22 września 2013

♔ Chapter 21 ♔

TAYLOR'S POV

Niewiarygodne.  Wreszcie kiedy byłam gotowa na seks z Justinem, przyszedł pieprzony SMS i zniszczył tę chwilę. Moje szczęście.

Westchnęłam ciężko, pokazując moją frustrację. Usiadłam na łóżku i krzyżowałam ramiona, wydęłam wargi, nie mogłam kontrolować twarzy jak skrzywiłam się przy Justinie.

Ale wyraz jego twarzy był zupełnie inny. Spojrzał wściekły.

Usiadł nagle na łóżku, spuścił nogi na bok, a następnie zaatakował otwarte okno. Wystawił głowę na zewnątrz w strugach deszczu, patrząc prosto przed siebie, w lewo, a potem w prawo. 

Odsunął się z pomrukiem, nagle jego pięść była w ścianie.

- Boże, pieprzony skurwysyn! - Krzyczał, uderzył w ścianę ponownie, następnie podniósł lampę z nocnego stolika i rzucił ją na ścianę, tuż przy ogromnej dziurze, którą właśnie zrobił.

- Justin! - Płakałam, chwyciłam go za jego ramię, ciągnąc na łóżko. Przetarłam kręci na jego plecach, czekając aż jego oddech się uspokoi. - Co to do cholery było?

- Nic - sapnął, jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w nierównym, szybkim tempie. 

- Nic? - krzyknęłam. - Nazywasz rozwalenie ściany dwa razy i rzucenie lampą w tą samą ścianę a zaledwie kilka sekund później niczym?

- Nie mogę ci powiedzieć. -  krzyknął w moją twarz.

Parsknęłam na to.

- Oh, nie możesz mi powiedzieć. Tak jak, nie możesz mi powiedzieć niczego na cholernego Boga, że nic się nie dzieje. Co? Znowu twoja głupia gówniana pieprzona gra? Huh? - Odkrzyknęłam, nasze twarze dzieliło teraz tylko kilka centymetrów. 

Jego oczy rozszerzyły się, a jego twarz zaczęła buzować z wściekłości.

Wtedy usłyszałam skrzypiące echo w całym pomieszczeniu. 

To był odgłos łamania kości. 

Justin właśnie mnie uderzył.

 Chwyciłam moją twarz w bólu, tylko znaleźć źródło kapiącej krwi.

Cofnęłam się do tyłu, ciągle trzymając w miejscu rękami szczękę i patrzyłam na Justina z przerażona.

- Taylor... - zaczął.

- Nie. - Wrzałam, ból od rozmowy był gorszym niż początkowy od uderzenia.

- Tak bardzo bardzo cię przepraszam - przeprosił, zaczynając podchodzić do mnie ponownie.

- Wynoś się z dala ode mnie, Justin - ostrzegłam, robią kolejny krok w tył.

- Nie chciałem, j-- - wyjąkał, ale przerwałam mu.

- Cóż, może ja nie chciałam tego robić - powiedziałam, unosząc prawą rękę, zacisnęłam ją w pięść i uderzyłam go w twarz.

- Albo tego. -  Uśmiechnęłam się, kopiąc go w jaja.

Chwyciłam moją prawą rękę w lewą, pocierając teraz moje krwawiące kostki.

- Co to kurwa było? - krzyknął, kuląc się z krzykiem, a następnie chwycił swoją twarz w lewą ręke, podczas gdy upadał na ziemię, chwytając jego penisa w prawą.

- Hmm, porwałeś me, kładąc moje życie na niebezpieczeństwo, oszukujesz mnie, bijesz... Mam kontynuować? - zapytałam niewinnie.

Odwróciłam się na pięcie i zbiegłam na dół, zbierając swoje rzeczy, które były na stoliku. 

Usłyszałam kroki Justina, potykające się na schodach.

- Taylor, przestań, proszę. Nie idź, przepraszam. Powiem ci. Obiecuję. - Błagał, podchodząc do mnie.

-  Wiesz, ja nie sądzę, bym kiedykolwiek chciała usłyszeć coś od ciebie ponownie - krzyknęłam, trzymając drzwi. 

