27 października 2013

♔ Chapter 26 ♔

22 komentarze:
JUSTIN'S POV


Obudziłem się rano przez padające na dach, miękkie krople deszczu. Ostatnia noc była naprawdę jedną z najlepszych nocy w moim życiu.

Nigdy nie myślałem, że mógłbym się zakochać, albo, że będę kiedykolwiek coś takiego.

Ale wtedy pojawiła się Taylor. Spojrzałem na nią, jej nogi były splątane z moimi w pościeli.Była najpiękniejszą osobą, jaką moje oczy widziały.

Mogę jej ufać co do mojego życia, choć było trochę ironicznym oświadczeniem, że jestem tym, który uratował ją w przeszłości-- i prawdopodobnie w najbliższej przyszłości, także. Wszystkie te problemy z Trevorem... były początkiem. Ciężko przyznać, ale będą znacznie gorsi ludzie na których się natknie będąc ze mną. A to, musiała wiedzieć. Nie zamierzałem pozwolić jej ryzykować życiem.

Jak powiedziałem, musiałem być szczery.

Ale - bycie uczciwym - prawda zabije ją, dosłownie. Miałem zbyt wiele pochowanych tajemnic w ciągu roku, będąc z tym biznesie, zabiłem pieprzoną ilość ludzi, ludzie, którzy będą chcieli ją zabić i moją przeszłość. Na przykład, nie było mowy, by kiedykolwiek dowiedziała się o Vanessie. Nigdy.

Stłumiony mały jęk Taylor, przerwał moje myśli, przewróciła się w moich ramionach, tak, że była naprzeciwko mnie.

- Dzień dobry, piękna. - uśmiechnąłem się.

Kolejny jęk. Ukryła twarz w moją pierś, a ręce przeniosła wokół mojego pasa.
-
 Ostatnia noc naprawdę się wydarzyła? - wymamrotała w moją nagą skórę.

- Mhm... - wyszczerzyłem się.

Czułem jak uśmiech rozprzestrzenił się na jej twarzy, głowa jej była ciągle dociskana do mojej klatki, jęknęła zakłopotana.

- Nie wstydź się. - Zaśmiałem się, odciągając ją od siebie, bym mógł dostrzec jej twarz.

Usiadła na łóżku, chwytając kołdrę i zakrywając jej odsłonięte ciało.

- Kochanie, naprawdę? Widziałem wszystko, teraz. - Mrugnąłem.

- Ow! - zawołałem, gdy uderzyła mnie w ramię. - Zgadnę, zasłużyłem sobie.

- Umm, yeah! - Wykrzyknęłam, kołysając się na nogach, na brzegu łóżka. Za nim mogła w pełni wstać, złapałem ją za rękę, przyciągając z powrotem.
Chwytając ją w pasie, poniosłem ją i usadowiłem okrakiem na moich kolanach.

- Co? - spytała, marszcząc brwi, przysunęła swoją twarz do mojej, a jej włosy stworzyły kurtynę wokół nas.
Moje oczy patrzyły jak szalone w jej, wpatrywałem się w nią nieruchomo.

W ciągu kilku sekund jej usta ponownie, zachłannie całowały moje.

Oddałem pocałunek z taką samą intensywnością, ale tylko na kilka sekund za nim przeniosła się wzdłuż mojej szczęki, w dół, aż do mojej szyi, ssała i podgryzała mocniej, a następnie delikatnie, pozostawiała małe pocałunki, jej ręce jeździły po każdym centymetrze mojego gołego ciała, w dół do mojego ABS, ocierając się moimi ramionami, chcąc od niej więcej.

Szybko się odsunęła, oboje ciężko oddychaliśmy.

- Muszę się wysikać - powiedziała przypadkowo, powodując u mnie śmiech , wstała tym razem bez kołdry na jej ciele.

Kiedy dotarła do drzwi, odwróciła lekko głowę i posłała mi subtelne mrugnięcie i uśmiech, drzwi zamknęły się za nią kliknięciem.

- Złośnica. - Mruknąłem.

- Słyszałam to! - Zaćwierkała.

Zaśmiałem się do siebie cicho, wtedy usłyszałem włączony prysznic.

Wstałem i podszedłem do drzwi od łazienki, sprawdziłem. Rzeczywiście, Taylor była pod prysznicem.

Otworzyłem drzwi, by być w stanie się wcisnąć wystarczająco, odsłoniłem zasłony prysznicowe, wspinając się do prysznica.

Zawinąłem ramiona wokół niej od tyłu.

- Justin! O mój Boże przez ciebie o mało nie dostałam ataku serca! - Podskoczyła, prawie upadając.

