28 września 2013

♔ Chapter 22 ♔

5 komentarzy:
TAYLOR'S POV

Ich obrzydliwy śmiech wypełnił tył furgonetki, kiedy ja kontynuowałam miotanie w koło.

Ciągle, nic. To było beznadziejne.

Kiedy VAN wjechał w wybój, poleciałam twardo na tyłek, moje ręce z powrotem zamortyzowały upadek.

Moje ręce były na moim tyłku, nadal związane na nadgarstkach liną, czułam swój iPhone, schowany w prawej tylnej kieszeni.

Jeśli dam radę to zrobić, mogę zadzwonić Justina o pomoc. Pomyślałam. Był ostatnią osobą do której dzwoniłam, jego nazwa kontaktu ciągle powinnam ją mieć otworzoną w swoim telefonie, to sprawia że jest nieco łatwiej.

Wsunęłam palce do kieszeni i sięgając poczułam klawisz, następnie poruszyłam się trochę i przesuwałam palcem po ekranie. Usłyszałam ciche kliknięcie, sygnalizujące, że został odblokowany. Kontynuowałam stukanie po ekranie, aż usłyszałam, że dzwoni. By ukryć dźwięk dzwonka, zaczęłam krzyczeć przez taśmę, zdobywając dzięki temu więc drażniących śmiechów od Trevora i jego bandy. 

Jednak do cholery udało mi się to zrobić, zrobiłam to.

Dzwonienie ustało i bardzo cicho starałam się zrozumieć Justina wymawiającego moje imię. 

- Biedny Justin, nie ma pojęcia, że będę pieprzył jego dziewczynę. - zaśmiał się Trevor. Jęknęłam przez taśmę,ponownie wijąc się na podłodze furgonetki.

Mam nadzieję, że wezwanie było wystarczające, ponieważ chwilę później, samochód stanął. Tylne drzwi się otworzyły, okazując mężczyznę, który prowadził samochód. Mężczyźni z tyłu wstali, kucając, by nie uderzyć głowami z sufit furgonetki.

- Weźcie tą sukę - warknął Trevor, wskazując głową w moim kierunku, wytłamszona na podłodze. 

Po raz kolejny się rzucałam, moje ciało wijące się niczym robak na ziemi. Serio, jednak co mogłam zrobić? Byłam schwytana za nogi i  wyciągana z samochodu. Moje nadgarstki były następne i wkrótce byłam wynoszona w deszcz.

Chociaż byłam prowadzona za ręce i prawie nogi, leżałam płasko na plecach, to uniosłam głowę, by sprawdzić, gdzie do cholery byliśmy. 


Przed nami była chata na środku lasu. Była rzeczywiście ogromna, a nie tylko mała chałupa. Rozpoznałam lokalizację natychmiastowo. Wysokie drzewa, gęsta mgła... To było jezioro McCarthy, mój tata zabierał mnie tutaj jak byłam dzieckiem.

Dobrze, jedno dobre wspomnienie zniszczone. 

Kiedy dotarliśmy do drzwi kabiny, wszyscy czterej faceci upuścili mnie, by otworzyć drzwi. Spadłam mocno na swój tyłek, nie jestem w stanie przejść, ponieważ ciągle byłam związana. I wtedy podniosłam się chwiejąc  na nogach, a następnie pchnęli mnie do środka. 

- Zamknij ją w piwnicy, a ja pójdę się przygotować. - mrugnął porozumiewawczo Trevor.

Wzdrygnęłam się na jego słowa. Przygotować? 

Ten sam facet, który pchnął mnie do środka, skinął głową, podniósł mnie i przerzucił niedbale przez jego ramiona. Kurwa, nie jestem pieprzoną szmacianą lalką.  

Wkrótce zostałam rzucona na betonową podłogę. Krzyknęłam z bólu przez taśmę, otrzymując śmiech faceta.  Jakby to nie wystarczało, kopnął mnie w brzuch. Dwa razy.

Śmiejąc się znowu, odwrócił się i zatrzasnął drzwi

Położyłam się bez ruchu na ziemi, ból był nie do zniesienia. Po kilku minutach, udało mi się wykręcić do pozycji siedzącej. Zimny beton natychmiast wysłał dreszcze w całym moim ciebie. 

To miała być cholernie długa noc. 

 Nie wiedziałam ile potrwa "przygotowanie się" Trevora, zdecydowałam, że równie dobrze mogę się zdrzemnąć. To nie tak, że nie miałam nic innego, co mogłam zrobić. Byłam uwięziona, skazana oraz mam być zgwałcona, a następnie zabita.

JUSTIN'S POV

 Wszyscy pobiegli do szopy po wzięcie wszelkiej broni, a potem biegiem go samochodu. Czas tykał, a my nie mieliśmy wiele.

Jechałem, chyba nie najlepszy pomysł, ponieważ jechałem jak wariat. Nacisnąłem pedał, wskaźnik natychmiast przeskoczył do sześćdziesięciu, a dom zniknął za nami.

- Kurwa. Zwolnij, nie chcesz być złapany przez policję. - wymamrotał Ryan, przesuwając się na siedzeniu.

-  Pieprzyć! Policje mam w dupie  - śmiałem się. - Moja dziewczyna jest w tarapatach.

Zobaczyłem uśmiech Mike'a w lusterku wstecznym.

- Dlaczego się uśmiechasz? - spytałem.

- Ponieważ Bieber jest cipą! Kto wiedział, że będziesz jedyny miękki. - zaśmiał się Chaz.