Złapałam klucze od samochodu z mojej torby i otworzyłam drzwi, uderzając je tak mocno, jak tylko mogłam. Ostatnie słowa, jakie usłyszałam to Justin krzyczący abym wróciła.

Pobiegłam do samochodu, próbując się wydostać jak najszybciej z deszczu. 

Wyjechałam z jego podjazdu i pędziłam w dół drogi, chcąc dostać się do stacji benzynowej, by móc wrócić do swoich ubrań.

W oddali zauważyłam stację Shell, wraz z łazienką.  Zaparkowałam samochód i zebrałam swoje ubrania, szykując się do szybkiego biegu przez deszcz. Kiedy dotarłam do łazienki, drzwi były zamknięte. Potrzebowałam klucza. 

- Przepraszam piękna, czy potrzebujesz tego klucza? - Usłyszałam mężczyznę za mną. Odwróciłam się i moja twarz stanęła w twarz z Trevora. 

- Ty- ty powinieneś być martwy... - wyjąkałam, cofając się, uderzyłam w ścianę.

- To samo mogę powiedzieć o tobie. - uśmiechnął się.


Otworzyłam usta, gotowa do wzywania pomocy, ale poczułam rękę Trevora zakrywającego i surowo chwytającego moje ciało. 

Starając się poruszać jego ręką, ugryzłam go, ale on tylko się zaśmiał.

- Słodkie - zauważył. 


Wydobyłam gardłowy krzyk, gdy strzelił palcami. Nagle pojawiło się trzech ogromnych facetów, wychodzących z wielkiego czarnego samochodu kilka metrów dalej.

- Kim są ci idioci? Myślałam, że Justin zabił twoich ludzi - wychrypiałam przez rękę.


- Oh, po prostu zatrudniłem ich do pomocy. - Strzelił palcami ponownie, tym razem poczułam ciało leżące na twardej ziemi, związali moje ręce i nogi, grubą liną.

Szarpałam się, próbując uciec, moje usta szybko zostały zakryte taśmą, a sekundy później moje ciało było podnoszone i wrzucone na tył furgonetki. 

Próbowałam krzykną przez taśmę, ale nic. To było kompletnie bezużyteczne. Dziś będzie dzień w którym umrę. 


JUSTIN'S POV

 Poszedłem do łazienki, aby oczyścić krew z moich kostek zaraz po tym jak Taylor wyszła. 

Nie było mowy, żebym wyszedł z tego. Była wściekła. 

Nawet jeśli kopnęła mnie w jaja, musiałem przyznać, że było to niesamowicie gorące. Gdyby nie była przeciw temu co robię, mógłbym wziąć ją i przyłączyć do mnie tu i teraz.  Ale ona nigdy by tego nie zrobiła, jest za dobra. Plus, to tylko zniszczyło by nas związek. Jeden błąd wystarczy. 

Miałem nadzieję, że z nią w porządku. Nigdy nie chciałem jej uderzyć, ale kiedy moja złość była na tyle zła, że straciłem panowanie. Jestem niebezpiecznym człowiekiem i myślę, że Taylor po prostu musiała dowiedzieć się tego na własnej skórze.





Złapałem jakąś gazę z gablotki za lustrem i zacząłem owijać ją wokół mojej ręki, obracałem to, dopóki w pełni nie zakryłem. Aby ukryć bandaż, umiejętnie zaplotłem koniec gazy w krawat. 


Kiedy skończyłem, zamknąłem szafkę, moja twarz po raz kolejny odzwierciedlała mnie.  Szczerze mówiąc, byłam zniesmaczony tym co zobaczyłem. Nigdy bym nie pomyślał, że będę jednym z tych którzy uderzą dziewczynę.  Naprawdę, nie byłem Justin Bieberem, częścią gangu Kings, byłem potworem. 


Odwróciłem się na pięcie i pobiegłem do salonu. Cały dom był cichy, słuchać było tylko delikatny dźwięk szumu lodówki. Gdzie do cholery byli chłopcy?


Chwyciłem telefon i napisałem wiadomość do Mike'a. Jeśli gdzieś byli, to on jeden odpowie. 


Rzeczywiście, sekundę później odpowiedział, że wyszli wcześnie zadbać o jakiś biznes i byli w drodze powrotnej. 


To wyjaśnia dlaczego ich tu nie było, kiedy Taylor i ja toczyliśmy walkę. 