- Ostrożnie - Zaśmiałem się, łapiąc jej przed upadkiem.

- Co tutaj robisz? - Jęknęła.

- Pomagam mojemu kochaniu wziąć prysznic. - Mrugnąłem wyrywając butelkę szamponu z jej rąk.

- Moja kolej, teraz. - Poleciłem. Niechętnie przystała na to, co powiedziałem, odwróciła się odchylając głowę trochę do tyłu, więc mogłem wetrzeć szampon w jej głowę.

Pienisty płyn spływał po jej włosach w dół, do ich końcówek, zostawiłem jej głosy, przesunąłem swoje dłonie w dół jej ciała, całując jej szyję.

Miękki jęk uciekł z jej ust, odwróciła się i złączyła moje usta w pocałunku.

- Musisz się odwrócić znowu. - Przypomniałem.

- Oh, racja. - Roześmiała się zażenowana, obracając się, złapałem rączkę prysznicową i spłukałem jej włosy.

- Twoja kolej - mruknęła., gdy skończyłem, zebrała butelki i zasygnalizowała, abym się odwrócił.

Przetarła moje włosy, szarpiąc końce, uśmiechając się do mnie jednocześnie.

Popatrzyłem na nią. - Skarbie?

- Tak? - Zapytała marszcząc brwi.

- Jesteś piękna - odezwałem się, pochylając się i ponownie ją całując.

Moje usta poruszały się w doskonałej synchronizacji z jej., przeniosła ręce z moich włosów na moją szyję, owijając je wokół.

Moje ręce, które spoczywały na jej biodrach, przeniosły się do jej ud, zatrzymując się na jej tyłku i delikatnie go ścisnąłem, powodując jej kolejny jęk, przegryzłem dolną wargę.

Wziąłem ją za uda, jej nogi natychmiast owinęła wokół mojego pasa, pchnąłem ją na prysznicowe płytki.

Ocierała się o moje ciało, co spowodowało mój jęk, jej drażnienie zaszło zbyt daleko.

- Taylor... - mruknąłem, przenosząc się do jej szyi, ona wciąż ocierała się o mnie.

Nie mogłem się powstrzymać, nie mogłem ukryć emocji które ona sprowadzała.

- Taylor... - Jęknąłem ponownie, starając się ją powstrzymać.

- Tak? - Wyszeptała, wyprostowała się, pokazałem jej w dół. Jej wzrok powędrowałam tam, gdy zauważyła mój ogromny zwód, jej oczy rozszerzyły się, z a jej ust wyrwał się cichy chichot.

- Ja to zrobiłam? - Zdusiła w sobie śmiech.

- Nie, gąbka to zrobiła. Oczywiście, że ty! - Roześmiałem się.

- Wybacz. - Wzruszyła ramionami, chwytając rączkę od prysznica i spłukała resztę mydła.

- Kurwa - Mruknąłem pod nosem.

- Co? - Zapytała niewinnie.

- Wyglądasz cholernie  gorąco teraz, jesteś naga i obracasz się wokół mnie, kurwa. - Skrzywiłem się.

- Przepraszam? - Roześmiała się, wyłączając prysznic.

Wyszedłem i złapałem dwa ręczniki dla nas, zawinąłem go szybko wokół siebie, podczas gdy Taylor wzięła go po czasie, który wydawał się wiecznością.

Wyszliśmy z łazienki, do sypialni, gdzie wzięłam dwie pary dresów i luźny sweter z kapturem.

- Chodź tu - Powiedziała po włożeniu na siebie ubrania.

Ujęła moją twarz w dłonie i zaśmiała się ze mnie.

- Przykro mi - Odezwała się ponownie, pochylając się i dając mi szybkiego całusa przed odwróceniem się.

- Nie, nie, nie - Powiedziałem, chwytając ją za nadgarstek i obróciłem ją.

- Co? - Zapytała.

 - Nie zrobisz tego dla mnie - Zatrzymałem i wskazałem na swoją erekcję. - Po prostu daj mi
kiepskiego całusa.

- Co ty powiedziałeś- - Zaczęła, ale przerwałem jej naciskając swoimi ustami, chwyciłem z powrotem jej kark.

Zaskoczona niespodzianką, wahała się kilka sekund przed oddaniem delikatnego pocałunku.

Przeciągnąłem mój język wzdłuż jej dolnej wargi, odczekałem a następnie ścisnąłem jej tyłek w odpowiednim czasie, jęknęła, a ja wsunąłem swój język do jej ust. Zaczęła walczyć ze mną, nasze języki toczyły wojnę.

Potrzebowałem odetchnąć, odsunąłem się, Taylor przejechała swoim pazurem po mojej twarzy z powrotem do jej, ale odepchnąłem ją.