- Nie, nie dlatego - powiedział Mike, kręcąc głową. - Po prostu, nigdy nie myślałem, że się zakochasz w dziewczynie. Miło jest widzieć ciebie takiego, Jay.

- Nie używaj tego słowa -  mruknąłem.

- Jakiego słowa? - zapytał głupio Mike.

- Miłość - plunąłem.

- Zaprzeczaj wszystkiemu co chcesz dupku, ale widzę to w twoich oczach. Kiedy patrzysz na nią, kiedy mówisz o niej... - urwał

- Nie ważne. - odparłem, skupiając się na drodze. - Jak daleko jesteśmy w każdym razie?

-Uhh - mruknął Mike, odblokowując swojego iPhone'a. - Powinniśmy być za jakaś sekundę.

- Jaki jest plan? - spytał Ryan.

- Nie ma planu, tylko strzelamy i szukamy jej. Myślę, że wy chłopaki możecie rozpraszać każdego kto do cholery tam jest, a ja pójdę i sprawdzę każdy pokój. - Powiedziałem, przyglądając się wskaźnikowi i skręcając na żwirową drogę, prowadzącą nad jezioro.

Mruknęli wszyscy ciche "yeah" albo "okay", kiedy odbkolowywali pasy bezpieczeństwa. Przed nami była polana, czarny VAN zaparkowany był na środku.

Zaparkowałem samochód, było coraz mokro, natychmiast wyskoczyłem an zewnątrz.

Stałem na środku polany, rozglądając się swobodnie. Ich VAN jest tutaj, ale gdzie oni do cholery są?

- Aye, Jay. - zawołał Chaz.

- Co? - zapytałem, podchodząc do niego.

Podniósł rękę i wskazał lekko w lewo od zaparkowanego VAN-a. Spojrzałem i rzeczywiście, miało światło świeciło się w oddali.

Kiedy  usłyszałem słaby śmiech pochodzący z kabiny, byłem wkurzony. Chłopcy byli tuż za mną, wszyscy razem biegliśmy do kabiny.

Byłem tam pierwszy, kopiąc dół drzwi za pierwszym podejściem. Oczywiście ktoś stał tuż przed nimi, bo usłyszałem donośne "Oof" kiedy stanąłem na szczycie upadłych drzwi.

- Kretyn - zaśmiałem się, wchodząc do pokoju.

- Hey, Jake, co to b--- - zapytał ktoś, wchodząc do pokoju. Uniosłem pistolet i strzeliłem prosto w jego serce, zanim zdążył dokończyć zdanie.

- Mamy to, znajdź ją - Szepnął Mike, wypychając mnie z pokoju.

Trzymałem uniesiony pistolet, opierałem się o ścianę, napotykając drewniane drzwi. Otworzyłem je powoli, wkładając głowę do środka. Upewniając się, że góra była czysta - to było tylko schody - postanowiłem sprawdzić piwnicę. Znaczy c'mon, jaki psychol nie ukrywa swojej ofiary w piwnicy?

Światła były włączone i było bardzo zimno. Rozejrzałem się po pokoju, nic w zasięgu wzroku, z wyjątkiem kolejnych drzwi. Podszedłem i próbowałem je otworzyć za pomocą uchwytu, ale były zablokowane.

- Żaden problem - Wzruszyłem ramionami, podnosząc nogę i kopiąc w dół drzwi. Usłyszałem stłumiony krzyk, jakby spadnięcie na ziemię, dźwięk rozniósł się echem po małym pokoju.

Wszedłem do środka i zobaczyłem Taylor zwiniętą w rogu. Jej ręce i nogi były związane, a usta zaklejone były taśmą. a na mojej pożyczonej dla niej koszuli miała odciski butów.  Rzuciłem się do niej tak szybko, jak tylko mogłem, prawie potykając się o własne nogi.

- To będzie bolało. - Ostrzegłem ją i wtedy zdjąłem taśmę z jej ust, płakała z bólu.

- Shh -  szepnąłem zasłaniając jej usta. - On nie może nas usłyszeć.

 - Dziękuję - wychrypiała.

- Za co?

Dała mi zaskoczone spojrzenie. - Gee, nie wiem, może za uratowanie życia?

-  Proszę, nie byłabyś związana w piwnycy, gdyby nie było to dla mnie. - mruknąłem.

- Yeah cóż, jeśli mówimy o związaniu, chcesz rozwiązać moje ręce i nogi? - zapytała wiercąc się po podłodze.

- Jasne. - zaśmiałem się. Wyciągnąłem scyzoryk z kieszeni i rozciąłem liny, uwalniając najpierw jej ręce a potem jej nogi.

- Ahh - westchnęła z ulgą, potrząsając jej ciało wokół. - Traktowali mnie jak pieprzoną zabawkę, miło jest być w rzeczywistości znów poczuć swoje kończony.

 Nagle, słychać było dwa głośne strzały pistoletu z piętra. Taylor drgnęła i zerwała się, wciskając się do mego boku i mocno mnie przytulając. 

-  Ilu mężczyzn ma Trevor? - zapytałem.

- Trzech, dlaczego? - spytała, patrząc na mnie.

- Posłuchaj, musisz tu zostać, okay? Wrócę. Obiecuję. - powiedziałem całując ją w czoło. 

Rzuciłem się po schodach, otworzyłem drzwi. Spojrzałem w prawo i ujrzałem Chaza stojącego w pozycji strzeleckiej przy drzwiach, z pistoletem w dłoni.

- Tylko Trevor wyszedł. Strzeliłem w tego faceta i musiałem strzelać w skurwiela z drzwiami, próbował uciec. - Powiedział, wskazując na dwóch mężczyzn leżących na ziemi.

- Więc gdzie on jest? - zapytałem.







Chaz wzruszył ramionami, a następnie ruszył w stronę schodów. Poszedłem za nim, aż dotarliśmy na
szczyt, podczas gdy on udał się lewym korytarzem, ja poszedłem na prawo. Kiedy otworzyłem trzecie drzwi, znalazłam Trevora ustawiającego świece na około pokoju.

- Justin, czekaj! - usłyszałem płacz Taylor, biegnącą za mną.

- Mówiłem ci, żebyś została na dole. - mruknąłem do niej.

Cóż, jeśli to nie jest po prostu urocza mała para. - Westchnął szczęśliwie Trevirm chodząc z powrotem naprzeciwko łóżka.

- Zamknij mordę - splunąłem. Dosłownie, plując na niego.

-  Nie możesz mi mówić, bym się zamknął! - Krzyknął Trevor, szturchnął mnie, jego pięć doznała kolizji z moim policzkiem.

Kiedy podniosłem rękę do ponownego uderzenia, Mike, Chaz i Ryan weszli do pokoju. Odwróciłem się rozpraszający, Taylor została wyrwana z mojej ręki do broni   Trevora. 

Owinął rękę na jej szyi i zaczął iść do tyłu. Kiedy dotarł do kredensu, chwycił nóż, trzymając go przy Taylor. 

- Jeden ruch i ona umrze - krzyknął.

- Proszę. Justin, pomóż mi - zakrztusiła się.

Położyłem rękę za plecami i wkrótce moje palce zacisnęły się wokół rękojeści pistoletu Mike'a. 

- Hej, zrobiłeś ruch - odezwał się Trevor. Trząsł się z wściekłości, chwycił mocno nóż i poprowadził go przez ramię Taylor. Pokój wypełniły jej wrzaski i krzyki bólu, jak nóż sięgając teraz jej dłoni. 

Podczas gdy on był rozproszony, szybko podniosłem pistolet, więc to było teraz przed moją twarzą, która była celem i strzelił. Uderzyłem Trevora prawą reką. Rzucił broń i padł na kolana, krzycząc na całe gardło.

Taylor podbiegła do mnie, przyciskając jej ciało do mojego boku i trzęsąc się gwałtownie. 

Trzymając uniesiony pistolet, podszedłem bliżej Trevora, trzymając pistolet przycisnięty do jego czoła.

- Zrobiłeś z mojego życia piekło - krzyknąłem na niego - Zasłużyłeś na to.

- Czekaj - odezwał się cichy głos.

Odwróciłem głowęzirytowany.

- Co? -  splunąłem, ale moje spojrzenie złagodniało, gdy zobaczyłem kto to był.

Taylor szła do mnie, zwisającą nisko głową i ręką chwytającą krawe ramię.

- Nie zabijaj go. Proszę, nie. Dla mnie, Justin. Nikt nie zasługuje na śmierć, po prostu pozwól mu odejść. - Błagałanareszcie  patrząc na mnie. Spojrzałem w tę i z powrotem między nią, Ryan'em, Chaz'em i Mike'iem 

Chłopcy skinęli, Mike przemówił. - Ona ma racje. Nie możesz go zabić z Taylor w pokoju.

Popatrzyłem na Trevora, pistolet ponownie był przyciśnięty do jego czoła, a ręka spoczywała na spuście. 

- Odejdź - krzyknąłem, zabierając pistolet. - Biegnij! - krzyczałem.

On poruszył się na swojej nodze i rzucił się do drzwi.

UciekłZnowu.

22 września 2013

♔ Chapter 21 ♔

6 komentarzy:
TAYLOR'S POV

Niewiarygodne.  Wreszcie kiedy byłam gotowa na seks z Justinem, przyszedł pieprzony SMS i zniszczył tę chwilę. Moje szczęście.

Westchnęłam ciężko, pokazując moją frustrację. Usiadłam na łóżku i krzyżowałam ramiona, wydęłam wargi, nie mogłam kontrolować twarzy jak skrzywiłam się przy Justinie.

Ale wyraz jego twarzy był zupełnie inny. Spojrzał wściekły.

Usiadł nagle na łóżku, spuścił nogi na bok, a następnie zaatakował otwarte okno. Wystawił głowę na zewnątrz w strugach deszczu, patrząc prosto przed siebie, w lewo, a potem w prawo. 

Odsunął się z pomrukiem, nagle jego pięść była w ścianie.

- Boże, pieprzony skurwysyn! - Krzyczał, uderzył w ścianę ponownie, następnie podniósł lampę z nocnego stolika i rzucił ją na ścianę, tuż przy ogromnej dziurze, którą właśnie zrobił.

- Justin! - Płakałam, chwyciłam go za jego ramię, ciągnąc na łóżko. Przetarłam kręci na jego plecach, czekając aż jego oddech się uspokoi. - Co to do cholery było?

- Nic - sapnął, jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w nierównym, szybkim tempie. 

- Nic? - krzyknęłam. - Nazywasz rozwalenie ściany dwa razy i rzucenie lampą w tą samą ścianę a zaledwie kilka sekund później niczym?

- Nie mogę ci powiedzieć. -  krzyknął w moją twarz.

Parsknęłam na to.

- Oh, nie możesz mi powiedzieć. Tak jak, nie możesz mi powiedzieć niczego na cholernego Boga, że nic się nie dzieje. Co? Znowu twoja głupia gówniana pieprzona gra? Huh? - Odkrzyknęłam, nasze twarze dzieliło teraz tylko kilka centymetrów. 

Jego oczy rozszerzyły się, a jego twarz zaczęła buzować z wściekłości.

Wtedy usłyszałam skrzypiące echo w całym pomieszczeniu. 

To był odgłos łamania kości. 

Justin właśnie mnie uderzył.

 Chwyciłam moją twarz w bólu, tylko znaleźć źródło kapiącej krwi.

Cofnęłam się do tyłu, ciągle trzymając w miejscu rękami szczękę i patrzyłam na Justina z przerażona.

- Taylor... - zaczął.

- Nie. - Wrzałam, ból od rozmowy był gorszym niż początkowy od uderzenia.

- Tak bardzo bardzo cię przepraszam - przeprosił, zaczynając podchodzić do mnie ponownie.

- Wynoś się z dala ode mnie, Justin - ostrzegłam, robią kolejny krok w tył.

- Nie chciałem, j-- - wyjąkał, ale przerwałam mu.

- Cóż, może ja nie chciałam tego robić - powiedziałam, unosząc prawą rękę, zacisnęłam ją w pięść i uderzyłam go w twarz.

- Albo tego. -  Uśmiechnęłam się, kopiąc go w jaja.

Chwyciłam moją prawą rękę w lewą, pocierając teraz moje krwawiące kostki.

- Co to kurwa było? - krzyknął, kuląc się z krzykiem, a następnie chwycił swoją twarz w lewą ręke, podczas gdy upadał na ziemię, chwytając jego penisa w prawą.

- Hmm, porwałeś me, kładąc moje życie na niebezpieczeństwo, oszukujesz mnie, bijesz... Mam kontynuować? - zapytałam niewinnie.

Odwróciłam się na pięcie i zbiegłam na dół, zbierając swoje rzeczy, które były na stoliku. 

Usłyszałam kroki Justina, potykające się na schodach.

- Taylor, przestań, proszę. Nie idź, przepraszam. Powiem ci. Obiecuję. - Błagał, podchodząc do mnie.

-  Wiesz, ja nie sądzę, bym kiedykolwiek chciała usłyszeć coś od ciebie ponownie - krzyknęłam, trzymając drzwi. 

Złapałam klucze od samochodu z mojej torby i otworzyłam drzwi, uderzając je tak mocno, jak tylko mogłam. Ostatnie słowa, jakie usłyszałam to Justin krzyczący abym wróciła.

Pobiegłam do samochodu, próbując się wydostać jak najszybciej z deszczu. 

Wyjechałam z jego podjazdu i pędziłam w dół drogi, chcąc dostać się do stacji benzynowej, by móc wrócić do swoich ubrań.

W oddali zauważyłam stację Shell, wraz z łazienką.  Zaparkowałam samochód i zebrałam swoje ubrania, szykując się do szybkiego biegu przez deszcz. Kiedy dotarłam do łazienki, drzwi były zamknięte. Potrzebowałam klucza. 

- Przepraszam piękna, czy potrzebujesz tego klucza? - Usłyszałam mężczyznę za mną. Odwróciłam się i moja twarz stanęła w twarz z Trevora. 

- Ty- ty powinieneś być martwy... - wyjąkałam, cofając się, uderzyłam w ścianę.

- To samo mogę powiedzieć o tobie. - uśmiechnął się.


Otworzyłam usta, gotowa do wzywania pomocy, ale poczułam rękę Trevora zakrywającego i surowo chwytającego moje ciało. 

Starając się poruszać jego ręką, ugryzłam go, ale on tylko się zaśmiał.

- Słodkie - zauważył. 


Wydobyłam gardłowy krzyk, gdy strzelił palcami. Nagle pojawiło się trzech ogromnych facetów, wychodzących z wielkiego czarnego samochodu kilka metrów dalej.

- Kim są ci idioci? Myślałam, że Justin zabił twoich ludzi - wychrypiałam przez rękę.


- Oh, po prostu zatrudniłem ich do pomocy. - Strzelił palcami ponownie, tym razem poczułam ciało leżące na twardej ziemi, związali moje ręce i nogi, grubą liną.

Szarpałam się, próbując uciec, moje usta szybko zostały zakryte taśmą, a sekundy później moje ciało było podnoszone i wrzucone na tył furgonetki. 

Próbowałam krzykną przez taśmę, ale nic. To było kompletnie bezużyteczne. Dziś będzie dzień w którym umrę. 


JUSTIN'S POV

 Poszedłem do łazienki, aby oczyścić krew z moich kostek zaraz po tym jak Taylor wyszła. 

Nie było mowy, żebym wyszedł z tego. Była wściekła. 

Nawet jeśli kopnęła mnie w jaja, musiałem przyznać, że było to niesamowicie gorące. Gdyby nie była przeciw temu co robię, mógłbym wziąć ją i przyłączyć do mnie tu i teraz.  Ale ona nigdy by tego nie zrobiła, jest za dobra. Plus, to tylko zniszczyło by nas związek. Jeden błąd wystarczy. 

Miałem nadzieję, że z nią w porządku. Nigdy nie chciałem jej uderzyć, ale kiedy moja złość była na tyle zła, że straciłem panowanie. Jestem niebezpiecznym człowiekiem i myślę, że Taylor po prostu musiała dowiedzieć się tego na własnej skórze.





