29 listopada 2013

♔ Chapter 29 ♔

8 komentarzy:

Katie's POV


Chciałam się na nich zemścić.
Omal mnie nie zabito, a ona zabrała sobie Justina.
I nie obchodzi mnie, jak musiałabym dotrzeć do osiągnięcia mojego sukcesu. Cokolwiek to będzie, ja to zrobię.
Czas na zegarku wskazywałam dziesiątą czterdzieści pieć rano. Byłam w drodze na spotkanie z moim "przyjacielem" w Tim Hortons, do omówienia niektórych spraw... firma. Musieliśmy zająć się udziałem Justina i Taylor.
Kiedy dotarłam do znaku stop, wyciągnęłam mój telefon i ujrzałam ikonkę nowej wiadomości tekstowej na ekranie telefonu.

Jestem w drodze. Będę na miejscu w ciągu kilku minut.

Uśmiechnęłam się do ekranu w moim pustym cabrio. Położyłam telefon na kolanach i od nowa zaczęłam jazdę, znajdowałam się tylko dwie minuty od kawiarni.
Dźgnęłam przycisk na moim iPhone, dzięki czemu zablokowałam ekran. Czas który teraz wskazywał to jedenasta rano.

Powiedziała, że jest już prawie tutaj, ale było za późno.
Zaczęłam bębnić moimi wypielęgnowanymi, czerwonymi paznokciami kiedy usiadłam przy stole i położyłam moją prawą nogę na lewej. Ludzie siedzieli wokół mnie, mogłam sobie wyobrazić, jak rozmawiają ze sobą i mówią jakie "ekscytujące" jest ich życie. Ale był też jeden głos, który wyróżniał się od wszystkich.
Odwróciłam głowę lewo, a potem na prawo, siedząc w środku Tim Hortons. Wtedy dostrzegłam ich. Mam mu o tym powiedzieć?
To był Justin, siedział obok Taylor Coleman. Wiedziałam dokładnie, kim jest, ale ona nie wiedziała, że to zrobiłam.
Zastanawiałam się przez chwilę, czy nie powinnam podejść. Z jednej strony, był plan, a to byłoby dla nich wielkim zaskoczeniem.  Cóż, to nie było nawet zaskoczeniem, biorąc pod uwagę, że ta dwójka małych skurwieli nie wiedziała o tym gównie.
To będzie zabawne. Dlaczego nie? - pomyślałam.
Wstałam i wykładziłam swoją koszulę, wycofałam ją lekko na ramiona i ruszyłam do nich.
- Justin? O mój Boże, kochanie co ty tu robisz? - udawałam zaskoczoną.
Zarówno Taylor jak i Justin spojrzeli na siebie, a potem ich wzrok przeniósł się na mnie. Wyraz ich twarzy był bezcenny.
- Boże, czego ty kurwa chcesz? - jęknął, ukazując odrobinę długości swojej szyi, kiedy do mnie mówił.
- Jezu, ja tylko powiedziałam cześć. - broniłam się, cofając o krok, ale potem uśmiechnęłam się i podeszłam do nich ponownie. Nie będzie tak łatwo.
- Hej - powiedziałam, chwytając Justina za boki twarzy i zmuszając go, aby spojrzał mi w oczy. - Nadal do mnie nie zadzwoniłeś. - mrugnęłam do niego.
- To jest to. - warknął prze zaciśniete zęby, kładąc swoje dłonie płasko na stole i spojrzał w górę. Jednak zanim zdążył spróbować mnie skrzywdzić, Taylor złapała go za nadgarstek i pociągnęła do z powrotem na dół. Zanim cokolwiek zrobił.
- Justin, bądź miły. - mruknęła pod nosem.
- Bądź miły? - zadrwił, śmiejąc się
Spojrzała na niego, a potem na mnie. - Katie, chcesz się do nas dosiąść? - Ha, siedzieć z tobą? Obie spojrzałyśmy na Justina, aby zobaczyć zmarszczki na jego twarzy, a jego usta były szeroko otwarte ze zdziwienia.
Udawałam dąsy. - Mmm, nie dzięki, powinnam wrócić na swoje miejsce, czekam na przyjaciela. - posłałam im kolejny fałszywy uśmiech - Miło było cię spotkać Justin i... - urwałam.
- Taylor. - dokończyła za mnie, chociaż dokładnie wiedziałam kim była ta suka.
- Ach, więc jesteś Taylor. Widziałam cię z nim. - udałam, położyłam mój palec na brodzie i sztucznie zaczęłam ją pocierać.
- Być może w szpitalu? - zapytała.
- Nie. Nie oto chodzi. Oh! - rzuciłam i palcem wskazałam na Taylor. - Safeway!
- O tak! - przypomniała sobie.
Przez kilka sekund nastała grobowa cisza i zdałam sobie sprawę, że czekała na odpowiedzieć.
- Cóż, ja naprawdę powinnam wrócić do swojego stolika, do zobaczenia - uśmiechnęłam się do nich i prosto falą odwróciłam się przed siebie.
Słyszałem jak Justin i Taylor po cichu się kłócili.
- Psycholka. - mruknął pod nosem. - Dlaczego spytałaś ją czy usiądzie z nami? Nienawidzimy jej. - podkreślił.
- Nie nienawidzę nikogo Wydaję się być... miła. - stwierdziła. Ona myśli, że jestem miła? Idealnie.
- Tak, miła szalona suka. - wymamrotał. - Powinniśmy wyjść, nie chcę być nigdzie w pobliżu niej.
Usiadłam i przyglądałam się im kątem oka, kiedy wstali. Dłonie mieli złączone i wyszli razem przez drzwi.
Spojrzałam przez okno, przyglądałam się jak wchodzili do samochodu Justina i wyjechali z parkingu. Jakie to słodkie, pomyślałam.
- Przykro mi, że jestem tak późno.
- Dlaczego tak późno? - zapytałam, obracając swój telefon w palcach, spojrzałam na nią, kiedy usiadła naprzeciwko mnie.
- Halo? Czy zapomniałaś, dlaczego to robimy? Czy zapomniałaś dlaczego się zakradliśmy? Taylor nie może mnie zobaczyć. Widziałam ich przez okno i czekałam, aż wyjdą. - przypomniała mi, chwyciła kosmyk swoich brązowych włosów i przerzuciła je na jej lewe ramię. - A tak przy okazji, dlaczego mi o nich mówisz?
Machnęłam ręką lekceważąco. - Nic, nie ważne. Tak dla zabawy. To ironicznie, że zna nasz plan, tym czasie Taylor uznała, że jestem.. Cytuję: miła. - wydałam z siebie małe parsknięcie
Roześmiała się. - Jeżeli tak mówisz - urwała.
- Dobrze jest, jesteś pewna, że możemy zrobić to wszystko? To będzie bardzo intensywne.. I będziesz musiała się tego dokonać. Nie ma odwrotu, kiedy już to zaczniemy, więc? - spytałam, unosząc brwi.
- Tak, jestem tego pewna. Po prostu mi powiedz, co mam robić, a ja to zrobię. Cokolwiek. Cokolwiek kurwa zechcesz. - zapewniła, pisząc coś na swoim iPhone, a następnie wślizgnęła go do tylnej kieszeni.
- Fantastycznie! - uśmiechnęłam się do niej. - Przyjemnie jest robić z tobą interesy, Saro.
Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się szeroko. - Podobnie.

23 listopada 2013

♔ Chapter 28 ♔

5 komentarzy:

Taylor's POV

Upiłam kolejny łyk wody z mojej butelki, siedząc przy biurku w moim pokoju, stukałam nerwowo o jego krawędź długopisem.
Przez ostatnią godzinę siedziałam bez ruchu, wypisując plusy i minusy Justina, o których mówiła Sara.
W końcu pomyślałam, że to tak naprawdę nie było nic wielkiego. Biorąc pod uwagę fakt, że Sara miała teraz chłopaka, mogła siedzieć teraz po prostu nad nim "wisieć", ona jest teraz taka zajęta.
Sara chciałaby poznać Justina. Wiedziałam, że ona go zaakceptuję, gdy tylko go zobaczy, bo rzeczywiście, był bez skazy. Ona zaakceptuję jego serce, kiedy dowie się, że traktuję mnie jak księżniczkę, że mnie kocha, jest dżentelmenem i mnie chroni. Ona nie zaakceptuję jego stanu umysłu. Zawsze myśli o biznesie i trzyma mnie z dala od śmierci i Trevora.
Jest jeszcze jedna rzecz. Jeżeli Sara będzie w jego pobliżu, to Trevor może się o tym dowiedzieć i ostatecznie ona również będzie na jego liście.
To się działo naprawdę. To byłby definitywny koniec. Nie trzymałam go z dala od niej, bo ona by tego nie zaakceptowała, ale jeżeli się do siebie "zbliżą" to może być dla niej złe.
Mój telefon zabrzmiał na co spadłam ze zdziwienia z krzesła. Podniosłam go z eleganckiego, białego dywanu i mamrotałam do siebie wiadomość tekstową.

Poszła już?

Justin. Zupełnie zapomniałam, obiecałam napisać mu wiadomość kiedy ona wyjdzie.

Tak, chodź na lewo. 

Czekałam chwilę, ale nie otrzymałam odpowiedzi.
Nagle ktoś zapukał do drzwi mojego balkonu, na co spadłam z krzesła... znowu.
Czując się nieswojo lekko uniosłam rolety do góry, starając się dotrzec, kto tam był.
- Kurwa, wpuść mnie kochanie, tu jest zimno. - Justin jęknął z drugiej strony.
Westchnienie ulgi uciekło z moich ust, kiedy otworzyłam drzwi, zacierając dłonie na ramiona, czując ciepło z zimnem, czyli tradycyjne kanadyjskie powietrze.
-  Kłamca! - rzucił oskarżająco, kiedy wszedł do środka.
- Słucham? - zapytałam, zdezorientowana jak diabli.
- Mówiłaś, że poszła w lewo. Byłem w moim samochodzie na zewnątrz w ciągu ostatnich dwudziestu minut. - zawołał.
- Dlaczego byłeś przed moim domem? - krzyknęłam.
- Ja tylko upewniałem się, że jesteś bezpieczna. Obiecałem ci, że nigdy nie pozwolę, abyś została skrzywdzona. W przeciwieństwie do kogoś, dotrzymuję obietnic. - mrugnął na końcu, dając mi do zrozumienia, że tylko się drażni.
- Oh, dobra, przepraszam. - wzruszyłam ramionami. Usiadłam na łóżku w siadzie skrzyżnym.
- Aye, co się stało? - zapytał, przysiadając obok mnie.
- Sara. - westchnęłam.
- Boże, czy ona zaczęła jakieś głupie walki? - przewrócił figlarnie oczami.
- Nie... Ona ma chłopaka. Jest tym taka podekscytowana, że chcę, abym go poznała, ale w między czasie mam się przecież ukrywać. - wymamrotałam.
- No to zrób to. - zasugerował.
- Nie mogę. Byłabym za bardzo widziana. Chciałabym naprawdę ją zachwycić i ją spotkać. Żebyś ty też mógł ją spotkać. Ona by cię pokochała... albo może jeszcze zbyt więcej. - zaśmiałam się lekko, przed kontynuowaniem. - Ale jest jeszcze Trevor.
Skrzywił się. - Co z Trevorem?
- Ponieważ jest prawdopodobieństwo, że on nadal na nas patrzy, może widzieć ciebie i mnie i Sarę i pójdzie za nią.
- Oh! - westchnął, zastanawiając się nad tym co mówiłam.
- Ona jest moją przyjaciółką, od tak długo, odkąd pamiętam. Justin nie chcę jej angażować w cokolwiek z tego. - jęknęłam, opierając głowę na jego ramieniu.
- Dobrze, więc się z nią nie spotkam, ale nie wiem o co tyle krzyku? Czemu w ogóle przeżywasz to wszystko? - zapytał, pocierając tył swojej głowy.
- Kiedy do mnie przyszła, powiedziała, że moja pościel pachnie chłopakiem, a potem wstała z łóżka i zobaczyła ubrania w kącie pokoju. Podbiegła tam i zapach był dokładnie taki sam jak na pościeli. Ona jest teraz bardzo ciekawa. Jest przekonana, że mam chłopaka, który oczywiście, oczywiście tu był. - zatrzymałam się, a on potarł swoją głowę. Jego ciało zamarło, kiedy zdał sobie sprawę co się stało.
- Co do kurwy, ona jest psem? Kto czuję zapach na czyimś cholernym prześcieradle? - zaśmiał się.
- Fuj, to jest naprawdę obrzydliwe. - powiedziałam, wciąż opierając się o jego ramię.
Był spokojny, ale nic nie mówił. Nawet w ruchu. W końcu na niego spojrzałam.
- Hmm? - wymamrotał. - Jak to tobie mówiła, to brzmiało jak los na loterii. - brzmiał jak podekscytowany, myśląc, że to był jeden z najlepszych pomysłów.
- Justin! - krzyknęłam, uderzając go w ramię.
- Co? To dobry pretekst, aby ta suka zamknęła mordę. - jęknął.
Nie zamierzałam kłamać, choć to był naprawdę dobry pomysł. Był w nim tylko jeden mały błąd.
- Nie jestem typową dziewczyną, mimo, że śpię. Mam dobre oceny, jestem w moim domu cały czas, oglądam telewizję, siedzę na komputerze i jem. - zwróciłam uwagę.
- Ale poszłam do klubu w noc, w którą się spotkaliśmy. - powiedział. - Dlaczego po prostu nie powiesz jej, że poszłaś tam ponownie, ale byłaś zbyt pijana i skończyło się to na kilku losowych nieznajomych i pobyt w ich domach? - zasugerował
Mogłabym powiedzieć, że był już zmęczony mną i moimi nerwami, szczerze mówiąc, ja też byłam.
Byłam - podkreślał więcej sposobów niż rzeczywiście było. Justin miał rację, to był łatwy i szybki sposób, aby Sara się zamknęła i przestała zadawać pytania.
- Masz rację. - westchnęłam.
- Zawsze - triumfował, chwycił mnie za boki i pociągnął na dół, abym leżała płasko na łóżku.
Śmiałam się, kiedy chwycił mnie po moich obu stronach i uniósł mnie lekko w górę więc wisiałam nad nim.
Jak silny był?
Delikatnie mnie położył więc teraz płasko na nim leżała, z głową opartą o moje poduszki.
Za każdym razem, kiedy na niego patrzyłam miałam motyle. Wiem, że to zabrzmi jak gadka dziewczynki z piątej klasy, ale taka była prawda. Spojrzał mi w oczy, a mój żołądek przestawił się z pionu. Byłam nerwowa będąc przy nim. On się ze mnie śmiał. To dlatego go kocham.
_________________________________________________________________________________
Jeżeli chcecie wiedzieć więcej odnośnie rozdziałów itp. zapraszam na mojego aska: ask.fm/ahaselly

9 listopada 2013

♔ Chapter 27 ♔

10 komentarzy:

Taylor's POV


Około godzinę po skończeniu śniadania w domu Justina, on i ja byliśmy w samochodzie w drodze na stację benzynową.
- Nie musimy tego robić teraz, jeśli nie chcesz. Możemy wrócić do domu, czy coś, albo gdzieś iść.. - urwał w zamyśleniu.
- W porządku. Nie chcę, aby mój samochód został odholowany ponownie. - wzruszyłam ramionami.
Byliśmy w drodze, aby odebrać mój samochód, kiedy opuściliśmy stację benzynową, od kiedy Trevor i jego gang zaatakowali mnie.
- Więc, jesteś pewna? - zapytał, kiedy byliśmy niedaleko mojego domu, jadąc w prawo lub w lewo przez stację benzynową.
- Lewo. - powiedziałam, a uśmiech był dostrzegalny w moim głosie.
- Dobra, dobra, chciałem się tylko upewnić. - zaśmiał się, skręcając w lewo.
- Plus, mamy plany z Sarą, więc muszę mieć swój samochód. - wskazałam.
- Kiedy w końcu będziesz w stanie spełnić tę sukę, która bierze się za mnie? - uśmiechnął się, jakby tylko żartował, ale mogłabym przysiąc, że był poważny.
- Justin - dyszałam, uderzając go w ramię.
- Aye. - śmiał się, zbaczając samochdem w nieco pustą drogę. - Żartowałem... w takim rodzaju. - uśmiechnął się, mówiąc ostatnie słowo zaledwie szeptem, ale nadal był słyszalny.
- Mam doskonały słuch, wiesz c. - podkreśliłam. - A ty się z nią spotkaj. - zamarłam, udając, że nad czymś rozmyślam, nigdy. - Nie masz czasu, aby wymknąć się gdzieś  do Tim Hortons?
- Pieprzenie, to brzmi dobrze w tej chwili. - westchnął błogo.
- Co to? - zapytałam.
- Tim Hortons! - zawołał. - Hej! Może powinniśmy się tam wybrać.
- Hej! Nie, żartowałam. - ponadto, on po prostu połknął haczyk.
- I co z tego? Proszę, jesteśmy tuż przy stacji benzynowej, a następnie mamy dla siebie jeszcze kilka minut. - błagał. - Proszę, proszę, proszę.- trzymał się tego dalej.
- Zamknij się. - płakałam, stojąc w miejscu. - Dobrze, możemy iść.
Spojrzałam na niego, a szeroki uśmiech rozprzestrzenił się na jego twarzy.
- Ale idziemy tam najpierw. Zanim dojedziemy po samochód. - powiedział, zwracając na Tim Hortons i zjeżdżając na parking.
- Dobrze, - jęknęłam, pomimo, że kochałam spędzać z nim czas.
Otworzył drzwi samochodu i szybko przebiegł na moją stronę, zanim zdążyłam rozpiąć jeszcze pasy bezpieczeństwa.
- Po tobie, kochanie. - powiedział, otwierając drzwi samochodu.
Śmiałam się z niego, chwyciłam go za rękę i splotłam nasze palce razem, idąc w kierunku baru.
Udaliśmy się do baru i od razu wskazano dla nas dwa pączki i dwa mrożone cappuccina, zanim znaleźliśmy jeszcze miejsce i usiedliśmy.
- Kiedy znowu zaczynasz szkołę? - zapytał, biorąc kęs jedno z jego pączków. Jesteśmy teraz na przełomie ferii, faktycznie, zostało mi tylko kilka tygodni, aby zrobić wszystko do liceum, nie tylko rok, ale to była dla nas całość.
- Pozwól mi sprawdzić. - powiedział, chwytając moją torbę, zaczął grzebać w moim telefonie.
- Justin, O mój Boże, kochanie, ty? - kurwa.
Spojrzał w górę znad mojej torby, aby zobaczyć stojąc przed nami Karie, która uśmiechała się do niego.
- O Boże, czego ty kurwa chcesz? - splunął.
- Jezu, ja tylko mówię cześć. - broniła się, cofając o krok, ale potem uśmiech ponownie rozpromienił jej twarz
- Hej! - krzyknęła, chwytając Justina za boki i zmuszając go, aby spojrzał w jej kierunku. - Nadal do mnie nie zadzwoniłeś. - mrugnęła.
- To jest to. - warknął przez zaciśniętę zęby, położył dłonie płasko na stole, podnosząc się do góry, ale złapałam go za nadgarstek i pociągnęłam go z powrotem na dół, zanim zrobiłby coś czego by żałował.
- Justin, bądź miły. - poprosiłam.
- Bądź miły? - zadrwił, śmiejąc sie.
Rzuciłam mu szybkie spojrzenie. - Katie, chcesz posiedzieć z nami? - zaproponowałam, spoglądając na Justina, aby zobaczyć, że grymas pojawił się na jego twarzy, a usta miał szeroko otwarte.
Jej wzrok przeniósł się pomiędzy nas oboje. - Mmm, nie, dziękuję. Muszę wrócić na swoje miejsce, czekam na przyjaciela. - uśmiechnęła się do nas. - To było miłe zobaczyć cię Justin i...
- Taylor. - dokończył za nią.
- Ach, więc jesteś Taylor. Widziałam cię, zanim. - powiedziała, wpatrując się trochę, myślała.
- Być może w szpitalu. - powiedziałam.
- Nah, to nie to... Oh! - płakała, podskoczyła i spojrzała na mnie - Safeway!
- Oh tak! - pamiętam ją, uderzająca dziwka, guma do żucia i zakupione prezerwatywy... dla Justina.
- Cóż, ja naprawdę powinnam wrócić do swojego stolika teraz, zobaczę się z wami później. - uśmiechnęła się i posłała mi prostu uśmiech, przed odwróceniem się.
- Psycholka. - Justin mruknął pod nosem. - Dlaczego jej zapytałaś czy się do nas dosiądzie? Nienawidzimy jej. - podkreślił.
- Nie nienawidze nikogo. Wydaję się być miła. - stwierdziłam, będąc niepewna swoich słów.
- Tak, miła. Ta szalona suka. - wymamrotał. - Powinniśmy to zostawić, nie chcę być w jej pobliżu. - żachnął, przegryzając ostatni kęs pączka i chwycił swojego drinka.
Szybko dokończyłam swojego pączka i również złapałam się za mojego drinka, złączyłam swoje dłonie z dłońmi Justina, kiedy szliśmy do samochodu.
- Ja po prostu nie rozumiem, dlaczego tak bardzo ją nienawidzisz. To znaczy, na pewno myślę, że jej nienawidzisz, bo w przeszłości też miałam facetów, ale jestem gotowa być dla niej miła. - stwierdziłam.
- Tak. Moja przeszłością z nią i twoje szybkie zaniedbanie. "Safeway" to dwa bipolarne przeciwieństwa. - splunął, wyraźnie zaczął się denerwować. Ale mnie to nie obchodziło, zaczęłam z nim "walczyć".
- Pamiętaj, że w mojej przeszłości ja również spałam ze swoim chłopakiem. - wskazałam. Byliśmy w samochodzie i zapinaliśmy nasze pasy.
- Cholera, Taylor. - ryknął, zakładając swoje pięści na kierownicę, dzięki czemu samochód wydał sygnał dźwiękowy, na co podskoczyłam w fotelu. - Nie chcę znowu przeżywać przeszłości. To nie ma żadnego znaczenia dla mnie i mojego życia. Dopóki się nie pojawiłaś, a to sprawia, że trudno mi o tym zapomnieć i skupić się dalej, tylko na nas. - krzyknął początkowe słowa, ale potem zmieniło się w szept.
- Przykro mi. - mryknął, wyciągając jedną ze swoich zaciśniętych dłoni i położył ją na swoim kolanie.
- Nie - jęknęł sfrustrowany. - Przykro mi. Nie chcę się wściekać, ale czasami to co się dzieję. Przykro mi, że musisz być tą jedną. - zamachał się.
- W porządku, Justin. Rozumiem. Wszyscy mamy jakieś "bagaże". - wzruszyłam ramionami, pochylając się nad nim i dając mu szybkiego buziaka w policzek.
Przez kilka sekund było naprawdę cicho, zanim Justin się odezwał.
- Kocham Cię. - powiedział, przesuwając swoją rękę tak, że była niemal nad "kopalnią" i potarł ją delikatnie.
- Ja ciebie też kocham. - uśmiechnęłam się.
Włączył samochód i pojechaliśmy na stację benzynową, która na szczęście dla nas była tylko kilka minut stąd, więc to było tylko kilka minut niezręcznej ciszy. Mój samochód nadal stał w tym samym miejscu. Nie miał żadnych szkód.
- Dzięki, że mnie tutaj przywiozłeś. - powiedziałam, odpinając się.
- To nie problem. Daj mi znać, jak skończysz z Sarą, wtedy przyjdę. - uśmiechnął się.
- Dam ci znać. - śmiałam się, pochyliłam się i dałam mu buziaka.
Wciągnął mnie na chwilę i usadowił mnie na swoich kolanach. W jakiś sposób znowu mu się to udało. Więc nie było teraz zbyt wiele miejsca dla nas.
- Wszystko dobrze, prawda? - zapytał, kiedy nadal byłam na jego kolanach.
- Oczywiście. - uśmiechnęłam się, dając mu kolejny szybki pocałunek. Ale on chciał więcej.
Pochylił się i znowu trafił na moje usta, zanim mogłam się od niego odciągnąć, owinął ramiona wokół mojej dolnej części pleców, więc byłam z nim ściśnięta.
- Justin - jęknęłam, przez pocałunki pomiędzy nami.
- Co? - warknął, przegryzając dolną wargę.
- Czy możemy dokończyć to później? Muszę iść. - śmiałam się odsuwając.
- Dobrze. - zgodził się niechętnie, po czym puścił mnie. - Trzymam cię za słowo.
Zaśmiałam się lekko, robiąc krok z samochodu. - Będę pisać. - obiecałam mu, zamykając drzwi za sobą.
Kiedy byłam w swoim samochodzie widziałam jak bolesne było to dla niego. Ponieważ spędzaliśmy ze sobą tyle czasu, to było dziwne, kiedy byliśmy osobno. To prawie tak, jakby Justin stał się częścią mojego życia, nie mogłam żyć bez tej części. On zapełnił pustą szczelinę, która taka pozostawała przez wiele lat. Powiedział, że tak.
Nie chcę być jedną z tych dziewczyn, która kiedy ma chłopaka odsuwa od siebie swoich przyjaciół. Nienawidzę tego. To zdarzyło mi się już wcześniej, czasem nawet z Sarą. Wiem, że w dłuższej perspektywie z Sarą przyjaźniłam się najdłużej i nie miałam zamiaru zaniedbywać tej przyjaźni, albo nieodzywać się do niej, tylko dlatego, że mam chłopaka.
To oznacza, że chłopak nie musiał wiedzieć.
Czułam, że mój telefon wibrowal w kieszeni. Czekałam, aż dojadę do znaku stop, aby go wyciągnąć i odczytać wiadomość. To była Sara. Co jakiś czas pisała kiedy przyjdę.

W każdej chwili. Jestem obecnie przy znaku, ale za pięć minut będę w domu.

Wjechałam na podjazd i postanowiłam dzisiaj zaparkować samochód w garażu, a to robiłam dosyć rzadko. Myślę, że po prostu nie za bardzo stosowało się, aby używała swojego samochodu przez najbliższe dni.
Zamknęłam drzwi od garażu i weszłam do domu, od razu skierowałam się do swojej sypialni. Sara dowiedziałaby się, że coś było nie tak, jeżeli miałabym na sobie ubrania Justina.
Chwyciłam biały top, który miał też trochę czarnych koronek na plecach, założyłam jakieś szare, przylegające dżinsy i związałam moje włosy w luźny kok.
Kiedy skończyłam się ubierać, akurat rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
- Hej! - przywitałam ją, otwierając drzwi z oddechem.
- Dlaczego dyszysz? - roześmiała się.
- Biegłam z pokoju. - powiedziałam, prowadząc ją do kuchni.  - Ćwiczenia roku zrobione. - uśmiechnęłam się i złapałam dwa mrożone jogurty Cherry Garcia.
- I dlatego mi ciebie brakowało. - roześmiała się, podając nam dwie łyżeczki. - Dlaczego nie możemy spotykać się tak często jak kiedyś. - zapytała.
- Nie wiem, dlaczego. - wzruszyłam ramionami, choć wiedziałam, dlaczego.
- Dobrze, niech się to zmieni. - uśmiechnęła się do mnie.
- Więc co porabiasz? - zapytałam ją, prowadząc ją teraz do mojego pokoju.
- Mmm, nie dużo, ale oh! - pisnęła, umieszczając jej jogurt na szafce i usiadła na moim łóżku podskakując w dół iw górę. - Nigdy nie odgadniesz, co się stało.
- Cóż nie zamierzam, chyba, że ty mi powiesz! - nacisnęłam.
- No to mam dla ciebie zabawę. Musisz odgadnąć. - stwierdziła, nadal skacząc.
- Umm, w końcu dostałaś nowy samochód? - roześmiałam się.
Skrzywiła się: - Nie. Jeszcze nie. Moi rodzice nie rozumieją, że mój "samochód" jest rzeczywiście rzęchem. - pokręciła głową. - Tak czy inaczej, dalej.
- Masz już tego psa? - spytałam, nie wiedząc czy mam dobre przypuszczenia.
- Wciąż nad tym pracuję, więc nie. Głupia mama ma alergię. - na jej twarzy rozjuszył się uśmiech, a potem zaczęła chichotać. - Jesteś beznadziejna w zgadywaniu. Po prostu ci to powiem.
- Okej, to powiedz mi! - zachęciłam.
- Dobrze. Pauzy, werble proszę. - powiedziała dramatycznie przeciągając "y" i "e" po czym zaprzestała na skoku na łóżku. Patrzyła na mnie z wyczekaniem, więc chwyciłam pióro z mojego biurka i trochę w nie postukałam. - Ja... - zaczęła.
- Ty... - powiedziałam, puszczając pióro i wpatrując się w nią z niecierpliwością.
- Ja... Mam chłopaka! - płakała, i podskoczyła na łóżku jeszcze trzy razy, zanim spojrzała na mnie.
- Że co!? - powiedziałam w szoku, pracowałam nad tym co właśnie mi powiedziała.
- Taak - zachichotała - Ale on jest bardzo nieśmiały i nie chcę jeszcze nikogo spotykać. Bo chciałam przedstawić go mojej najlepszej przyjaciółce - żachnęła się.
- Oh, jestem taka szczęśliwa razem z tobą! - zawołałam. - Nie mogę się doczekać, aż go spotkam. - poklepałam jej kolano.
Westchnęła szczęśliwie, a następnie zmarszczka pojawiła się na jej czole.
- Przepraszam, ale czemu pachniesz męskimi perfumami? - spytała unosząc brew.
- Nie wiem. - wzruszyłam niewinnie. Chociaż w głowie miałam myśli "kurwa, kurwa, kurwa, kurwa'.
Skinęła szybko i wskazała na mnie oskarżycielsko palcem. - Tak... Tak wiem. - rozejrzała się po pokoju, po czym otworzyła szeroko oczy, kiedy zobaczyła szare spodnie dresowe z ostatniej nocy z Justinem tydzień temu.
- A-ha! - zawołała schodząc łóżka. Zebrała ubranie i silne wydechnęła. - Tu był chłopak! To jest ten sam zapach - podeszła do mnie i oskarżająco przejechała mi po ramieniu.
- Nie wiem o czym mówisz. - powiedziałam, odkładając moje lody na dół i skrzyżowałam ramiona na piersi, odwracając głowę tak, aby uniknąć jej wzrok.
- Mówię poważnie, Tay. - powiedziała, chwytając swoje rzeczy i odwracając się do wyjścia.
Czekaj, co ty właśnie kurwa robisz?! - krzyknęłam, kiedy zniknęła w moim korytarzu. Udało złapać mi się ją na szczycie schodów.
- Tak, ale ja powiedziałam ci o moim chłopaku. - powiedziała niedbale.
Wywróciłam oczami.
Powiedziała następną część, przed zamknięciem drzwi dwie sekundy temu. - Nie mogę się doczekać, aby znowu cię spotkać, pa.
Drzwi zatrzasnęły się z echem w tym pustym domu, a moje myśli wirowały.
No świetnie, po prostu świetnie. Pomyślałam.
Teraz Sara wie o nas.

_________________________________________________________________________________
A oto nowy rozdział :) Nie z byle powodu to było przeciągane. Ustaliłam z Vivi, że dodam dzisiaj rozdział, ponieważ..... DZISIAJ MIJA ROCZNICA OD ZAŁOŻENIA TEGO OPOWIADANIA NA JBFF :)
Chcemy podziękować Wam, za tak liczne odwiedziny i komentarze i liczymy, że Zoe doda dzisiaj 1 rozdział drugiej części :) + Dziękujemy Wam za te wszystkie odwiedziny i ponad 100 komentarzy. Kochamy Was!