem, że mógłbym się zakochać, albo, że będę kiedykolwiek coś takiego.

Ale wtedy pojawiła się Taylor. Spojrzałem na nią, jej nogi były splątane z moimi w pościeli.Była najpiękniejszą osobą, jaką moje oczy widziały.

Mogę jej ufać co do mojego życia, choć było trochę ironicznym oświadczeniem, że jestem tym, który uratował ją w przeszłości-- i prawdopodobnie w najbliższej przyszłości, także. Wszystkie te problemy z Trevorem... były początkiem. Ciężko przyznać, ale będą znacznie gorsi ludzie na których się natknie będąc ze mną. A to, musiała wiedzieć. Nie zamierzałem pozwolić jej ryzykować życiem.

Jak powiedziałem, musiałem być szczery.

Ale - bycie uczciwym - prawda zabije ją, dosłownie. Miałem zbyt wiele pochowanych tajemnic w ciągu roku, będąc z tym biznesie, zabiłem pieprzoną ilość ludzi, ludzie, którzy będą chcieli ją zabić i moją przeszłość. Na przykład, nie było mowy, by kiedykolwiek dowiedziała się o Vanessie. Nigdy.

Stłumiony mały jęk Taylor, przerwał moje myśli, przewróciła się w moich ramionach, tak, że była naprzeciwko mnie.

- Dzień dobry, piękna. - uśmiechnąłem się.

Kolejny jęk. Ukryła twarz w moją pierś, a ręce przeniosła wokół mojego pasa.
-
 Ostatnia noc naprawdę się wydarzyła? - wymamrotała w moją nagą skórę.

- Mhm... - wyszczerzyłem się.

Czułem jak uśmiech rozprzestrzenił się na jej twarzy, głowa jej była ciągle dociskana do mojej klatki, jęknęła zakłopotana.

- Nie wstydź się. - Zaśmiałem się, odciągając ją od siebie, bym mógł dostrzec jej twarz.

Usiadła na łóżku, chwytając kołdrę i zakrywając jej odsłonięte ciało.

- Kochanie, naprawdę? Widziałem wszystko, teraz. - Mrugnąłem.

- Ow! - zawołałem, gdy uderzyła mnie w ramię. - Zgadnę, zasłużyłem sobie.

- Umm, yeah! - Wykrzyknęłam, kołysając się na nogach, na brzegu łóżka. Za nim mogła w pełni wstać, złapałem ją za rękę, przyciągając z powrotem.
Chwytając ją w pasie, poniosłem ją i usadowiłem okrakiem na moich kolanach.

- Co? - spytała, marszcząc brwi, przysunęła swoją twarz do mojej, a jej włosy stworzyły kurtynę wokół nas.
Moje oczy patrzyły jak szalone w jej, wpatrywałem się w nią nieruchomo.

W ciągu kilku sekund jej usta ponownie, zachłannie całowały moje.

Oddałem pocałunek z taką samą intensywnością, ale tylko na kilka sekund za nim przeniosła się wzdłuż mojej szczęki, w dół, aż do mojej szyi, ssała i podgryzała mocniej, a następnie delikatnie, pozostawiała małe pocałunki, jej ręce jeździły po każdym centymetrze mojego gołego ciała, w dół do mojego ABS, ocierając się moimi ramionami, chcąc od niej więcej.

Szybko się odsunęła, oboje ciężko oddychaliśmy.

- Muszę się wysikać - powiedziała przypadkowo, powodując u mnie śmiech , wstała tym razem bez kołdry na jej ciele.

Kiedy dotarła do drzwi, odwróciła lekko głowę i posłała mi subtelne mrugnięcie i uśmiech, drzwi zamknęły się za nią kliknięciem.

- Złośnica. - Mruknąłem.

- Słyszałam to! - Zaćwierkała.

Zaśmiałem się do siebie cicho, wtedy usłyszałem włączony prysznic.

Wstałem i podszedłem do drzwi od łazienki, sprawdziłem. Rzeczywiście, Taylor była pod prysznicem.

Otworzyłem drzwi, by być w stanie się wcisnąć wystarczająco, odsłoniłem zasłony prysznicowe, wspinając się do prysznica.

Zawinąłem ramiona wokół niej od tyłu.

- Justin! O mój Boże przez ciebie o mało nie dostałam ataku serca! - Podskoczyła, prawie upadając.

- Ostrożnie - Zaśmiałem się, łapiąc jej przed upadkiem.

- Co tutaj robisz? - Jęknęła.

- Pomagam mojemu kochaniu wziąć prysznic. - Mrugnąłem wyrywając butelkę szamponu z jej rąk.

- Moja kolej, teraz. - Poleciłem. Niechętnie przystała na to, co powiedziałem, odwróciła się odchylając głowę trochę do tyłu, więc mogłem wetrzeć szampon w jej głowę.

Pienisty płyn spływał po jej włosach w dół, do ich końcówek, zostawiłem jej głosy, przesunąłem swoje dłonie w dół jej ciała, całując jej szyję.

Miękki jęk uciekł z jej ust, odwróciła się i złączyła moje usta w pocałunku.

- Musisz się odwrócić znowu. - Przypomniałem.

- Oh, racja. - Roześmiała się zażenowana, obracając się, złapałem rączkę prysznicową i spłukałem jej włosy.

- Twoja kolej - mruknęła., gdy skończyłem, zebrała butelki i zasygnalizowała, abym się odwrócił.

Przetarła moje włosy, szarpiąc końce, uśmiechając się do mnie jednocześnie.

Popatrzyłem na nią. - Skarbie?

- Tak? - Zapytała marszcząc brwi.

- Jesteś piękna - odezwałem się, pochylając się i ponownie ją całując.

Moje usta poruszały się w doskonałej synchronizacji z jej., przeniosła ręce z moich włosów na moją szyję, owijając je wokół.

Moje ręce, które spoczywały na jej biodrach, przeniosły się do jej ud, zatrzymując się na jej tyłku i delikatnie go ścisnąłem, powodując jej kolejny jęk, przegryzłem dolną wargę.

Wziąłem ją za uda, jej nogi natychmiast owinęła wokół mojego pasa, pchnąłem ją na prysznicowe płytki.

Ocierała się o moje ciało, co spowodowało mój jęk, jej drażnienie zaszło zbyt daleko.

- Taylor... - mruknąłem, przenosząc się do jej szyi, ona wciąż ocierała się o mnie.

Nie mogłem się powstrzymać, nie mogłem ukryć emocji które ona sprowadzała.

- Taylor... - Jęknąłem ponownie, starając się ją powstrzymać.

- Tak? - Wyszeptała, wyprostowała się, pokazałem jej w dół. Jej wzrok powędrowałam tam, gdy zauważyła mój ogromny zwód, jej oczy rozszerzyły się, z a jej ust wyrwał się cichy chichot.

- Ja to zrobiłam? - Zdusiła w sobie śmiech.

- Nie, gąbka to zrobiła. Oczywiście, że ty! - Roześmiałem się.

- Wybacz. - Wzruszyła ramionami, chwytając rączkę od prysznica i spłukała resztę mydła.

- Kurwa - Mruknąłem pod nosem.

- Co? - Zapytała niewinnie.

- Wyglądasz cholernie  gorąco teraz, jesteś naga i obracasz się wokół mnie, kurwa. - Skrzywiłem się.

- Przepraszam? - Roześmiała się, wyłączając prysznic.

Wyszedłem i złapałem dwa ręczniki dla nas, zawinąłem go szybko wokół siebie, podczas gdy Taylor wzięła go po czasie, który wydawał się wiecznością.

Wyszliśmy z łazienki, do sypialni, gdzie wzięłam dwie pary dresów i luźny sweter z kapturem.

- Chodź tu - Powiedziała po włożeniu na siebie ubrania.

Ujęła moją twarz w dłonie i zaśmiała się ze mnie.

- Przykro mi - Odezwała się ponownie, pochylając się i dając mi szybkiego całusa przed odwróceniem się.

- Nie, nie, nie - Powiedziałem, chwytając ją za nadgarstek i obróciłem ją.

- Co? - Zapytała.

 - Nie zrobisz tego dla mnie - Zatrzymałem i wskazałem na swoją erekcję. - Po prostu daj mi
kiepskiego całusa.

- Co ty powiedziałeś- - Zaczęła, ale przerwałem jej naciskając swoimi ustami, chwyciłem z powrotem jej kark.

Zaskoczona niespodzianką, wahała się kilka sekund przed oddaniem delikatnego pocałunku.

Przeciągnąłem mój język wzdłuż jej dolnej wargi, odczekałem a następnie ścisnąłem jej tyłek w odpowiednim czasie, jęknęła, a ja wsunąłem swój język do jej ust. Zaczęła walczyć ze mną, nasze języki toczyły wojnę.

Potrzebowałem odetchnąć, odsunąłem się, Taylor przejechała swoim pazurem po mojej twarzy z powrotem do jej, ale odepchnąłem ją.

- Widzisz, teraz jesteśmy kwita. - Mrugnąłem.

- Nie fair - wydyszała.

Wzruszyłem ramionami, a następnie złapałem ją za rękę, ciągnąc w kierunku drzwi, możemy iść na dół i przygotować śniadanie.

Zatrzymałem się tuż przed przekręceniem klamki i przystawiłem swoje usta do jej ucha.

- Dzięki za ostatnią noc, przy okazji. - Wyszeptałem ochryple, mimo że byliśmy sami.

-N-Nie ma problemu. - Wyjąkała, powodując mój śmiech przez to, że była tak zdenerwowana przeze mnie. To było coś o nas, co nigdy się nie zestarzeje.

Splątałem nasze palce, za nim wolno otworzyłem drzwi.

Gdy dotarliśmy do podnóża schodów, Ryan, Chaz i Mike siedzieli na kanapie. Telewizor grał cicho, kiedy oni jedli ogromne śniadanie i rozmawiali.

- Jay! - Ucieszyli się, patrząc i obserwując nas, przywitali Taylor. - Cześć Taylor!

- Dobry. - Uśmiechnęła się Taylor.

- Aye, musicie się zachować następnym razem, w tym domu są inne mieszkające osoby. - Mrugnął

Ryan. Popatrzyłem na Taylor, by zobaczyć ją strasznie się rumieniącą.

- Nie będziesz musiał nas słyszeć następnym razem, bo będzie kurwa martwy. - Uśmiechnąłem się szyderczo, zdobywając piątki od Chaza i Mike'a.

- Wiedziałem, że to nie były tylko filmy - Roześmiał się Mikey, powodując i mnie śmiech.

Popatrzyłem na Taylor, odnajdując ją patrzącą na jej stopy.

- Kochanie. - Zagruchałem, ciągnąć ją do uścisku. - Oni tylko żartują.

- Yeah, nie chciałem się urazić, to jest po prostu to co robicie - zapewnił Ryan.

- Chodźmy na śniadanie, okay? - Zapytałem, dając jej buziaka w czoło.

Jej grymas zamienił się w uśmiech, natychmiast zaczęła kiwając głowę w górę i w dół, praktycznie ciągnąc mnie do kuchni.

Na ladzie był stos naleśników, bekon, jajecznica, gotowane i smażone jajka, różne owoce i koktajle, które chłopaki zrobili.

- Dlaczego zrobiliście to wszystko? - zapytałem.

- Nie wiem, naprawdę. Chyba Taylor wreszcie dostał nauczkę i wie, żeby kurwa z nami nie zadzierać, po za tym jest świetna zabawa i prosty sposób by świętować. Plus mamy gościa. - Chaz posłał uśmiech i wskazał na Taylor.

Uśmiechnął się także, ale to było fałszywe.

W środku, znałem prawdę.

Wiedziałem, że Trevor wróci.

Trevor nie był skończony.

On nie  nauczył się.

Nie jesteśmy bezpieczni.

A to wszystko, było dalekie od końca.


~*~ Czy jest sens w dalszym tłumaczeniu?

25 października 2013

♔ Chapter 25 ♔

3 komentarze:
TAYLOR'S POV

- Kocham cię...

Odsunęłam się od niego, westchnięcie uciekło z moim ust.

- Ja.. - Jęknęłam.

Jego twarz zbladła, gdy usiadł.

- Przepraszam. - Wyszeptał, kiedy odsunął się ode mnie. - Nie powinienem tego mówić.

Myślałam o tym. Szalone naprawdę, czułam to samo od pierwszy tygodni poznania go. Nigdy nie myślałam, że zakocham się w kimś tak szybko i, że on poczuje kiedykolwiek to samo. Co więcej - Nigdy nie pomyślałabym, że Justin Bieber będzie tym, do którego coś czuję. On sprawia, że czuję się szczęśliwa. Tak naprawdę byłam w dzisiejszych czasach taka z moimi rodzicami,. Zawsze czułam się samotna. Justin zmienił to. Sprawił, że czuję się wyjątkowo, akceptowana i chciana.\

Splotłam jego prawą dłoń z moją, a lewą przyłożyłam do jego policzka, jego twarz z powrotem znalazła się bliżej.

- Też cię kocham.

- Naprawdę? - Zapytał, zaskoczenie było widoczne na jego twarzy

- Tak. - Zaśmiałam się, opuściłam jego rękę i przeniosłam na szyję, atakując go misiowym uściskiem.

Słyszałam jego bijący oddech, objął mnie także, ciągnąc tak, że teraz leżałam nad nim.

- Kocham cię - powiedział i pocałował mnie. - Kocham cię - znowu pocałunek. - Kocham - i znowu pocałował.

- Muah! - zaśmiałam się, obdarowując go niechlujnym buziakiem w policzek.

Przewrócił nas na łóżku, ściskając mnie strasznie mocno.

- Justin... Nie... Mogę... Oddychać. - wykrztusiłam.

- Wybacz. - Zaśmiał się nerwowo, siedzieliśmy na łóżku po raz kolejny.

Krótkie wyjaśnienie rozdziału:
Dlaczego jest taki krótki?
Odp: Cóż, Zoe musiała skasować większą część rozdziału, ponieważ jej rodzina chciała przeczytać to opowiadanie na JBFF.
Czy mieli tam uprawiać seks?
Odp: Tak, Zoe w notce autorskiej napisała, że to miało nastąpić, ale ponieważ czegoś takiego nie można przeczytać w rozdziale, możecie samodzielnie interpretować na co tam. Reszty i tak dowiecie się w 26 rozdziale, który powinien się pojawić się w tą niedzielę :-)

24 października 2013

♔ Chapter 23 ♔

4 komentarze:

Taylor's POV

Nawet nie próbowałam, wszystko co we mnie teraz drzemało było niemożliwe. Jak ktoś może iść się zdrzemną, będąc w domu mordercy?
Oparłam głowę na swoich kolanach, akceptując fakt, że to właśnie dzisiaj miałam umrzeć. Zresztą jakie to miało znaczek, tak? Zabij mnie teraz, to i tak się w końcu wydarzy.
 
Na chwilę wszystko ucichło. Dosłownie, w całym pomieszczeniu nastała martwa cisza. Nagle rozległ się strzał dochodzący z piętra. Moje serce zatrzymało się na sekundę, próbując zlokalizować strzał nad moją głową, patrzył wokoło w panice.
To mogło oznaczać tylko dwie rzeczy: Justin przyszedł, albo miałam umrzeć w ciągu godziny. 
 
- Prawdopodobniej była to ta druga opcja - pomyślałam.
 
Schody zewnętrzne, były małym "kumplem" w pomieszczeniu Trevora. Zaczęły skrzypieć, a w ciągu sekundy drzwi zaczęły się poruszać.
 
- Żegnaj świecie - powiedziałam stłumiona.
 
Szybkim ruchem drzwi zostały wywarzone, a one spadły na ziemię, mrożący krew w żyłach uciekł z mojego gardła.
 
- To będzie bolało. - Justin ostrzegł, podchodząc do mnie i zrywając taśmę.
 
Otworzyłam usta krzycząc z bólu, ale on szybko je zakrył. - Cii. On nie może nas usłyszeć - wyszeptał.
 
- Dziękuję - wychrypiałam.
- Za co?
 
Na prawdę, czy to nie było oczywiste?
 
- Rany, nie wiem, za uratowanie mi życia? - powiedziałam.
 
- Proszę, nie bądź skrępowana w tej piwnicy, to nie jest nic dla mnie - wymamrotał.
 
- Tak, dobrze, skoro mowa o skrępowaniu, um, rozwiążesz moje ręce i nogi? - zapytałam, wijąc się po podłodze.
 
- Oczywiście. - zaśmiał się. Wyciągnął scyzoryk i rozciął liny, uwalniając najpierw moje ręce, a potem nogi.
 
- Ahh. - westchnęłam z ulgą. - Traktowali mnie jak pieprzoną zabawkę, miło znowu rzeczywistnie poczuć swoje kończyny.
 
Nagle rozległy się dwa strzały pistoletu.. Odgłosy dochodziły z góry.
 
Zerwałam się, owijając dłonie wokół talii Justina, bojąc się o własne życie.
 
- Ilu Trevor ich ma? - zapytał.
 
- Trzech. Dlaczego pytasz? - odpowiedziałam, patrząc na niego.
 
- Słuchaj, musisz tutaj zostać, okej? Zaraz wrócę z powrotem. Obiecuję. - powiedział, całując mnie w czoło, zanim odwrócił się w stronę schodów.
Zaczęłam chodzić po małym pokoju, co jeśli, on nie wróci?
 
Co jeżeli Trevor zabije mnie, a zaraz jego?
 
Co jeżeli on zabiję resztę chłopaków, przecież oni na pewno tutaj byli.
 
Moje myśli były wyżej ode mnie i rzeczywistości, wbrew temu co mówił Justin.
 
Otworzyłam drzwi i ruszyłam w stronę głównego wejścia.
 
Spacerowałam po nim, potrząsając się gwałtownie, tak jak ja, widziałam go w drodze do schodów. Wzięłam dwa głębokie wydechy.
 
Byłam na miejscu. Zauważyłam Justina w drzwiach pokoju w środku prawego korytarza.
 
- Justin, czekaj! - powiedziałam, podbiegając do niego.
 
- Mówiłem ci, żebyś została na dole - mruknął pod nosem.
 
- No cóż, czyż to nie urocza mała parka? - Trevor westchnął szczęśliwie, chodząc w tą i z powrotem po łóżku.
 
- Zamknij mordę - Justin splunął w jego twarz.
 
- Nie możesz powiedzieć, żebym się zamknął - krzyczał, idąc do nas z uniesionymi pięściami, a następnie uderzył Justina w policzek.
 
Kiedy on go uderzył do pokoju weszli Mike, Chaz i Ryan. Oboje odwrócili się rozproszeni, tylko Trevor złapał mnie ostro za rękę i szarpał mnie w swoje ramiona.
 
Jego ramiona były owinięte wokół mojej szyi, zaczął iść do tyłu. Kiedy dotarliśmy do kredensu, on wyjął z szafki nóż, przystawiając go do mojego gardła.
 
- Zróbcie jeden ruch, a ona nie żyję! - krzyknął.
 
- Proszę, Justin, pomóż mi - wykrztusiłam chrapliwie, łapiąc powietrze, przez trzymanie jego szorstkiej dłoni.
 
- Hej, cicho. - Trevor odezwał się nagle. Czułam, że trząsł się ze wściekłości, mocno chwycił nóż i wbił go mocno, prowadząc go wzdłuż dołu mojej lewej dłoni, zaczynając od ramienia a kończąc na dłoni.
 
Spojrzałam na Justina zapłakanymi oczyma, aby zobaczyć, że Mike trzymał pistolet celując i strzelając, w ciągu kilku sekund. Uderzył w prawą dłoń Trevora. Nóż upadł z łomotem na ziemię, a Trevor krzyknął z bólu.
 
W płaczu i drżeniu pobiegłam do Justina, trzymając się za ramię, tak jakbym trzymała w nim całe moje życie, gdyby od tego zależało.
 
Pchnął mnie, podchodzą do Trevora. Cały czas trzymał podniesiony pistolet, wreszcie umieścił go na jego czole.
 
- Uczyniłeś z mojego życia piekło. - Justin krzyknął. - Teraz na to zasłużyłeś.
 
- Czekaj. - mówiłam cicho, a mój głos był ledwie słyszalny. Cały pokój był tak cichy, chociaż... był napięty od tych wszystkich uczuć, jak pocisk.- dosłownie.
 
- Co? - splunął, ale jego spojrzenie złagodniało, kiedy spojrzał, kto teraz mówił.
Zaczęłam iść w jego kierunku, robiąc małe kroki i ściskając swoją dłoń. 
 
- Nie zabijaj go, proszę, nie. Dla mnie Justin. Nikt nie zasługuj na śmierć, po prostu daj mu odejść - szeptem wyznałam wreszcie patrząc na niego.
 
Spojrzał na mnie, a potem na Mike'a a następnie na Chaz'a po czym na Ryan'a. Ostatecznie jego wzrok spoczął na Trevorze. Jego oczy były stracone, od tego jaką za chwilę miał podjąć decyzję.
 
Chłopaki w końcu pokiwali głowami, a Mike zabrał głos. - Ona ma rację. Nie możesz go zabić, jeśli chcesz żyć z Taylor w spokoju.
 
Justin spojrzał na Trevora, a pistolet który trzymał przy jego czole niemal drżał. Jego palec spoczywał na spuście, był gotowy, aby zabić go jednym ruchem.
 
- Koniec - Justin krzyknął nagle, zabierając pistolet z jego czoła. - Idziemy.
 
Trevor stanął z pokoju wybiegając z pokoju. Chłopaki pobiegli za nim, a niedługo po tym Justin wybiegł za drzwi.
 
Znajdowałam się w jeszcze w pokoju, ponieważ moja lewa strona nadal krwawiła, chciałam jakoś zatamować krwotok.
 
- Idziesz? - Justin zaśmiał się, zerkając na drzwi, a następnie podszedł do mnie.
 
- Nie odpowiedziałam, tylko spojrzałam na swoje ramię.
 
- To boli, Justin - piszczałam.
 
- Wiem, ale im prędzej wyjedziemy, tym szybciej znajdziemy się w szpitalu, dobrze? - zapytał, podchodząc do mnie, i ujmując moją prawą rękę, pomimo tego, że była cała we krwi.
 
Skinęłam bezwładnie głową, a on ruszył w kierunku drzwi, zeszliśmy po schodach i skierowaliśmy się do lasu. Deszcz wciąż padł, kiedy dotarliśmy do samochodu, vana Trevora nie było.
 
Dlaczego? Dlaczego znowu byłam taka głupia? Myślałam, że to co powiedział Justin, trzymając pistolet przy jego głowie było prawidłowe. On zasłużył na śmierć. - Nie on jeden i nie tylko on zasługuję na śmierć. Jasne, że byłby to koniec naszych problemów z nim, ale nie sądzę, że wymazałabym z głowy obraz martwego Trevora.
 
Wzdrygnęłam się, zatrzymując moje okropne myśli. Nie chciałabym sobie wyobrażać tej scen, czy Justin zabiłby Trevora, gdyby był tam sam ze mną? Nie chcę nawet przywoływać do siebie myśli, tej trójki facetów na podłodze.
 
Kiedy wyjrzałam za okno samochodu z powrotem byliśmy w mieście. Nie długo po tym dotarliśmy do domu Justina.
 
Pamiętam, że miałam telefon w tylnej kieszeni, więc wyciągnęłam go i napisałam wiadomość do Sary.
 
Brakowało mi jej. Cały czas spędzałam z Justinem i byłam nie za bardzo szczęśliwa z tego powodu, nie pamiętam kiedy miałam z nią ostatnio cały dzień. Oprócz tej nocy, kiedy Katie niemal została pobita na śmierć.

Hej, tęsknie za tobą! Kiedy masz wolne?

Wysłałam wiadomość. Mam nadzieję, że od teraz będzie inaczej. No może mniej niepokojących informacji o Trevorze, nigdy więcej żadnych tajemnic. Może
Justina i ja wreszcie moglibyśmy stworzyć normalny związek.
 
Ha. To nie mogło się zdarzyć. Mój umysł podpowiadał mi, że moje serce myśli zupełnie inaczej.
 
Wiedziałam, że rzeczy które się wydarzyły. Justin jest członkiem gangu, nie było w tym nic normalnego.
 
Plus, zawsze była Sara. Nie mogłam jej powiedzieć, że umawiam się na randki z Justinem Bieberem. To ostatni facet z którym kiedykolwiek "pozwoliłaby" mi się umawiać na randki.
 
Dlaczego przyjaciele tak mają? Myślałeś? To twoje życie nie ich. Twój związek, a nie ich.
 
- Taylor! - krzyknął Justin.
 
- Nie musisz krzyczeć, jestem tutaj - śmiałam się, odrobinę zaskoczona nagłym hałasem.
 
- Cóż, mówiłem do ciebie od kilku minut - teraz on się roześmiał.
 
- Oh. - tchnęło mnie, patrzyłam na zewnątrz. Byliśmy tutaj.
 
- Tak, "oh". - znowu się zaśmiał. - Chodź, opatrzymy twoją rękę. - powiedział, biorąc mnie w ręce w ślubnym stylu i prowadził mnie do domu.
 
- Jesteś takim dżentelmenem. - zażartowałam.
 
- Zamknij się. - wymamrotał.
 
Weszliśmy do domu, a Justin zwrócił się ku łazience. Usadowił mnie na sedesie.
 
Ujął moją dłoń, jego dłoń przypadkowo uderzyła moja lewą.
 
- Kurwa, do skurwiela ojczystego. - płakałam przez zaciśnięte zęby. - Boli.
 
- Język. - powiedział surowo, wygrzebywał lusterko i opatrunek z szafki.
 
Wyciągnął spray. Każde dziecko tego nienawidzi, nawet mają osiemnaście lat.
 
- Nie, nie, nie - krzyknęłam, oddalając się od niego, śmiejąc się histerycznie, chociaż tak na prawdę nie miałam gdzie pójść. To znaczy, siedziałam na toalecie.
 
- O tak! - zaśmiał się unosząc spray nad głową.
 
- Nie! - znowu zawołałam, śmiejąc się, on szybko nacisnął spust sprayu i przejechał nim w górę iw dół mojego ramienia. - Oww, to kłuję. - jęknęłam.
 
Teraz pochylił się na wysokość mojej twarzy, a ja wciąż chichotałam. Zdobył moje usta i złożył na nich szybki pocałunek, chwycił tył mojej głowy, przyciskając swoją twarz do mojej, potem odsunął się śmiejąc.
 
- Jak się teraz czujesz? - zapytał, unosząc brwi.
 
- Jak gówno. Gorzej niż wcześniej. - przybrałam kamienną twarz.
 
Jego twarz rozluźniła się, a ja wybuchłam śmiechem zrywając się, położyłam dłonie na jego piersi, spychając go na ścianę.
 
- Ja tylko żartowałam, kochanie. - zapewniłam go, przesuwając swoje dlonie w dół iw górę do jego torsu.
 
- Mmm, to jest gorące. - zwrócił uwagę, kładąc swoje dłonie na moich biodrach, przysunął mnie do siebie bliżej.
 
- Co jest gorące? - spytałam, przechylając głowę w bok.
 
- Kiedy mówisz do mnie kochanie, kochanie. - mrugnął
 
Moja twarz natychmiastowo poczerwieniała, a ja spojrzałam w dół. - Aww, nie wstydź się. - z gruchał. Uniósł kciukiem moją brodę, zmuszając, abym spojrzała mu w oczy.
 
Niesamowite. Ten facet był całkowitym badassem, ale przy mnie zachowywał się jak małe dziecko.
 
Przegryzłam wargę poddając się, spojrzałam w górę.
 
- Proszę bardzo. - uśmiechnął się triumfalnie, umieścił prawą dłoń na moich biodrach.
 
Jego język sunął leniwie po mojej dolnej wardze, prosząc o wejście, które z łatwością mu udostępniłam. Wsunął się swoim językiem do moich ust i zaczęliśmy toczyć walkę o całkowitą dominację.
 
Chwycił mnie mocno za biodra, przez co nieco zaskoczona podskoczyłam.
 
Czułam jego uśmiech na ustach, a on przeniósł dłonie w dół, zaczął ściskać je na moich pośladkach, na co ja jęczałam, a wszystko wokół mnie wirowało, byłam dociskana do ściany.
 
Owinęłam nogi wokół niego, przenosząc dłonie na jego włowy, palcami niechlujnie je przeczesałam.
 
- Justin. - powiedziałam ciężko, odsuwając się.
 
- Tak? - wysapał. Nosem ocierał się o moje czoło.
 
- Moja ręka. - zachichotałam, patrząc na ten cały bałagan.
 
- Oh. - uśmiechnął się. Obrócił się wokoło mnie i znowu posadził mnie na toalecie.
 
Klęczał będąc na poziomie mojego wzroku. Chwycił mokry ręcznik i zaczął wycierać ranę, powodując, że za każdym razem drżałam.
 
- Zamierzam spryskać ją ponownie, tylko ostrzegam. - powiedział, potrząsając sprayem przed użyciem.
 
Skuliłam się, kiedy chłodny płyn spotkał się z moją skórą, chociaż wiedziałam, że za kilka minut będę czuła się o wiele lepiej.
 
Po skończonym natrysku, złapał jaką gazę i zaczął przecierać ją wzdłuż mojego ramienia, kończąc to jakimś opatrunkiem medycznym.
 
- Voila! - poklepał mnie, wstając. Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.
 
Zaczynając od mojej dłoni zaczął zostawiać ślady pocałunków na bandażu. Kiedy dotarł do mojego ramienia, on poruszył głową.
 
- Teraz, gdzie idziemy? - zapytał, ocierając się blisko.
 
-Ah, ah, ah. - wymruczałam, przyciskając palec do twarzy. -  Jestem głodna. - odwróciłam się na pięcie i weszłam do salonu.
 
Stop, gdzie ja jestem, odwróciłam głową, aby spojrzeć na łazienkę. - Idziesz? - zapytałam.
 
- Tak. - usłyszałam jego westchnienie, szurał nogami wychodząc.
 
Zaśmiałam się i ruszyłam do kuchni, w poszukiwaniu czegoś do jedzenia.
 
- Chcesz jabłko? - usłyszałam jego leniwy bełkot i pełne usta.
 
Zaśmiałam się, znajdując słoik nutelli w szafie. Idealnie.
 
- Oczywiście. - powiedziałam, chwytając nóż i kładąc na talerzu nutellę w misce, a następnie włożyłam ją do kuchenki mikrofalowej, aby się roztopiła.
 
- Co robisz? - zapytał, marszcząc brwi i mrużąc oczy.
 
- Zobaczysz. - odpowiedziałam. Mikrofalówka zapiszczała, wyjęłam nutellę i posmarowałam plasterki jabłka.
 
Podeszłam do Justina, który siedział przy stole, postawiłam talerz obok niego.
 
- Zamknij oczy. - powiedziałam, wpatrując się w niego.
 
Wzruszając ramionami zrobił dokładnie to o co go prosiłam.
 
- Otwórz usta. - powiedziałam, chwytając jeden kawałek.
 
Spojrzał na mnie z po wątpieniem, kiedy otworzył usta i zaczął żuć przekąskę.
 
- Cholera jasna. - zawołał. - To jest niesamowite, co do do cholery?
 
- Nie próbowałeś tego wcześniej? - śmiałam się i usiadłam obok mnie.
 
Wzruszył ramionami, przysuwając stołek ze mną.
 
- Moja kolej. - powiedział.
 
- Twoja kolej, na co? - zapytałam.
 
- Karmienie ciebie. - odpowiedział, jakby to nie było oczywiste. Uniósł kawałek
jabłka. On celowo nie wcelował w moje usta, tylko w twarz.
 
- Justin! - krzyknęłam.
 
Po tym jak mu oddałam, wszystko zakończyło się śmiechem. Przysunął dłoń do
mojej twarzy. - Masz czekoladę na twarzy. - wymamrotał, ocierając mój policzek
kciukiem.
 
- Fuck, poszlibyście na górę i po prostu się prze ruchali. - skarżył się Mike.
 
- Hej, Mike? - zapytał Justin.
 
- Tak, Jay?
 
- Zamknij mordę. - powiedział udawaną "słodkością" posyłające Mike'owi swój najlepszy uśmiech. 
 
Zeskoczył i chwycił mnie za rękę, ciągnąc mnie za sobą.
 
- Idziemy na górę? Obejrzeć kilka filmów.
 
- Ha! Filmy. - Mike zaśmiał się.
 
Przewracając oczami Justin zignorował moją odpowiedź i pociągnął mnie na górę.
 
- Chodź. - powiedział, potrząsając głową, kiedy wchodziliśmy po schodach.
 
- Wy szalone dzieci, bawcie się dobrze. - słyszałam śpiewającego Mike'a, zanim Justin zamknął drzwi.
_________________________________________________________________
POWRÓCIŁAM MIŚKI. - patts.

18 października 2013

♔ Chapter 24 ♔

6 komentarzy:
JUSTIN'S POV:

Podobało mi się, kiedy moje życie takie było.
To byłem ja. Justin Bieber - jeden normalny. Nie zamknij ryj, bo cię zabije z mojego pistoletu. 

Zamykając drzwi za sobą, Taylor weszła do mojego pokoju. I nie, nie do seksu, to kontynuowania zwyczajnej nocy. 

- Jaki film chcesz obejrzeć? - spytałem ją, podchodząc do szafy i wyciągając pudełko pełne DVD.

- Każdy z nich jest w porządku, naprawdę - Wzruszyła ramionami, pokonując drogę do mojej szafy i wyciągając jakąś bluzę.

Odwróciłem się by móc na nią spojrzeć, oglądałem jak zdejmuje dżinsy, ukazując jej niesamowite ciało.

Jej nogi były długie, a opalony tyłek cholernie gorący. Z powrotem złapała bluzę i wsunęła ją na siebie, zakrywając jej ciało po raz kolejny.

Szedłem za nią, ciągnąc jej ciało od tyłu.

- Cholera, kochanie - szepnąłem do jej ucha. - - Czy wiesz jak bardzo trudne jest dla mnie, by moje ręce trzymały się z dala od twojego ciała?

Wszystko co zrobiła to chichot, powodując u mnie uśmiech.

- Na prawdę jesteśmy teraz parą? - uśmiechnąłem się.

- Co para? - zapytała.

- Wiesz, teraz po prostu podchodzisz do moich szuflad, bez pytania pożyczasz ciuchy, bo wiesz, że powiem tak. - uśmiechnąłem się, owijając ramiona wokół jej ramion.

- Cokolwiek - powiedziała, jej policzek stawały się czerwone - po prostu obejrzyjmy film.

- Dobrze, jak chcesz, księżniczko. - Powiedziałem kołysząc jej nogami nad ziemią i przerzuciłem ją na swoim ramieniu, idąc do łóżka

- Puść mnie! - Zachichotała, kopiąc nogami w powietrzu, choć nie robiło to nic.

- Tak jak mówisz, księżniczko - powtórzyłem jeszcze raz, tym razem rzucając ją na łóżku, a następnie skacząc nad nią.

- Ugh, to nie fair, jesteś silniejszy - Zwróciła uwagę, zabierając rękę spod moich bicepsów.

- Wiesz, że muszę być w formie - mruknąłem, zginając rękę dla niej.

Zszedłem z niej do pozycji siedzącej.

- Zapomniałeś o czymś? - uśmiechnęła się Taylor?

- Cholera - powiedziałem, uderzając moją rękę w czoło. - Zapomniałem wsadzić film.

- Mhmm - skinęła.

Podszedłem do telewizora i włączyłem odtwarzacz DVD, chwytając pilot, wszedłem z powrotem do łóżku, wróciłem do mojej pozycji.

- Jaki film oglądamy? - zastanowiła się.

- Księżyc w Nowiu - wymamrotałem cicho.

- Co to było? - prosiła.
 
- Powiedziałem Księżyc w Nowiu.

- Nie! - zawołała. - Justin dlaczego, już oglądałam pierwsze gówno.

- Tak, ale kochanie, to jest gdzie jest nasz związek , rozkwita! - mówiłem z fałszywym dziewczyńskim głosem.

- Dobrze - Roześmiała się, siadając i opierając głowę na moim ramieniu, kiedy chwyciłem pilota i włączyłem "play".

Podobnie jak w pierwszym filmie, drastyczna muzyka wypełniała pokój i Bella zaczęła opowiadać, historia się zaczyna.

- Mam nadzieję, że wiesz, że naprawdę cię lubię - przypadkowo zabrała głos, poruszając głową w górę, by móc spojrzeć na mnie.

- Tak? - zastanowiłem się.

- Mhm - skinęła głową, zagryzając wargę. - Nigdy nie myślałam, że spotkam kogoś, przy kim mogłam się czuć wygodnie i komfortowo.

- Co masz na myśli? - zapytałem.

- Cóż - zaczęła. - Wszyscy w naszej szkole są świrami. Wszyscy dbają tylko o to by pieprzyć dziewczyny i zostawiać je przy krawężniku. Zawsze ich unikam, tak naprawdę nigdy nie planowałam związku tutaj, w Stratford, w szkole najmniej. Chcę po prostu uciec z tego miasta... jest zbyt małe jak na mój gust. Szczególnie biorąc pod uwagę czas, kiedy porwałeś mnie od Trevora i chciałeś mnie tylko do seksu, jednak nie ma to nic do rzeczy. Ale lubię lubię to w tobie. Zawsze mnie pilnujesz i nigdy nie wiem, czego się spodziewać - nawet jeśli to uprowadzenie przez jakiegoś psychopatę, który chce mnie zabić.

Myślałem o tym przez sekundę, kiedy w końcu pytanie wpadło mi do głowy.

- Dlaczego pozwalamy odejść Trevorowi... znowu. Mieliśmy czas, Tay. Mogliśmy to wszystko skończyć.

- Wiem, ale nie podoba mi się to, co robisz i nie będę ukrywać. Wiedziałem, że będziesz kłopotem, gdy cię poznałam. Nie możesz oczekiwać, że będę akceptować twój styl życia, bez urazy, ale to jest prawda. Więc jakbym była świadkiem kiedy zabijasz mężczyznę, nawet jeśli to był facet, który nie cofnie się przed niczym, by mnie zabić, nie chciałam po prostu siedzieć i przyglądać się co się stało. Śmiało rób co chcesz, ale nie ze mną w pobliżu, nie ma mowy. - Powiedziała wzruszając ramionami, kiedy to zrobiła.

- W porządku, rozumiem - skinąłem głową, biorąc głeboki w dech, ogarniałem wszystko co właśnie powiedziała.

- Mogę zadać ci pytanie? - zwróciła się do mnie.

- Strzelaj.



Wahała się przez chwilę, za nim w końcu zadała pytanie, widziałem jak nadchodzi i bałem się już od chwili, kiedy zaczęła mówić.

- Jak dużo ludzi zabiłeś? - spytała cicho.

Przełknąłem głośno ślinę.

- Głupia pytanie. Przepraszam, idźmy dalej - przeprosiła, przesuwając się.

- Dobry pomysł - skinąłem szybko.

Szykowałem się przed długim przemówieniem, które następnie zacząłem.

- Nigdy nie lubiłem jednej dziewczyny na długo. Nie będę kłamać, ale kiedyś byłem facetem, który wyrywał dziewczyny i traktował je, jakby były niczym. Ale potem spotkałem ciebie. Irytującą, zawsze zadawajacą pytania, ale piękną, inteligentną, zabawną i najsłodszą osobę jaką kiedykolwiek spotkałem W ciągu zaledwie kilku dni od poznania, zrozumiałem uczucia... tak, tak szybko i szczerze mówiąc, to dobrze.  Nigdy nie pozwalałem nikomu na to, a gdy to zrobiłem, to się nie kończyło dobrze. Z tobą, Tay, czuje się inaczej. To uczucia które przetrwały wszystko, co się wydarzyło w ciągu zaledwie tych dwóch ostatnich miesięcy, w których się znamy. Naprawdę czuję że będziemy tymi, którzy będą na szczycie. I wierz mi, jeśli chodzi o Trevora, chciałbym zabrać ten cały ból daleko, chciałbym coś zrobić, byś się uśmiechnęła.

- Nie musisz się starać, bym się uśmiechnęła, Justin - powiedziała nieśmiało. Ty sprawiasz, że się uśmiecham. Tak dużo i mnie to też przeraża. Upadłam tak nisko dla ciebie, tak szybko.

Pochyliłem się i pocałowałem jej czoło, otrzymując swoje usta przez chwilę.

Przeniosłem jej głowę do góry tak, że usta miała teraz nad moimi, moje gorąc natchnione otarły się górną wargą. Nie jestem w stanie ignorować ochoty na pocałowanie jej dłużej, delikatnie przycisnąłem moje usta do jej.

Jej ręce przeniosły się do moich włosów, szarpiąc nimi delikatnie,a potem przeniosła się w dół do mojej twarzy, śledzącą w górę i w dół moją szczękę, dreszcz mnie przeszedł na jej delikatny dotyk.

W tym momencie zdałem sprawę, że był to jeden z najbardziej kochających, namiętnych i naturalnych pocałunków jakie mieliśmy kiedykolwiek. To nie było ekscytujące, to nie było zbyt proste. To było nasze.



I z powodu tego pocałunku, doszedłem do największego ogólnego wniosku.

Oderwałem się na chwilę, a następnie przywarłem swoimi ustami ponownie, ale tylko na kilka sekund, zanim ponownie przerwałem.

Nasze czoła były oparte o siebie, kiedy chciałem wyznać trzy najtrudniejsze słowa*, które mógłbym powiedzieć.

Trzy słowa, które wiedziałem, by ona wiedziała, co czuję.

- Kocham cię.






~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Rozdział nie jest sprawdzany, tłumaczyłam go w środku nocy, więc mam nadzieję, że zrozumiecie wszystkie błędy, które mogły się tutaj pojawić

* zostawiłam tak jak jest w oryginale, po angielsku kocham cię, zawiera trzy słowa, w polskm są to tylko dwa.

* Na blogspocie pojawiają się małe problemy mianowicie daty dodania rozdziałów na bloga. Nie wierzcie w to, poprzedni rozdział nie był dodany we wrześniu. Staramy się dodawać regularnie - w piątki bądź w któryś dzień weekendu. :)

Follownijcie role-playerów Taylor i Justina na twitterze

Do zobaczenia wraz następnym rozdziałem, Misiaczki!

28 września 2013

♔ Chapter 22 ♔

5 komentarzy:
TAYLOR'S POV

Ich obrzydliwy śmiech wypełnił tył furgonetki, kiedy ja kontynuowałam miotanie w koło.

Ciągle, nic. To było beznadziejne.

Kiedy VAN wjechał w wybój, poleciałam twardo na tyłek, moje ręce z powrotem zamortyzowały upadek.

Moje ręce były na moim tyłku, nadal związane na nadgarstkach liną, czułam swój iPhone, schowany w prawej tylnej kieszeni.

Jeśli dam radę to zrobić, mogę zadzwonić Justina o pomoc. Pomyślałam. Był ostatnią osobą do której dzwoniłam, jego nazwa kontaktu ciągle powinnam ją mieć otworzoną w swoim telefonie, to sprawia że jest nieco łatwiej.

Wsunęłam palce do kieszeni i sięgając poczułam klawisz, następnie poruszyłam się trochę i przesuwałam palcem po ekranie. Usłyszałam ciche kliknięcie, sygnalizujące, że został odblokowany. Kontynuowałam stukanie po ekranie, aż usłyszałam, że dzwoni. By ukryć dźwięk dzwonka, zaczęłam krzyczeć przez taśmę, zdobywając dzięki temu więc drażniących śmiechów od Trevora i jego bandy. 

Jednak do cholery udało mi się to zrobić, zrobiłam to.

Dzwonienie ustało i bardzo cicho starałam się zrozumieć Justina wymawiającego moje imię. 

- Biedny Justin, nie ma pojęcia, że będę pieprzył jego dziewczynę. - zaśmiał się Trevor. Jęknęłam przez taśmę,ponownie wijąc się na podłodze furgonetki.

Mam nadzieję, że wezwanie było wystarczające, ponieważ chwilę później, samochód stanął. Tylne drzwi się otworzyły, okazując mężczyznę, który prowadził samochód. Mężczyźni z tyłu wstali, kucając, by nie uderzyć głowami z sufit furgonetki.

- Weźcie tą sukę - warknął Trevor, wskazując głową w moim kierunku, wytłamszona na podłodze. 

Po raz kolejny się rzucałam, moje ciało wijące się niczym robak na ziemi. Serio, jednak co mogłam zrobić? Byłam schwytana za nogi i  wyciągana z samochodu. Moje nadgarstki były następne i wkrótce byłam wynoszona w deszcz.

Chociaż byłam prowadzona za ręce i prawie nogi, leżałam płasko na plecach, to uniosłam głowę, by sprawdzić, gdzie do cholery byliśmy. 


Przed nami była chata na środku lasu. Była rzeczywiście ogromna, a nie tylko mała chałupa. Rozpoznałam lokalizację natychmiastowo. Wysokie drzewa, gęsta mgła... To było jezioro McCarthy, mój tata zabierał mnie tutaj jak byłam dzieckiem.

Dobrze, jedno dobre wspomnienie zniszczone. 

Kiedy dotarliśmy do drzwi kabiny, wszyscy czterej faceci upuścili mnie, by otworzyć drzwi. Spadłam mocno na swój tyłek, nie jestem w stanie przejść, ponieważ ciągle byłam związana. I wtedy podniosłam się chwiejąc  na nogach, a następnie pchnęli mnie do środka. 

- Zamknij ją w piwnicy, a ja pójdę się przygotować. - mrugnął porozumiewawczo Trevor.

Wzdrygnęłam się na jego słowa. Przygotować? 

Ten sam facet, który pchnął mnie do środka, skinął głową, podniósł mnie i przerzucił niedbale przez jego ramiona. Kurwa, nie jestem pieprzoną szmacianą lalką.  

Wkrótce zostałam rzucona na betonową podłogę. Krzyknęłam z bólu przez taśmę, otrzymując śmiech faceta.  Jakby to nie wystarczało, kopnął mnie w brzuch. Dwa razy.

Śmiejąc się znowu, odwrócił się i zatrzasnął drzwi

Położyłam się bez ruchu na ziemi, ból był nie do zniesienia. Po kilku minutach, udało mi się wykręcić do pozycji siedzącej. Zimny beton natychmiast wysłał dreszcze w całym moim ciebie. 

To miała być cholernie długa noc. 

 Nie wiedziałam ile potrwa "przygotowanie się" Trevora, zdecydowałam, że równie dobrze mogę się zdrzemnąć. To nie tak, że nie miałam nic innego, co mogłam zrobić. Byłam uwięziona, skazana oraz mam być zgwałcona, a następnie zabita.

JUSTIN'S POV

 Wszyscy pobiegli do szopy po wzięcie wszelkiej broni, a potem biegiem go samochodu. Czas tykał, a my nie mieliśmy wiele.

Jechałem, chyba nie najlepszy pomysł, ponieważ jechałem jak wariat. Nacisnąłem pedał, wskaźnik natychmiast przeskoczył do sześćdziesięciu, a dom zniknął za nami.

- Kurwa. Zwolnij, nie chcesz być złapany przez policję. - wymamrotał Ryan, przesuwając się na siedzeniu.

-  Pieprzyć! Policje mam w dupie  - śmiałem się. - Moja dziewczyna jest w tarapatach.

Zobaczyłem uśmiech Mike'a w lusterku wstecznym.

- Dlaczego się uśmiechasz? - spytałem.

- Ponieważ Bieber jest cipą! Kto wiedział, że będziesz jedyny miękki. - zaśmiał się Chaz.

- Nie, nie dlatego - powiedział Mike, kręcąc głową. - Po prostu, nigdy nie myślałem, że się zakochasz w dziewczynie. Miło jest widzieć ciebie takiego, Jay.

- Nie używaj tego słowa -  mruknąłem.

- Jakiego słowa? - zapytał głupio Mike.

- Miłość - plunąłem.

- Zaprzeczaj wszystkiemu co chcesz dupku, ale widzę to w twoich oczach. Kiedy patrzysz na nią, kiedy mówisz o niej... - urwał

- Nie ważne. - odparłem, skupiając się na drodze. - Jak daleko jesteśmy w każdym razie?

-Uhh - mruknął Mike, odblokowując swojego iPhone'a. - Powinniśmy być za jakaś sekundę.

- Jaki jest plan? - spytał Ryan.

- Nie ma planu, tylko strzelamy i szukamy jej. Myślę, że wy chłopaki możecie rozpraszać każdego kto do cholery tam jest, a ja pójdę i sprawdzę każdy pokój. - Powiedziałem, przyglądając się wskaźnikowi i skręcając na żwirową drogę, prowadzącą nad jezioro.

Mruknęli wszyscy ciche "yeah" albo "okay", kiedy odbkolowywali pasy bezpieczeństwa. Przed nami była polana, czarny VAN zaparkowany był na środku.

Zaparkowałem samochód, było coraz mokro, natychmiast wyskoczyłem an zewnątrz.

Stałem na środku polany, rozglądając się swobodnie. Ich VAN jest tutaj, ale gdzie oni do cholery są?

- Aye, Jay. - zawołał Chaz.

- Co? - zapytałem, podchodząc do niego.

Podniósł rękę i wskazał lekko w lewo od zaparkowanego VAN-a. Spojrzałem i rzeczywiście, miało światło świeciło się w oddali.

Kiedy  usłyszałem słaby śmiech pochodzący z kabiny, byłem wkurzony. Chłopcy byli tuż za mną, wszyscy razem biegliśmy do kabiny.

Byłem tam pierwszy, kopiąc dół drzwi za pierwszym podejściem. Oczywiście ktoś stał tuż przed nimi, bo usłyszałem donośne "Oof" kiedy stanąłem na szczycie upadłych drzwi.

- Kretyn - zaśmiałem się, wchodząc do pokoju.

- Hey, Jake, co to b--- - zapytał ktoś, wchodząc do pokoju. Uniosłem pistolet i strzeliłem prosto w jego serce, zanim zdążył dokończyć zdanie.

- Mamy to, znajdź ją - Szepnął Mike, wypychając mnie z pokoju.

Trzymałem uniesiony pistolet, opierałem się o ścianę, napotykając drewniane drzwi. Otworzyłem je powoli, wkładając głowę do środka. Upewniając się, że góra była czysta - to było tylko schody - postanowiłem sprawdzić piwnicę. Znaczy c'mon, jaki psychol nie ukrywa swojej ofiary w piwnicy?

Światła były włączone i było bardzo zimno. Rozejrzałem się po pokoju, nic w zasięgu wzroku, z wyjątkiem kolejnych drzwi. Podszedłem i próbowałem je otworzyć za pomocą uchwytu, ale były zablokowane.

- Żaden problem - Wzruszyłem ramionami, podnosząc nogę i kopiąc w dół drzwi. Usłyszałem stłumiony krzyk, jakby spadnięcie na ziemię, dźwięk rozniósł się echem po małym pokoju.

Wszedłem do środka i zobaczyłem Taylor zwiniętą w rogu. Jej ręce i nogi były związane, a usta zaklejone były taśmą. a na mojej pożyczonej dla niej koszuli miała odciski butów.  Rzuciłem się do niej tak szybko, jak tylko mogłem, prawie potykając się o własne nogi.

- To będzie bolało. - Ostrzegłem ją i wtedy zdjąłem taśmę z jej ust, płakała z bólu.

- Shh -  szepnąłem zasłaniając jej usta. - On nie może nas usłyszeć.

 - Dziękuję - wychrypiała.

- Za co?

Dała mi zaskoczone spojrzenie. - Gee, nie wiem, może za uratowanie życia?

-  Proszę, nie byłabyś związana w piwnycy, gdyby nie było to dla mnie. - mruknąłem.

- Yeah cóż, jeśli mówimy o związaniu, chcesz rozwiązać moje ręce i nogi? - zapytała wiercąc się po podłodze.

- Jasne. - zaśmiałem się. Wyciągnąłem scyzoryk z kieszeni i rozciąłem liny, uwalniając najpierw jej ręce a potem jej nogi.

- Ahh - westchnęła z ulgą, potrząsając jej ciało wokół. - Traktowali mnie jak pieprzoną zabawkę, miło jest być w rzeczywistości znów poczuć swoje kończony.

 Nagle, słychać było dwa głośne strzały pistoletu z piętra. Taylor drgnęła i zerwała się, wciskając się do mego boku i mocno mnie przytulając. 

-  Ilu mężczyzn ma Trevor? - zapytałem.

- Trzech, dlaczego? - spytała, patrząc na mnie.

- Posłuchaj, musisz tu zostać, okay? Wrócę. Obiecuję. - powiedziałem całując ją w czoło. 

Rzuciłem się po schodach, otworzyłem drzwi. Spojrzałem w prawo i ujrzałem Chaza stojącego w pozycji strzeleckiej przy drzwiach, z pistoletem w dłoni.

- Tylko Trevor wyszedł. Strzeliłem w tego faceta i musiałem strzelać w skurwiela z drzwiami, próbował uciec. - Powiedział, wskazując na dwóch mężczyzn leżących na ziemi.

- Więc gdzie on jest? - zapytałem.







Chaz wzruszył ramionami, a następnie ruszył w stronę schodów. Poszedłem za nim, aż dotarliśmy na
szczyt, podczas gdy on udał się lewym korytarzem, ja poszedłem na prawo. Kiedy otworzyłem trzecie drzwi, znalazłam Trevora ustawiającego świece na około pokoju.

- Justin, czekaj! - usłyszałem płacz Taylor, biegnącą za mną.

- Mówiłem ci, żebyś została na dole. - mruknąłem do niej.

Cóż, jeśli to nie jest po prostu urocza mała para. - Westchnął szczęśliwie Trevirm chodząc z powrotem naprzeciwko łóżka.

- Zamknij mordę - splunąłem. Dosłownie, plując na niego.

-  Nie możesz mi mówić, bym się zamknął! - Krzyknął Trevor, szturchnął mnie, jego pięć doznała kolizji z moim policzkiem.

Kiedy podniosłem rękę do ponownego uderzenia, Mike, Chaz i Ryan weszli do pokoju. Odwróciłem się rozpraszający, Taylor została wyrwana z mojej ręki do broni   Trevora. 

Owinął rękę na jej szyi i zaczął iść do tyłu. Kiedy dotarł do kredensu, chwycił nóż, trzymając go przy Taylor. 

- Jeden ruch i ona umrze - krzyknął.

- Proszę. Justin, pomóż mi - zakrztusiła się.

Położyłem rękę za plecami i wkrótce moje palce zacisnęły się wokół rękojeści pistoletu Mike'a. 

- Hej, zrobiłeś ruch - odezwał się Trevor. Trząsł się z wściekłości, chwycił mocno nóż i poprowadził go przez ramię Taylor. Pokój wypełniły jej wrzaski i krzyki bólu, jak nóż sięgając teraz jej dłoni. 

Podczas gdy on był rozproszony, szybko podniosłem pistolet, więc to było teraz przed moją twarzą, która była celem i strzelił. Uderzyłem Trevora prawą reką. Rzucił broń i padł na kolana, krzycząc na całe gardło.

Taylor podbiegła do mnie, przyciskając jej ciało do mojego boku i trzęsąc się gwałtownie. 

Trzymając uniesiony pistolet, podszedłem bliżej Trevora, trzymając pistolet przycisnięty do jego czoła.

- Zrobiłeś z mojego życia piekło - krzyknąłem na niego - Zasłużyłeś na to.

- Czekaj - odezwał się cichy głos.

Odwróciłem głowęzirytowany.

- Co? -  splunąłem, ale moje spojrzenie złagodniało, gdy zobaczyłem kto to był.

Taylor szła do mnie, zwisającą nisko głową i ręką chwytającą krawe ramię.

- Nie zabijaj go. Proszę, nie. Dla mnie, Justin. Nikt nie zasługuje na śmierć, po prostu pozwól mu odejść. - Błagałanareszcie  patrząc na mnie. Spojrzałem w tę i z powrotem między nią, Ryan'em, Chaz'em i Mike'iem 

Chłopcy skinęli, Mike przemówił. - Ona ma racje. Nie możesz go zabić z Taylor w pokoju.

Popatrzyłem na Trevora, pistolet ponownie był przyciśnięty do jego czoła, a ręka spoczywała na spuście. 

- Odejdź - krzyknąłem, zabierając pistolet. - Biegnij! - krzyczałem.

On poruszył się na swojej nodze i rzucił się do drzwi.

UciekłZnowu.

22 września 2013

♔ Chapter 21 ♔

6 komentarzy:
TAYLOR'S POV

Niewiarygodne.  Wreszcie kiedy byłam gotowa na seks z Justinem, przyszedł pieprzony SMS i zniszczył tę chwilę. Moje szczęście.

Westchnęłam ciężko, pokazując moją frustrację. Usiadłam na łóżku i krzyżowałam ramiona, wydęłam wargi, nie mogłam kontrolować twarzy jak skrzywiłam się przy Justinie.

Ale wyraz jego twarzy był zupełnie inny. Spojrzał wściekły.

Usiadł nagle na łóżku, spuścił nogi na bok, a następnie zaatakował otwarte okno. Wystawił głowę na zewnątrz w strugach deszczu, patrząc prosto przed siebie, w lewo, a potem w prawo. 

Odsunął się z pomrukiem, nagle jego pięść była w ścianie.

- Boże, pieprzony skurwysyn! - Krzyczał, uderzył w ścianę ponownie, następnie podniósł lampę z nocnego stolika i rzucił ją na ścianę, tuż przy ogromnej dziurze, którą właśnie zrobił.

- Justin! - Płakałam, chwyciłam go za jego ramię, ciągnąc na łóżko. Przetarłam kręci na jego plecach, czekając aż jego oddech się uspokoi. - Co to do cholery było?

- Nic - sapnął, jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w nierównym, szybkim tempie. 

- Nic? - krzyknęłam. - Nazywasz rozwalenie ściany dwa razy i rzucenie lampą w tą samą ścianę a zaledwie kilka sekund później niczym?

- Nie mogę ci powiedzieć. -  krzyknął w moją twarz.

Parsknęłam na to.

- Oh, nie możesz mi powiedzieć. Tak jak, nie możesz mi powiedzieć niczego na cholernego Boga, że nic się nie dzieje. Co? Znowu twoja głupia gówniana pieprzona gra? Huh? - Odkrzyknęłam, nasze twarze dzieliło teraz tylko kilka centymetrów. 

Jego oczy rozszerzyły się, a jego twarz zaczęła buzować z wściekłości.

Wtedy usłyszałam skrzypiące echo w całym pomieszczeniu. 

To był odgłos łamania kości. 

Justin właśnie mnie uderzył.

 Chwyciłam moją twarz w bólu, tylko znaleźć źródło kapiącej krwi.

Cofnęłam się do tyłu, ciągle trzymając w miejscu rękami szczękę i patrzyłam na Justina z przerażona.

- Taylor... - zaczął.

- Nie. - Wrzałam, ból od rozmowy był gorszym niż początkowy od uderzenia.

- Tak bardzo bardzo cię przepraszam - przeprosił, zaczynając podchodzić do mnie ponownie.

- Wynoś się z dala ode mnie, Justin - ostrzegłam, robią kolejny krok w tył.

- Nie chciałem, j-- - wyjąkał, ale przerwałam mu.

- Cóż, może ja nie chciałam tego robić - powiedziałam, unosząc prawą rękę, zacisnęłam ją w pięść i uderzyłam go w twarz.

- Albo tego. -  Uśmiechnęłam się, kopiąc go w jaja.

Chwyciłam moją prawą rękę w lewą, pocierając teraz moje krwawiące kostki.

- Co to kurwa było? - krzyknął, kuląc się z krzykiem, a następnie chwycił swoją twarz w lewą ręke, podczas gdy upadał na ziemię, chwytając jego penisa w prawą.

- Hmm, porwałeś me, kładąc moje życie na niebezpieczeństwo, oszukujesz mnie, bijesz... Mam kontynuować? - zapytałam niewinnie.

Odwróciłam się na pięcie i zbiegłam na dół, zbierając swoje rzeczy, które były na stoliku. 

Usłyszałam kroki Justina, potykające się na schodach.

- Taylor, przestań, proszę. Nie idź, przepraszam. Powiem ci. Obiecuję. - Błagał, podchodząc do mnie.

-  Wiesz, ja nie sądzę, bym kiedykolwiek chciała usłyszeć coś od ciebie ponownie - krzyknęłam, trzymając drzwi. 

Złapałam klucze od samochodu z mojej torby i otworzyłam drzwi, uderzając je tak mocno, jak tylko mogłam. Ostatnie słowa, jakie usłyszałam to Justin krzyczący abym wróciła.

Pobiegłam do samochodu, próbując się wydostać jak najszybciej z deszczu. 

Wyjechałam z jego podjazdu i pędziłam w dół drogi, chcąc dostać się do stacji benzynowej, by móc wrócić do swoich ubrań.

W oddali zauważyłam stację Shell, wraz z łazienką.  Zaparkowałam samochód i zebrałam swoje ubrania, szykując się do szybkiego biegu przez deszcz. Kiedy dotarłam do łazienki, drzwi były zamknięte. Potrzebowałam klucza. 

- Przepraszam piękna, czy potrzebujesz tego klucza? - Usłyszałam mężczyznę za mną. Odwróciłam się i moja twarz stanęła w twarz z Trevora. 

- Ty- ty powinieneś być martwy... - wyjąkałam, cofając się, uderzyłam w ścianę.

- To samo mogę powiedzieć o tobie. - uśmiechnął się.


Otworzyłam usta, gotowa do wzywania pomocy, ale poczułam rękę Trevora zakrywającego i surowo chwytającego moje ciało. 

Starając się poruszać jego ręką, ugryzłam go, ale on tylko się zaśmiał.

- Słodkie - zauważył. 


Wydobyłam gardłowy krzyk, gdy strzelił palcami. Nagle pojawiło się trzech ogromnych facetów, wychodzących z wielkiego czarnego samochodu kilka metrów dalej.

- Kim są ci idioci? Myślałam, że Justin zabił twoich ludzi - wychrypiałam przez rękę.


- Oh, po prostu zatrudniłem ich do pomocy. - Strzelił palcami ponownie, tym razem poczułam ciało leżące na twardej ziemi, związali moje ręce i nogi, grubą liną.

Szarpałam się, próbując uciec, moje usta szybko zostały zakryte taśmą, a sekundy później moje ciało było podnoszone i wrzucone na tył furgonetki. 

Próbowałam krzykną przez taśmę, ale nic. To było kompletnie bezużyteczne. Dziś będzie dzień w którym umrę. 


JUSTIN'S POV

 Poszedłem do łazienki, aby oczyścić krew z moich kostek zaraz po tym jak Taylor wyszła. 

Nie było mowy, żebym wyszedł z tego. Była wściekła. 

Nawet jeśli kopnęła mnie w jaja, musiałem przyznać, że było to niesamowicie gorące. Gdyby nie była przeciw temu co robię, mógłbym wziąć ją i przyłączyć do mnie tu i teraz.  Ale ona nigdy by tego nie zrobiła, jest za dobra. Plus, to tylko zniszczyło by nas związek. Jeden błąd wystarczy. 

Miałem nadzieję, że z nią w porządku. Nigdy nie chciałem jej uderzyć, ale kiedy moja złość była na tyle zła, że straciłem panowanie. Jestem niebezpiecznym człowiekiem i myślę, że Taylor po prostu musiała dowiedzieć się tego na własnej skórze.





Złapałem jakąś gazę z gablotki za lustrem i zacząłem owijać ją wokół mojej ręki, obracałem to, dopóki w pełni nie zakryłem. Aby ukryć bandaż, umiejętnie zaplotłem koniec gazy w krawat. 


Kiedy skończyłem, zamknąłem szafkę, moja twarz po raz kolejny odzwierciedlała mnie.  Szczerze mówiąc, byłam zniesmaczony tym co zobaczyłem. Nigdy bym nie pomyślał, że będę jednym z tych którzy uderzą dziewczynę.  Naprawdę, nie byłem Justin Bieberem, częścią gangu Kings, byłem potworem. 


Odwróciłem się na pięcie i pobiegłem do salonu. Cały dom był cichy, słuchać było tylko delikatny dźwięk szumu lodówki. Gdzie do cholery byli chłopcy?


Chwyciłem telefon i napisałem wiadomość do Mike'a. Jeśli gdzieś byli, to on jeden odpowie. 


Rzeczywiście, sekundę później odpowiedział, że wyszli wcześnie zadbać o jakiś biznes i byli w drodze powrotnej. 


To wyjaśnia dlaczego ich tu nie było, kiedy Taylor i ja toczyliśmy walkę. 


Utraciłem pociąg myśli, nie zdawałem sobie sprawy, że chłopcy już wrócili, machając rękami przed moją twarzą.


- Co się do cholery stało z twoją ręką? - spytał Chaz.


- Nie twój interes. Mówiąc interes, co robiliście, że mi nie powiedzieliście o tym? - splunąłem. 


-  Czy ty jesteś kurwa głupi? Taylor tutaj była, a wszyscy wiemy, że nie może dowiedzieć się o tym co robi. To nie bezpieczne. Gdzie ona tak w ogóle jest? - pisnął Mike.


- Nie wiem - mruknąłem, opuszczając głowę.


- To dlatego twoja ręka wygląda jak gówno? - odezwał się Chaz, wskazując na zawinięty bałagan. 

 Kiedy nic nie powiedziałem, od razu wiedzieli że coś się stało. Wszyscy zamilkli i spojrzeli na mnie z zdumionym wyrazem.

- Nie patrzcie tak nie kurwa, okay?  Mamy do czynienia z większym gównem. Trevor nie jest martwy. Taylor i ja prawie uprawialiśmy seks i dostałem wiadomość od niego, mówiąc, że mógł nas widzieć. Zerwałem się i rzeczywiście był na zewnątrz, opierając się o czarny samochód, obserwując nas. Teraz wie, że Taylor jest tą którą miał zabić - wyjaśniłem. - Zapytała się mnie co do cholery jest nie tak, a ja nie chciałem jej martwić, wiesz, że mam problemy z gniewem więc uderzyłam w ścianę dwa razy, rzuciłem lampą o ścianę a na koniec uderzyłem ją, kiedy nie chciała się zamknąć. - Zacząłem się śmiać, za nim powiedziałem następną część. - Potem kopnęła mnie w jaja, uderzyła w twarz i wyszła. 

Podczas gdy Chaz i Mike pękali z ostatniej części, prawie turlając się po podłodze ze śmiechu tak bardzo, Ryan nareszcie przemówił.

- Whoa, chłopcy to nie jest śmieszne. Jeśli Trevor prześladował ją wtedy kiedy wyszła, on pewnie obserwuje. Ona jest teraz w niebezpieczeństwie. - powiedziałem z niepokojem.

- Cholera masz rację - mruknąłem. - Musimy ją znaleźć. Teraz.

Właśnie wtedy mój telefon zaczął dzwonić. Spojrzałem w dół ekranu, by zobaczyć imię Taylor.  

 Odpowiedziałem na wezwanie w panice, włączyłem na głośnik, więc wszyscy wszyscy chłopcy słyszeli.

- Taylor gdzie jesteś?  Wszystko w porządku? - zapytałem, ale nic.


 Po drugiej stronie linii było słychać stłumione krzyki, jak również śmiech ludzi.

 Natychmiast rozpoznałem głos Trevora, gdy powiedział -  Biedny Justin, nie ma pojęcia, że będę pieprzył jego dziewczynę. - a następnie zaśmiał się przerażająco.

 Niemniej jednak do cholery jak Taylor udało się to zrobić, że zadzwoniła do mnie i poprosiła o pomoc. 

-  Włącz aplikację lokalizatora - wyszeptał Mike, idą w moją stronę z długopisem i kartką. 
  
Mając telefon na głośniku, otworzyłem aplikachę i czekałem chwilę, aż znalazła jej lokalizację. 
  
 Na ekranie pojawił się komunikat "Znaleziono wyniki!"

- Jezioro  McCarthy -  Powiedziałem do Mike, gdy nabazgrał na dole lokalizację. 

-  - Idę, Tay - powiedziałem do telefonu tuż przed zakończeniem rozmowy i wstałem.

- Chłopcy, bierzcie swoją broń. 



~*~ 
Spodziewaliście się, że Justin uderzy Taylor? I co teraz z naszą panną Coleman? Czy Justin ją uratuje jak myślicie? 


Follownijcie na Twitterze polskich role-playerów Taylor Justina

 *dla pytających: jeśli chcecie założyć role-playera któryś z postaci (oprócz Justina i Taylor, oczywiście :)) to zostawcie w komentarzu taką wiadomość i kontakt (np. tt) :)