Złapałem jakąś gazę z gablotki za lustrem i zacząłem owijać ją wokół mojej ręki, obracałem to, dopóki w pełni nie zakryłem. Aby ukryć bandaż, umiejętnie zaplotłem koniec gazy w krawat. 


Kiedy skończyłem, zamknąłem szafkę, moja twarz po raz kolejny odzwierciedlała mnie.  Szczerze mówiąc, byłam zniesmaczony tym co zobaczyłem. Nigdy bym nie pomyślał, że będę jednym z tych którzy uderzą dziewczynę.  Naprawdę, nie byłem Justin Bieberem, częścią gangu Kings, byłem potworem. 


Odwróciłem się na pięcie i pobiegłem do salonu. Cały dom był cichy, słuchać było tylko delikatny dźwięk szumu lodówki. Gdzie do cholery byli chłopcy?


Chwyciłem telefon i napisałem wiadomość do Mike'a. Jeśli gdzieś byli, to on jeden odpowie. 


Rzeczywiście, sekundę później odpowiedział, że wyszli wcześnie zadbać o jakiś biznes i byli w drodze powrotnej. 


To wyjaśnia dlaczego ich tu nie było, kiedy Taylor i ja toczyliśmy walkę. 


Utraciłem pociąg myśli, nie zdawałem sobie sprawy, że chłopcy już wrócili, machając rękami przed moją twarzą.


- Co się do cholery stało z twoją ręką? - spytał Chaz.


- Nie twój interes. Mówiąc interes, co robiliście, że mi nie powiedzieliście o tym? - splunąłem. 


-  Czy ty jesteś kurwa głupi? Taylor tutaj była, a wszyscy wiemy, że nie może dowiedzieć się o tym co robi. To nie bezpieczne. Gdzie ona tak w ogóle jest? - pisnął Mike.


- Nie wiem - mruknąłem, opuszczając głowę.


- To dlatego twoja ręka wygląda jak gówno? - odezwał się Chaz, wskazując na zawinięty bałagan. 

 Kiedy nic nie powiedziałem, od razu wiedzieli że coś się stało. Wszyscy zamilkli i spojrzeli na mnie z zdumionym wyrazem.

- Nie patrzcie tak nie kurwa, okay?  Mamy do czynienia z większym gównem. Trevor nie jest martwy. Taylor i ja prawie uprawialiśmy seks i dostałem wiadomość od niego, mówiąc, że mógł nas widzieć. Zerwałem się i rzeczywiście był na zewnątrz, opierając się o czarny samochód, obserwując nas. Teraz wie, że Taylor jest tą którą miał zabić - wyjaśniłem. - Zapytała się mnie co do cholery jest nie tak, a ja nie chciałem jej martwić, wiesz, że mam problemy z gniewem więc uderzyłam w ścianę dwa razy, rzuciłem lampą o ścianę a na koniec uderzyłem ją, kiedy nie chciała się zamknąć. - Zacząłem się śmiać, za nim powiedziałem następną część. - Potem kopnęła mnie w jaja, uderzyła w twarz i wyszła. 

Podczas gdy Chaz i Mike pękali z ostatniej części, prawie turlając się po podłodze ze śmiechu tak bardzo, Ryan nareszcie przemówił.

- Whoa, chłopcy to nie jest śmieszne. Jeśli Trevor prześladował ją wtedy kiedy wyszła, on pewnie obserwuje. Ona jest teraz w niebezpieczeństwie. - powiedziałem z niepokojem.

- Cholera masz rację - mruknąłem. - Musimy ją znaleźć. Teraz.

Właśnie wtedy mój telefon zaczął dzwonić. Spojrzałem w dół ekranu, by zobaczyć imię Taylor.  

 Odpowiedziałem na wezwanie w panice, włączyłem na głośnik, więc wszyscy wszyscy chłopcy słyszeli.

- Taylor gdzie jesteś?  Wszystko w porządku? - zapytałem, ale nic.


 Po drugiej stronie linii było słychać stłumione krzyki, jak również śmiech ludzi.

 Natychmiast rozpoznałem głos Trevora, gdy powiedział -  Biedny Justin, nie ma pojęcia, że będę pieprzył jego dziewczynę. - a następnie zaśmiał się przerażająco.

 Niemniej jednak do cholery jak Taylor udało się to zrobić, że zadzwoniła do mnie i poprosiła o pomoc. 

-  Włącz aplikację lokalizatora - wyszeptał Mike, idą w moją stronę z długopisem i kartką. 
  
Mając telefon na głośniku, otworzyłem aplikachę i czekałem chwilę, aż znalazła jej lokalizację. 
  
 Na ekranie pojawił się komunikat "Znaleziono wyniki!"

- Jezioro  McCarthy -  Powiedziałem do Mike, gdy nabazgrał na dole lokalizację. 

-  - Idę, Tay - powiedziałem do telefonu tuż przed zakończeniem rozmowy i wstałem.

- Chłopcy, bierzcie swoją broń. 



~*~ 
Spodziewaliście się, że Justin uderzy Taylor? I co teraz z naszą panną Coleman? Czy Justin ją uratuje jak myślicie? 


Follownijcie na Twitterze polskich role-playerów Taylor Justina

 *dla pytających: jeśli chcecie założyć role-playera któryś z postaci (oprócz Justina i Taylor, oczywiście :)) to zostawcie w komentarzu taką wiadomość i kontakt (np. tt) :)  

21 września 2013

♔ Chapter 20 ♔

13 komentarzy:


Taylor’s POV:

Zdecydowaliśmy się opuścić szpital po tym jak powiedzieli nam, że z Katie będzie w porządku, po prostu potrzebowała odpoczynku i musi zostać kilka dni pod obserwacją.

Nie byłam w porządku z tym co Justin zrobił.  Oczywiście, może brzmiałam jak byłam, ale byłam naprawdę przerażona. Trevor naprawdę szukał mnie, on po prostu pomylił dziewczynę.  Mogłam być martwa. Potrzebowałam Justina, by chronił mnie teraz i nie chcę go stracić ponownie.

Justin i ja poszliśmy do mojego samochodu, jadąc z powrotem do jego domu. Był już wczesny poranek, ulice były ogołocone i ciemne,  a dziwny klimat panował w powietrzu.

Jazda do domu wydawała się wiecznością. Ledwo powiedzieliśmy do siebie dwa słowa. Przede wszystkim koncentrowałam się na prowadzeniu pojazdu.
Kiedy zbliżyliśmy się do jego domu, on przesunął się na swoim siedzeniu obok mnie, chrząknął i wreszcie przemówił.

- Jeśli chcesz zostać na noc, możesz pożyczyć kilka ubrań.

Spojrzałam w prawo na jego twarz i szybko skinęłam głową, po czym ponownie zwróciłam swoją uwagę z powrotem na drogę. Zatrzymaliśmy się na jego podjeździe, a sekundę później mój samochód był zaparkowany przed szopą na zewnątrz, która była w rozpadających się szwach.

Podeszłam do drzwi, gotowa po prostu pójść spać, kiedy poczułam Justina szorstko chwytającego mnie za ramię.

- Co? – syknęłam, odwracając się do niego.

- Myślałem, że między nami jest dobrze, ale zamknęłaś się przede mną od rozmowy z szpitalu – mruknął, uwalniając moje ramię i pozwolił swojej ręce upaść do jego boku.

- Jesteśmy. Jesteśmy w porządku – powiedziałam, wpychając się koło niego, w górę po frontowych schodach.

- Nie, oczywiście, że nie jest w porządku. – krzyknął z zewnątrz, biegnąc przez drzwi by mnie dogonić.
Westchnęłam ciężko i odwróciłam się ponownie, chwyciłam go za rękę i pociągnęłam na kanapę.

- Masz rację. Nie jestem w porządku z tym. Rozumiem dlaczego zabiłeś tych wszystkich ludzi, Justin. Rozumiem, że zrobiłeś to dla mnie. Ale to nie czyni tego dobrym. Po prostu mówisz, że zabiłeś ludzi, to szaleństwo. Jaka osoba może powiedzieć to tak nonszalancko i oczekiwać teraz, że jego dziewczynie będzie z tym okay? – wyjaśniłam, trzymając go za rękę, bawiąc się nią, gdy mówiłam.

- Nie spodziewam się, że będziesz w porządku z tym co robię. Naprawdę radzisz sobie z tym lepiej niż myślałem, że będziesz.  Szczerze mówiąc, nigdy nie pozwoliłem sobie być z kimś wcześniej, nie byłem gotowy, aby stracić ciebie, jesteś moja – powiedział, ciągnąc mnie na kolana do uścisku, ale pochylił się i cmoknął  lekko ustami. 


- Nie zamierzam skakać z radości z twojej pracy, Justin.  Wiesz o tym. Potrzebuję czasu, aby w pełni zrozumieć , co się do cholery dzieje w tym biznesie,  a nawet jeśli  nie jestem ciągle gotowa. Ale lubię cię na tyle, by zostać. – uśmiechnęłam się.

- Dobrze – uśmiechnął się, ponownie pociągając mnie do pocałunku.

- Chodź, jest wcześnie rano i mieliśmy długą noc. Chodźmy do łóżka. –mruknęłam zmęczonym głosem, schodząc z kanapy i ciągnąc go ze sobą.

Trzymaliśmy się za razem  ręce, kiedy maszerowaliśmy do schodach do jego pokoju.
Podszedł do piaszczystej brązowej komody, chwytając parę szarych i za duży t-shirt, rzucił je w moim kierunku.

- Dzięki. – powiedziałam, łapiąc ubrania w moją prawą rękę.
Skinął, a następnie zdjął buty, koszulę i spodnie, pozostając w tylko  bokserkach.

Przegryzłam wargę, gdy patrzyłam na jego ciało. Jego ramiona było tak dobrze wymodelowane i umięśnione, a jego brzuch był doskonałym sześciopakiem.

Tatuaże pokrywały jego górną część ciała, niżej ramiona i niektóre na jego tułowiu.

- Będziesz mi się  po prostu przyglądać, czy masz zamiar przyjść i dać mi całusa? – mrugnął, poruszając sugestywnie  brwiami.

Prychnęłam  i podeszłam do niego, uderzając jego ramię poduszką, dając mu szybkiego całusa.
Odepchnęłam go ze śmiechem.  Zdjęłam ubrania, zostając w biustonoszu i bieliźnie.

Spojrzałam i zobaczyłam Justina śliniącego na mój widok.

- Będziesz mi się  po prostu przyglądać, czy masz zamiar przyjść i dać mi całusa? – naśladowałam go, chwyciłam ubrania które mi dał, założyłam je i wczołgałam się pod łóżko.

- Ha ha. Bardzo śmieszne -  odezwał się sarkastycznie,  wspiął się i owinął ramiona wokół mnie.

- Dobranoc, Taylor – wymamrotał, kładąc podbródek na moim ramieniu i całując moje czoło.

- Dobranoc, Justin.



Justin’s POV

Obudził mnie dźwięk deszczu na zewnątrz. Uderzał w dach w stałym rytmie, kojącym, ale zbyt głośnym.

 Jęknąłem głośno, zapominając, że Taylor leżała zwinięta obok mnie. Obudziła się ziewając i przecierając oczy.

- Dzień dobry, piękna. – powiedziałem niewinnie, siadając na łóżku.

- Dzień dobry – uśmiechnęła się. – Która godzina?

- Uhhh - Spojrzałem na zegar, na moim nocnym stoliku. – 11:58 rano.

- O mój Boże – zaśmiała się. – jest prawie południe.

- Yeah, mieliśmy spóźnioną noc. – powiedziałem, ciągnąc ją do pocałunku.

Natychmiast chwyciła tył mojej głowy, ciągnąc mnie bliżej i szybko pogłębiając pocałunek.   
 Chwyciłem ją za tyłek i uniosłem do góry, więc byliśmy równi siedząc na łóżku, ale posadziłem ją okrakiem na mnie.

Moje ręce przemieściły się z jej tyłka do t-shirta którego jej pożyczyłem. Wyciągnąłem się na dole, a następnie spojrzałem na nią, prosząc o pozwolenie. Powoli skinęła, a następnie ponownie połączyła nasze usta.

Zdjąłem jej koszulę jednym szybkim ruchem, przerywając pocałunek na sekundę,
Właśnie po tym się skończyło, mój telefon zawibrował.

Westchnąłem i spojrzałem na nią. Cokolwiek to było, nie mogło zniszczyć takiego momentu.

Ale myliłem się.

Widzę, że jesteś naprawdę blisko z Taylor Coleman. Przepraszam, że pomyliłem tą ostatnią dziewczynę, Katie. Bądźmy tutaj szczerzy, już nie pomylę Taylor. Miej oko, kochasiu… ona może być martwa kiedy tylko spojrzy w górę.
- Trevor.


~*~ 

Follownijcie na twitterze polskich role-playerów Taylor i Justina

Druga sprawa: naprawdę Was przepraszam, że rozdział pojawia się raz na tydzień, a nie tak jak kiedyś co drugi dzień. Po prostu nie daje rady. Mamy rok szkolny i pełno obowiązków, uwierzcie mi proszę, że gdybym tylko mogła to rozdziały pojawiałyby się szybciej, ale nie mogę nic z tym zrobić. Przepraszam! 

Trzecia sprawa: Jedna z tłumaczek opowiadania - Patts, ma problemy zdrowotne więc przez jakiś czas, nie wiem dokładnie ile, tłumaczeniem będę zajmować się tylko ja. 
 

9 września 2013

♔ Chapter 19 ♔

10 komentarzy:

Justin's POV

Obudziłem się w tej samej poczekalni. Taylor spała na kolanach, a chłopcy siedzieli ze mną na jednej kanapie, wszyscy spali.
Pielęgniarka która siedziała przy biurku, w pokoju, wzdrygnęłam się kiedy mnie zobaczyła, chwicila kawałek papieru, gwałtownie za koniec.
- Pan Bieber? Jesteś tutaj z: Katie Walker? - wyszeptała, upewniając się, że nie obudziła pozostałych.
Skinąłem głową i wstałem z Taylor delikatnie w moich ramionach, delikatnie położyłem ją na fotelu.
- Jak ona się czuję? - zapytałem.
- Krew przeszła zaskakująco dobrze. Katie właśnie się obudziła, ona żyję. I pytała o ciebie - powiedziała, wskazując na numer pokoju, napisanego na kartce papieru, a następnie "oplotła mnie" i poszła w kierunku swojego pokoju.
Westchnąłem ciężko, kiedy zdałem sobie sprawę, że pielęgniarka ponownie zajęła miejsce przy swoim biurku. Ostatnią rzeczą, jakiej chciałem dla Katie, to żeby żyła, cholerna szczerość. Nienawidziłem tej suki i chciałem, żeby była martwa. Ona spowodowała mi tyle cholernych problemów i po dzisiejszym myślałem, że zniknie na dobre.
Co się stanie teraz? Była pieprzoną larwą, też. Każdego dnia pisze do mnie, prosząc o odpowiedź, o poznanie jej, lub seks, nawet jakby kurwa była zamężna. Była psychopatyczną dziwką.
Ponownie westchnąłem, odwróciłem się w kierunku pielęgniarki, a ona wskazała na drzwi. Zatrzymałem się przed nimi, zastanawiając się czy mam po prostu wejść i odłączyć te wszystkie chujostwa czy zostawić ją przy życiu... w taki czy taki sposób nikt się nie dowie, że to ja.
Zaśmiałem się do siebie. Ten pomysł był straszny i kończył się powrotem do więzienia.
Złapałem za klamkę od jej pokoju i przygotowywałem się na to, co było dalej. Nie miałem pojęcia, co będzie dalej pomiędzy mną a Katie.
Otworzone drzwi zaskrzypiały, a ja powoli wszedłem do jej pokoju.
- Justin - wychrypiała.
- Cześć Katie - odezwałem się surowo. Nie chciałem tutaj zostać i ucinać sobie z nią pogawędkę, miałem lepsze rzeczy do roboty.
- Chodź tu, prosze - błagała.
Patrzyłem na nia przez chwilę, zastanawiając się czy po prostu nie spierdolić z tej sali, to znaczy, to było tak, że ona nawet i tak by do mnie przybiegła.
Po minucie patrzenia w jej oczy. Osunąłem się ramionami w porażce i przybliżyłem się do łózka.
- Czego chcesz? - rzuciłem, po prostu chciałem z tym skończyć.
- Ciebie. Zrobić to jeszcze raz. Zawsze tak będzie - wyszeptała.
- Oh, nie - splunąłem, odwracając się na pięcie do pozycji wyjściowej.
- Justin, proszę! - płakała.
- Poważnie Katie, co? Jeśli nie zauważyłeś mówiłem o niej w samochodzie. To jest coś w rodzaju tego co ty widzisz we mnie. Nie potrzebuję już seksu z tobą - powiedziałem chwytając drzwi.
- Poczekaj! To wszystko co kiedyś dla ciebie było?! Zabawa Seksulana?
- O mój boże, panie daj jej ten pieprzony mózg - westchnąłem, uderzając ręką w czoło i zatrzaskując drzwi, wyszedłem, ignorując jej słaby głos, proszący mnie, abym wrócił. Miałem Taylor, ja nie patrzyłem wstecz.
Skręciłem w róg korytarza, co z powrotem prowadziło do poczekalni, każdy był na jawie. Taylor stała, siedziała na krześle i rozciągała się.
Wkradłem się za nią owinąłem ramiona wokół jej talii, schowałem głowę w zagłębieniu jej szyi i zacząłem załować ją za uchem, a następnie wzdłuż szczęki. Skoczyła i zachichotała, owijając swoje ramiona wokół mojej szyi, ukazując uśmiech, który tak bardzo pokochałem.
- Hej - uśmiechnęła się radośnie.
- Hej - odpowiedziałem, dociskając swoje czoło do jej.
- Jak z Katie? - spytała, zamykając lukę między nami.
- Dobrze... Niestety - przewróciłem oczami.
- Justin - dyszała, klepiąc mnie w ramię - A tak poważnie, to co z nią jest?
- Tak jak mówiłem, w porządku. I tak jak również powiedziałem, pragnę, aby ona nie żyła. Ta suka zamieniła moje życie w piekło  - zatrzymałem się na chwilę przed przejściem - Powiedziała mi, że wciąż mnie kocha - mój głos zniżył się do szeptu.
- Ona nie wie o nas? - zapytała, splatając razem nasze dłonie.
- Wie, ale jest zbyt głupia, aby to zrozumieć - parsknąłem.
Taylor zaśmiała się, a potem pociągnęła mnie w kąt pokoju.
- Co jest? - zapytałem.
- Trevor - zaczęła, czułem jak zaczynała się trząść pod moim dotykiem.
- Hej, nie martw się. On nie żyję - powiedziałem, zamykając ją w uścisku.
- Jak? - wymamrotała w moją pierś
- Nie musisz wiedzieć.
- Tak Justin, muszę - walczyła.
- Wszystko co mam do powiedzenia w tej sprawie, to nie będzie nam przeszkadzał, w porządku? Możemy po prostu zostawić ten temat? - splunąłem.


Taylor's POV

Justin nie mówił mi kurwa wszystkiego. Myślę, że zasłużyłam, aby się dowiedzieć czy Trevor nadal po mnie przyjdzie, po tym, co się stało z Katie.
Chwyciłam go za ramię i pociągnęłam do pobliskiej szafki.
- Co jest? - zapytał, przesuwając dłonią do włącznika światła.
- Przysięgam na Boga, jeśli nie powiesz mi co się dzieję, ja odwracam się i nigdy więcej nie zobaczysz mnie ponownie. - powiedziałam, stukając palcem w jego pierś i popychając go do tyłu,
- Dobrze, tylko przestań mnie szturchać - powiedział, podnosząc ręce w górę w geście poddania.
Cofnęłam się o krok robią mu miejsca. Złapał mnie za rękę i ścisnął ją, pozwalając iść dalej.
- Wczoraj Mike, Chaz, Ryan i ja poszliśmy do magazynu Trevora. Mike i ja wzięliśmy przednie wejście i zabiliśmy trzech z nich siedzących w salonie, a potem pobiegliśmy na górę, aby znaleźć Katie, która była przywiązana łańcuchami do łózka. Była zupełnie naga, pobita i zabijana najbardziej bolesną śmiercią. Kiedy zobaczyli nas w Tim Hortons miałaś na mnie swoją bluzę, więc pomyślał, że chodzi o Katie. Dlatego ona jest tutaj, a nie ty. W każdym razie reszta chłopaków pobiegła na górę, Ryan i Chaz wzięli Katie do samochodu, Mike i ja zatrzymaliśmy się w pokoju, chwyciłem nóż z ręki Trevora i wbiłem mu go w brzuch, podpalając jego magazyn.
Ciężko oddychałam i odsunęłam się, odwracając się do niego plecami.
- Taylor, co się stało? - spytał, zupełnie nieświadomy.
- Żartujesz Justin? Co się stało? Zabija mnie fakt, że mój chłopak zabił niewinnych ludzi. - Płakałam.
- Oni nie byli niewinni. Szukali ciebie - powiedział, sięgając do mojej strony ponownie. Niechętnie złapałam go za rękę, a on obrócił mnie do siebie ponownie, przyciągając do siebie.
- On, umarł. Co jest bardziej niepokojące?
Skinął głową - Trevor nie żyję. Obiecuję.
_________________________________________________________________________________

 Follownijcie na twitterze roleplayerów 
Taylor Coleman  
Justin Bieber