Niewiarygodne. Wreszcie kiedy byłam gotowa na seks z Justinem, przyszedł pieprzony SMS i zniszczył tę chwilę. Moje szczęście.
Westchnęłam ciężko, pokazując moją frustrację. Usiadłam na łóżku i krzyżowałam ramiona, wydęłam wargi, nie mogłam kontrolować twarzy jak skrzywiłam się przy Justinie.
Ale wyraz jego twarzy był zupełnie inny. Spojrzał wściekły.
Usiadł nagle na łóżku, spuścił nogi na bok, a następnie zaatakował otwarte okno. Wystawił głowę na zewnątrz w strugach deszczu, patrząc prosto przed siebie, w lewo, a potem w prawo.
Odsunął się z pomrukiem, nagle jego pięść była w ścianie.
- Boże, pieprzony skurwysyn! - Krzyczał, uderzył w ścianę ponownie, następnie podniósł lampę z nocnego stolika i rzucił ją na ścianę, tuż przy ogromnej dziurze, którą właśnie zrobił.
- Justin! - Płakałam, chwyciłam go za jego ramię, ciągnąc na łóżko. Przetarłam kręci na jego plecach, czekając aż jego oddech się uspokoi. - Co to do cholery było?
- Nic - sapnął, jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w nierównym, szybkim tempie.
- Nic? - krzyknęłam. - Nazywasz rozwalenie ściany dwa razy i rzucenie lampą w tą samą ścianę a zaledwie kilka sekund później niczym?
- Nie mogę ci powiedzieć. - krzyknął w moją twarz.
Parsknęłam na to.
- Oh, nie możesz mi powiedzieć. Tak jak, nie możesz mi powiedzieć niczego na cholernego Boga, że nic się nie dzieje. Co? Znowu twoja głupia gówniana pieprzona gra? Huh? - Odkrzyknęłam, nasze twarze dzieliło teraz tylko kilka centymetrów.
Jego oczy rozszerzyły się, a jego twarz zaczęła buzować z wściekłości.
Wtedy usłyszałam skrzypiące echo w całym pomieszczeniu.
To był odgłos łamania kości.
Justin właśnie mnie uderzył.
Chwyciłam moją twarz w bólu, tylko znaleźć źródło kapiącej krwi.
Cofnęłam się do tyłu, ciągle trzymając w miejscu rękami szczękę i patrzyłam na Justina z przerażona.
- Taylor... - zaczął.
- Nie. - Wrzałam, ból od rozmowy był gorszym niż początkowy od uderzenia.
- Tak bardzo bardzo cię przepraszam - przeprosił, zaczynając podchodzić do mnie ponownie.
- Wynoś się z dala ode mnie, Justin - ostrzegłam, robią kolejny krok w tył.
- Nie chciałem, j-- - wyjąkał, ale przerwałam mu.
- Cóż, może ja nie chciałam tego robić - powiedziałam, unosząc prawą rękę, zacisnęłam ją w pięść i uderzyłam go w twarz.
- Albo tego. - Uśmiechnęłam się, kopiąc go w jaja.
Chwyciłam moją prawą rękę w lewą, pocierając teraz moje krwawiące kostki.
- Co to kurwa było? - krzyknął, kuląc się z krzykiem, a następnie chwycił swoją twarz w lewą ręke, podczas gdy upadał na ziemię, chwytając jego penisa w prawą.
- Hmm, porwałeś me, kładąc moje życie na niebezpieczeństwo, oszukujesz mnie, bijesz... Mam kontynuować? - zapytałam niewinnie.
Odwróciłam się na pięcie i zbiegłam na dół, zbierając swoje rzeczy, które były na stoliku.
Usłyszałam kroki Justina, potykające się na schodach.
- Taylor, przestań, proszę. Nie idź, przepraszam. Powiem ci. Obiecuję. - Błagał, podchodząc do mnie.
- Wiesz, ja nie sądzę, bym kiedykolwiek chciała usłyszeć coś od ciebie ponownie - krzyknęłam, trzymając drzwi.
Złapałam klucze od samochodu z mojej torby i otworzyłam drzwi, uderzając je tak mocno, jak tylko mogłam. Ostatnie słowa, jakie usłyszałam to Justin krzyczący abym wróciła.
Pobiegłam do samochodu, próbując się wydostać jak najszybciej z deszczu.
Wyjechałam z jego podjazdu i pędziłam w dół drogi, chcąc dostać się do stacji benzynowej, by móc wrócić do swoich ubrań.
W oddali zauważyłam stację Shell, wraz z łazienką. Zaparkowałam samochód i zebrałam swoje ubrania, szykując się do szybkiego biegu przez deszcz. Kiedy dotarłam do łazienki, drzwi były zamknięte. Potrzebowałam klucza.
- Przepraszam piękna, czy potrzebujesz tego klucza? - Usłyszałam mężczyznę za mną. Odwróciłam się i moja twarz stanęła w twarz z Trevora.
- Ty- ty powinieneś być martwy... - wyjąkałam, cofając się, uderzyłam w ścianę.
- To samo mogę powiedzieć o tobie. - uśmiechnął się.
Otworzyłam usta, gotowa do wzywania pomocy, ale poczułam rękę Trevora zakrywającego i surowo chwytającego moje ciało.
Starając się poruszać jego ręką, ugryzłam go, ale on tylko się zaśmiał.
- Słodkie - zauważył.
Wydobyłam gardłowy krzyk, gdy strzelił palcami. Nagle pojawiło się trzech ogromnych facetów, wychodzących z wielkiego czarnego samochodu kilka metrów dalej.
- Kim są ci idioci? Myślałam, że Justin zabił twoich ludzi - wychrypiałam przez rękę.
- Oh, po prostu zatrudniłem ich do pomocy. - Strzelił palcami ponownie, tym razem poczułam ciało leżące na twardej ziemi, związali moje ręce i nogi, grubą liną.
Szarpałam się, próbując uciec, moje usta szybko zostały zakryte taśmą, a sekundy później moje ciało było podnoszone i wrzucone na tył furgonetki.
Próbowałam krzykną przez taśmę, ale nic. To było kompletnie bezużyteczne. Dziś będzie dzień w którym umrę.
JUSTIN'S POV
Poszedłem do łazienki, aby oczyścić krew z moich kostek zaraz po tym jak Taylor wyszła.
Nie było mowy, żebym wyszedł z tego. Była wściekła.
Nawet jeśli kopnęła mnie w jaja, musiałem przyznać, że było to niesamowicie gorące. Gdyby nie była przeciw temu co robię, mógłbym wziąć ją i przyłączyć do mnie tu i teraz. Ale ona nigdy by tego nie zrobiła, jest za dobra. Plus, to tylko zniszczyło by nas związek. Jeden błąd wystarczy.
Miałem nadzieję, że z nią w porządku. Nigdy nie chciałem jej uderzyć, ale kiedy moja złość była na tyle zła, że straciłem panowanie. Jestem niebezpiecznym człowiekiem i myślę, że Taylor po prostu musiała dowiedzieć się tego na własnej skórze.
Złapałem jakąś gazę z gablotki za lustrem i zacząłem owijać ją wokół mojej ręki, obracałem to, dopóki w pełni nie zakryłem. Aby ukryć bandaż, umiejętnie zaplotłem koniec gazy w krawat.
Kiedy skończyłem, zamknąłem szafkę, moja twarz po raz kolejny odzwierciedlała mnie. Szczerze mówiąc, byłam zniesmaczony tym co zobaczyłem. Nigdy bym nie pomyślał, że będę jednym z tych którzy uderzą dziewczynę. Naprawdę, nie byłem Justin Bieberem, częścią gangu Kings, byłem potworem.
Odwróciłem się na pięcie i pobiegłem do salonu. Cały dom był cichy, słuchać było tylko delikatny dźwięk szumu lodówki. Gdzie do cholery byli chłopcy?
Chwyciłem telefon i napisałem wiadomość do Mike'a. Jeśli gdzieś byli, to on jeden odpowie.
Rzeczywiście, sekundę później odpowiedział, że wyszli wcześnie zadbać o jakiś biznes i byli w drodze powrotnej.
To wyjaśnia dlaczego ich tu nie było, kiedy Taylor i ja toczyliśmy walkę.
Utraciłem pociąg myśli, nie zdawałem sobie sprawy, że chłopcy już wrócili, machając rękami przed moją twarzą.
- Co się do cholery stało z twoją ręką? - spytał Chaz.
- Nie twój interes. Mówiąc interes, co robiliście, że mi nie powiedzieliście o tym? - splunąłem.
- Czy ty jesteś kurwa głupi? Taylor tutaj była, a wszyscy wiemy, że nie może dowiedzieć się o tym co robi. To nie bezpieczne. Gdzie ona tak w ogóle jest? - pisnął Mike.
- Nie wiem - mruknąłem, opuszczając głowę.
- To dlatego twoja ręka wygląda jak gówno? - odezwał się Chaz, wskazując na zawinięty bałagan.
Kiedy nic nie powiedziałem, od razu wiedzieli że coś się stało. Wszyscy zamilkli i spojrzeli na mnie z zdumionym wyrazem.
- Nie patrzcie tak nie kurwa, okay? Mamy do czynienia z większym gównem. Trevor nie jest martwy. Taylor i ja prawie uprawialiśmy seks i dostałem wiadomość od niego, mówiąc, że mógł nas widzieć. Zerwałem się i rzeczywiście był na zewnątrz, opierając się o czarny samochód, obserwując nas. Teraz wie, że Taylor jest tą którą miał zabić - wyjaśniłem. - Zapytała się mnie co do cholery jest nie tak, a ja nie chciałem jej martwić, wiesz, że mam problemy z gniewem więc uderzyłam w ścianę dwa razy, rzuciłem lampą o ścianę a na koniec uderzyłem ją, kiedy nie chciała się zamknąć. - Zacząłem się śmiać, za nim powiedziałem następną część. - Potem kopnęła mnie w jaja, uderzyła w twarz i wyszła.
Podczas gdy Chaz i Mike pękali z ostatniej części, prawie turlając się po podłodze ze śmiechu tak bardzo, Ryan nareszcie przemówił.
- Whoa, chłopcy to nie jest śmieszne. Jeśli Trevor prześladował ją wtedy kiedy wyszła, on pewnie obserwuje. Ona jest teraz w niebezpieczeństwie. - powiedziałem z niepokojem.
- Cholera masz rację - mruknąłem. - Musimy ją znaleźć. Teraz.
Właśnie wtedy mój telefon zaczął dzwonić. Spojrzałem w dół ekranu, by zobaczyć imię Taylor.
Odpowiedziałem na wezwanie w panice, włączyłem na głośnik, więc wszyscy wszyscy chłopcy słyszeli.
- Taylor gdzie jesteś? Wszystko w porządku? - zapytałem, ale nic.
Po drugiej stronie linii było słychać stłumione krzyki, jak również śmiech ludzi.
Natychmiast rozpoznałem głos Trevora, gdy powiedział - Biedny Justin, nie ma pojęcia, że będę pieprzył jego dziewczynę. - a następnie zaśmiał się przerażająco.
Niemniej jednak do cholery jak Taylor udało się to zrobić, że zadzwoniła do mnie i poprosiła o pomoc.
- Włącz aplikację lokalizatora - wyszeptał Mike, idą w moją stronę z długopisem i kartką.
Mając telefon na głośniku, otworzyłem aplikachę i czekałem chwilę, aż znalazła jej lokalizację.
Na ekranie pojawił się komunikat "Znaleziono wyniki!"
- Jezioro McCarthy - Powiedziałem do Mike, gdy nabazgrał na dole lokalizację.
- - Idę, Tay - powiedziałem do telefonu tuż przed zakończeniem rozmowy i wstałem.
- Chłopcy, bierzcie swoją broń.
~*~
Spodziewaliście się, że Justin uderzy Taylor? I co teraz z naszą panną Coleman? Czy Justin ją uratuje jak myślicie?
*dla pytających: jeśli chcecie założyć role-playera któryś z postaci (oprócz Justina i Taylor, oczywiście :)) to zostawcie w komentarzu taką wiadomość i kontakt (np. tt) :)
Czekam na nn. :)
OdpowiedzUsuńale drama...
OdpowiedzUsuń...t masz racje
UsuńJooo : o
OdpowiedzUsuńłO OOO BOJE KROJE DUPA PUPA `PIPA I HUJ
OdpowiedzUsuńJustin !biegnij kurwa biegnij
OdpowiedzUsuń