Utraciłem pociąg myśli, nie zdawałem sobie sprawy, że chłopcy już wrócili, machając rękami przed moją twarzą.


- Co się do cholery stało z twoją ręką? - spytał Chaz.


- Nie twój interes. Mówiąc interes, co robiliście, że mi nie powiedzieliście o tym? - splunąłem. 


-  Czy ty jesteś kurwa głupi? Taylor tutaj była, a wszyscy wiemy, że nie może dowiedzieć się o tym co robi. To nie bezpieczne. Gdzie ona tak w ogóle jest? - pisnął Mike.


- Nie wiem - mruknąłem, opuszczając głowę.


- To dlatego twoja ręka wygląda jak gówno? - odezwał się Chaz, wskazując na zawinięty bałagan. 

 Kiedy nic nie powiedziałem, od razu wiedzieli że coś się stało. Wszyscy zamilkli i spojrzeli na mnie z zdumionym wyrazem.

- Nie patrzcie tak nie kurwa, okay?  Mamy do czynienia z większym gównem. Trevor nie jest martwy. Taylor i ja prawie uprawialiśmy seks i dostałem wiadomość od niego, mówiąc, że mógł nas widzieć. Zerwałem się i rzeczywiście był na zewnątrz, opierając się o czarny samochód, obserwując nas. Teraz wie, że Taylor jest tą którą miał zabić - wyjaśniłem. - Zapytała się mnie co do cholery jest nie tak, a ja nie chciałem jej martwić, wiesz, że mam problemy z gniewem więc uderzyłam w ścianę dwa razy, rzuciłem lampą o ścianę a na koniec uderzyłem ją, kiedy nie chciała się zamknąć. - Zacząłem się śmiać, za nim powiedziałem następną część. - Potem kopnęła mnie w jaja, uderzyła w twarz i wyszła. 

Podczas gdy Chaz i Mike pękali z ostatniej części, prawie turlając się po podłodze ze śmiechu tak bardzo, Ryan nareszcie przemówił.

- Whoa, chłopcy to nie jest śmieszne. Jeśli Trevor prześladował ją wtedy kiedy wyszła, on pewnie obserwuje. Ona jest teraz w niebezpieczeństwie. - powiedziałem z niepokojem.

- Cholera masz rację - mruknąłem. - Musimy ją znaleźć. Teraz.

Właśnie wtedy mój telefon zaczął dzwonić. Spojrzałem w dół ekranu, by zobaczyć imię Taylor.  

 Odpowiedziałem na wezwanie w panice, włączyłem na głośnik, więc wszyscy wszyscy chłopcy słyszeli.

- Taylor gdzie jesteś?  Wszystko w porządku? - zapytałem, ale nic.


 Po drugiej stronie linii było słychać stłumione krzyki, jak również śmiech ludzi.

 Natychmiast rozpoznałem głos Trevora, gdy powiedział -  Biedny Justin, nie ma pojęcia, że będę pieprzył jego dziewczynę. - a następnie zaśmiał się przerażająco.

 Niemniej jednak do cholery jak Taylor udało się to zrobić, że zadzwoniła do mnie i poprosiła o pomoc. 

-  Włącz aplikację lokalizatora - wyszeptał Mike, idą w moją stronę z długopisem i kartką. 
  
Mając telefon na głośniku, otworzyłem aplikachę i czekałem chwilę, aż znalazła jej lokalizację. 
  
 Na ekranie pojawił się komunikat "Znaleziono wyniki!"

- Jezioro  McCarthy -  Powiedziałem do Mike, gdy nabazgrał na dole lokalizację. 

-  - Idę, Tay - powiedziałem do telefonu tuż przed zakończeniem rozmowy i wstałem.

- Chłopcy, bierzcie swoją broń. 



~*~ 
Spodziewaliście się, że Justin uderzy Taylor? I co teraz z naszą panną Coleman? Czy Justin ją uratuje jak myślicie? 


Follownijcie na Twitterze polskich role-playerów Taylor Justina

 *dla pytających: jeśli chcecie założyć role-playera któryś z postaci (oprócz Justina i Taylor, oczywiście :)) to zostawcie w komentarzu taką wiadomość i kontakt (np. tt) :)  

6 komentarzy: