19 lutego 2014

♔ Chapter 36 ♔

Katie's POV

Otworzyłam butelkę, która była wypełniona akoholem. Wzięłam proszek i wsypałam go do środka potrząsając butelką.
- Widziałyście moją torbę? - Taylor otworzyła drzwi od pokoju Sary - Czekaj, gdzie jest Katie? - cholera.
- Och, ona poszła do łazienki - usłyszałam kłamstwo Sary. Mój oddech drżał, kiedy Sara dla mnie starała się utrzymać rozmowę z Taylor, potrząsnęłam butelką jeszcze kilka razy i zmieszałam "lek" z alkoholem wystarczająco dokładnie.
Wrzuciłam butelkę z powrotem do torby i wyszłam przez drzwi, od niechcenia wróciłam z powrotem do nich.
- Hej, Katie, widziałaś moją torbę? - zapytała.
- Tak! Zostawiłaś ją przed drzwiami, tak myślę - uśmiechnęłam się do niej, a ona wymamrotała słowa podziękowania w moim kierunku, wchodząc do środka.
- Co ty tu robisz? - szepnęła Sara, spoglądając na mnie pytająco, kiedy Taylor nie było w zasięgu.
Skinęłam głową, podniecona siadając na krześle stojącym na trawniku, podczas kiedy Sara uśmiechnęła się, czekając aż Taylor wróci, wzięła butelkę i wzięła ogromny łyk.
_________________________________________________________________________________

Justin's POV

Zatrzasnąłem tylne drzwi samochodu i wyciągnąłem nasze torby z samochodu. Znajdowaliśmy się na stacji Amtrak, to tylko godzinę drogi od Stratford.
Ja, Chaz, Mike i Ryan jechaliśmy w dół Queens, w Nowym Jorku, aby zająć się trochę biznesem, obiecalem Taylor, że pozwolę na to bankowi Hella, nie... To było dokładnie dziesięć tysięcy kawałków.
Byłem niezwykle niechętny, aby opuścić ją w pierwszej kolejności. Poniważ chciałem być w pierwszym i drugim tygodniu lata, nie chcę zostawiać Taylor samej, ona na pewno nie mogła przyjść, chociaż może i by to zrobiła.
W każdym bądź razie chciałem po prostu wrócić do domu. Tęskniłem za nią. Chciałem pocałować jej miękkie, pulchne, różowe usta. Chciałem przytulać się z nią na łóżku, oglądać filmy, dopóki któreś z nas by nie usnęło. Chciałem zabrać ją i cieszyć się promieniami słońca, które o dziwo były zaskakujące. Chciałem owinąć swoje silne ramiona, wokół jej delikatnej talii i pocałować ją w czoło, zapewniać ją, że jest bezpieczna, tak długo jak jestem przy niej.
Mimo, że nie była.
Jęknąłem, przeklinając, że opuszczam ją na "zawsze" - nawet, jeżeli były to tylko dwa tygodnie. Usiadłem na siedzeniu kierowcy, gotowy wynosić się stąd.
- Wszystko w porządku stary? - zapytał Mike, zajmując siedzenie pasażera, lekko trącąc moje ramię. Uśmiechnąłem się lekko, bo wszystko przypominało mi Taylor.
Uśmiech natychmiastowo zniknął, chociaż byłem pewny, że jestem zły tylko na siebie - Nie - zmarszczyłem brwi.
- Co cię gryzie? - ponownie spytał.
- Ty myślisz kurwa? - splunąłem. Moja twarz wykrzywiła się na wszystkie sposoby, przeniosłem dłonie na włosy, pociągając lekko za końcówki. Ponownie jęknąłem. - Przepraszam, chcę tylko wrócić do domu. Jesteśmy już gotowi, czy Chaz będzie jeszcze srał? - wskazałem na drzwi do łazienki, zwalczając śmiech. Głupi osioł siedział tam przez dziesięć minut.
- On wciąż tam jest? - Roześmiał się Ryan, otwierając drzwi i wspinając się na tylne siedzenie.
- Jestem tutaj, dupki - Chaz krzyknął do Mike'a, który otworzył okno, rozciągnął się i wyszedł z łazienki.... wreszcie.
- Więc się kurwa pośpiesz i wsadź swoją dupę tutaj. Justin jest trochę za bardzo chętny, aby spotkać się ze swoją dziewczyną - Ryan uśmiechnął się, pochylając ku drzwiom, aby otworzyć je dla Chaz'a
Reszta chłopaków roześmiała się wyśmiewając się ze mnie, a ja umieściłem kluczyki w stacyjce i ruszyłem samochodem.
- Mówcie co chcecie, ale ja przynajmniej mogę mieć trochę cipki dla ciebie, w przeciwieństwie do was, ciot.
Zamknęli drzwi. Wszyscy przestali się śmiać i mamrotali - Kutas - oderwałem się od krawężnika i przyśpieszyłem na drodze aż siedemdziesiąt mil na godzinę, nie chcąc tracić kolejnych sekund bez Taylor.
____________________________________________________________________________
Dzięki mojej szybkiej jeździe, została nam jeszcze długa godzina drogi, a zajmie nam ona jakieś trzydzieści pięć minut. Dojechaliśmy do tabliczki znanego nam dobrze miasta "Witam w Stratford! Ludność to trzydzieści trzy tysiące osób" wjechaliśmy.
- Szybko - rzuciłem, wskazując na niego palcem.
- Tak, tak - odpowiedział w roztargnieniu, przebierając się by otworzyć drzwi i wejść do środka.
Czekaliśmy przez chwilę, kiedy usłyszałem dźwięk mojego iPhone'a. Rzuciłem się w jego kierunku, mając nadzieję, że to była Taylor.
Przejechałem kciukiem po ekranie, aby odebrać połączenie, jednak po drugiej stronie to nie była Taylor.
- Cześć, jesteś Justin? - spytał mężczyzna. Miał szorstki głos, po pierwsze - nigdy w życiu go nie słyszałem - nie wspominając, że brzmiał na niezwykle zaniepokojonego.

- Tak, kim jesteś? - rzuciłem, Mike spojrzał na mnie marszcząc brwi, wydając z siebie bezgłośne "co się dzieję?". W odpowiedzi po prostu wzruszyłem ramionami, ja nawet nie wiem kim on jest i co do mnie mówił, skąd do cholery mam wiedzieć co się dzieję?
- Cześć, Justin. Znasz Taylor? Myślę, że jej nazwisko to Coleman.. - urwał po raz kolejny, brzmiąc jeszcze bardziej interesująco.
- Tak, znam. Jeżeli nie masz nic przeciwko, to spytam, co się kurwa dzieję? Kim jesteś i dlaczego dzwonisz z jej telefonu?
- Justin, pracuję w Judas Hospital. Twoja nazwa, była pierwszą w ulubionych Taylor... Z przykrością informuję, że jest w szpitalu, w stanie krytycznym.
Moje serce przestało bić, a telefon wypadł mi z rąk. Taylor jest w szpitalu? W stanie krytycznym? To oznacza, że w zasadzie ona umiera. Przez Trevora? Zranił ją? Czy to był wypadek?
- Justin, jestś tam jeszcze? - usłyszałem głos. Podniosłem telefon, który spadł mi na kolana. Odetchnąłem, łapiąc powietrze, ponownie sięgnąłem po telefon i mocno przycisnąłem go do prawej strony mojego ucha.
- Tak, jestem. - jęknąłem.
- Dobrze, przyjedziesz do szpitala? Nie wiemy, czy masz z nią jakikolwiek związek, czy jesteś jej bratem, kuzynem, chłopakiem, ale ona potrzebuję kogoś, kto będzie przy niej od razu. Nie wiemy, czy ona będzie mogła...
- Jestem tylko kilka przecznic dalej... Mogę być tam w zaledwie minutę - wymamrotałem,
- Trzecie piętro, pokój trzysta dwadzieścia siedem.
Odłożyłem słuchawkę i spojrzałem na Mike'a, moje oczy zaszkliły się, nadal starałem się oddychać. W tym momencie łzy mignęły przed moimi oczami. Myśl o jej utracie, była nie do pomyślenia... Ona jest dla mnie wszystkim.
- Justin, kto to był? - spytał Ryan z tylnego siedzenia, ale jego ciekawska głowa wystawała pomiędzy siedzeniem pasażera, a kierowcy.
- To był facet ze szpitala... Taylor ma kłopoty... - odwróciłem się do Mike'a i Ryan'a, ponownie odpaliłem samochód. Nacisnąłem pedał gazu, bez zawrotu, tak jak wyszedł z domu, automatycznie otwierając drzwi.
- Hej! Czekaj! Gdzie jedziesz? - krzyczał, biegnąc za samochodem.
Wystawiłem głowę przez okno i krzyknął. - Szpital! Chodź.
____________________________________________________________________________
Dwie minuty później znalazłem się na parkingu szpitalnym. Ja i chłopaki biegliśmy do wnętrza parteru, pamiętając, co powiedział mi mężczyzna z telefonu.

Piętro trzecie, pokój trzysta dwadzieścia siedem.

Biegłem do windy, nacisnąłem przycisk prawie dziesięć razy, aż wreszcie, ring! drzwi windy otworzyły się. Ja, Ryan i Mike wbiegliśmy do środka, a ja wyciągnąłem rękę w kierunku przycisku do góry, nacisnąłem przycisk "trzecie" dużo razy.
Pierwsze piętro. Piętro trzecie, pokój trzysta dwadzieścia siedem.
Drugie piętro. Piętro trzecie, pokój trzysta dwadzieścia siedem.
W końcu winda zadzwoniła jeszcze raz i drzwi otworzyły się na trzecim piętrze. Chłopaki szli tuż za mną, pobiegłem do recepcji z napisem "ICU". *
Oddział intensywnej terapii. Czytając te słowa, poczułem słabość w kolanach, potykałem się o własnych nogach, że wylądowałem na biurku.
- Gdzie jest pokój trzysta dwadzieścia siedem? - powiedziałem w kierunku faceta za biuerkiem, pochyliłem się nad biurkiem zniecierpliwiony i zdyszany.
- Jesteś Justin? - zapytał. To lekarz w białym kitlu. Wyjął ze schowka papiery, miał krótkie, puszyste, siwe włosy i przyjemne niebieskie oczy.
Skinąłem głową na tak. Wydawało mi się, że moja głowa oderwała się od mojego ciała.
- Ach, nazywam się doktor Milander, rozmawialiśmy przez telefon o Taylor.
- Co się z nią stało? - zapytał Ryan.
Lekarz spuścił głowę, spojrzał w górę i spojrzał w nasze przerażone oczy. - Justin, obawiam się, że Taylor przedawkowała.
____________________________________________________________________________
Hejcia, hejcia, żabcia wróciła. :D To najpierw wyjaśnienia
* ICU - z angielskiego oznacza to "Intensive care unit", czyli oddział intensywnej terapii, niestety nie znam skrótu na polski od tego słowa, dlatego zostawiłam tak jak jest w oryginale. 
A no i ten. Nie wiem czy jak jest rozdział Katie, czy to było w przetłumaczonym przez W. rozdziale (było zapisane kursywą), ale nie chciało mi się sprawdzać, dlatego moja wypowiedź może różnić się od wypowiedzi z poprzedniego rozdziału.
A i nie wiem o co chodziło z tekstem "bank Hella", wybaczcie za błędy.

Miłego czytania! ^_^

6 komentarzy:

  1. Boże... w takim momencie... jak zwykle zajebisty ! Kocham!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. omg, ona wyjdzie z tego prawda?! świetny♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Idealny rozdział no i myślałam, że się nie doczekam. Myliłam się :)
    Czekam z niecierpliwością na następne :)
    H.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szybko następny rozdział... Jej kocham to opowiadanie... <3

    OdpowiedzUsuń