- Widzisz, teraz jesteśmy kwita. - Mrugnąłem.

- Nie fair - wydyszała.

Wzruszyłem ramionami, a następnie złapałem ją za rękę, ciągnąc w kierunku drzwi, możemy iść na dół i przygotować śniadanie.

Zatrzymałem się tuż przed przekręceniem klamki i przystawiłem swoje usta do jej ucha.

- Dzięki za ostatnią noc, przy okazji. - Wyszeptałem ochryple, mimo że byliśmy sami.

-N-Nie ma problemu. - Wyjąkała, powodując mój śmiech przez to, że była tak zdenerwowana przeze mnie. To było coś o nas, co nigdy się nie zestarzeje.

Splątałem nasze palce, za nim wolno otworzyłem drzwi.

Gdy dotarliśmy do podnóża schodów, Ryan, Chaz i Mike siedzieli na kanapie. Telewizor grał cicho, kiedy oni jedli ogromne śniadanie i rozmawiali.

- Jay! - Ucieszyli się, patrząc i obserwując nas, przywitali Taylor. - Cześć Taylor!

- Dobry. - Uśmiechnęła się Taylor.

- Aye, musicie się zachować następnym razem, w tym domu są inne mieszkające osoby. - Mrugnął

Ryan. Popatrzyłem na Taylor, by zobaczyć ją strasznie się rumieniącą.

- Nie będziesz musiał nas słyszeć następnym razem, bo będzie kurwa martwy. - Uśmiechnąłem się szyderczo, zdobywając piątki od Chaza i Mike'a.

- Wiedziałem, że to nie były tylko filmy - Roześmiał się Mikey, powodując i mnie śmiech.

Popatrzyłem na Taylor, odnajdując ją patrzącą na jej stopy.

- Kochanie. - Zagruchałem, ciągnąć ją do uścisku. - Oni tylko żartują.

- Yeah, nie chciałem się urazić, to jest po prostu to co robicie - zapewnił Ryan.

- Chodźmy na śniadanie, okay? - Zapytałem, dając jej buziaka w czoło.

Jej grymas zamienił się w uśmiech, natychmiast zaczęła kiwając głowę w górę i w dół, praktycznie ciągnąc mnie do kuchni.

Na ladzie był stos naleśników, bekon, jajecznica, gotowane i smażone jajka, różne owoce i koktajle, które chłopaki zrobili.

- Dlaczego zrobiliście to wszystko? - zapytałem.

- Nie wiem, naprawdę. Chyba Taylor wreszcie dostał nauczkę i wie, żeby kurwa z nami nie zadzierać, po za tym jest świetna zabawa i prosty sposób by świętować. Plus mamy gościa. - Chaz posłał uśmiech i wskazał na Taylor.

Uśmiechnął się także, ale to było fałszywe.

W środku, znałem prawdę.

Wiedziałem, że Trevor wróci.

Trevor nie był skończony.

On nie  nauczył się.

Nie jesteśmy bezpieczni.

A to wszystko, było dalekie od końca.


~*~ Czy jest sens w dalszym tłumaczeniu?

25 października 2013

♔ Chapter 25 ♔

3 komentarze:
TAYLOR'S POV

- Kocham cię...

Odsunęłam się od niego, westchnięcie uciekło z moim ust.

- Ja.. - Jęknęłam.

Jego twarz zbladła, gdy usiadł.

- Przepraszam. - Wyszeptał, kiedy odsunął się ode mnie. - Nie powinienem tego mówić.

Myślałam o tym. Szalone naprawdę, czułam to samo od pierwszy tygodni poznania go. Nigdy nie myślałam, że zakocham się w kimś tak szybko i, że on poczuje kiedykolwiek to samo. Co więcej - Nigdy nie pomyślałabym, że Justin Bieber będzie tym, do którego coś czuję. On sprawia, że czuję się szczęśliwa. Tak naprawdę byłam w dzisiejszych czasach taka z moimi rodzicami,. Zawsze czułam się samotna. Justin zmienił to. Sprawił, że czuję się wyjątkowo, akceptowana i chciana.\

Splotłam jego prawą dłoń z moją, a lewą przyłożyłam do jego policzka, jego twarz z powrotem znalazła się bliżej.

- Też cię kocham.

- Naprawdę? - Zapytał, zaskoczenie było widoczne na jego twarzy

- Tak. - Zaśmiałam się, opuściłam jego rękę i przeniosłam na szyję, atakując go misiowym uściskiem.

Słyszałam jego bijący oddech, objął mnie także, ciągnąc tak, że teraz leżałam nad nim.

- Kocham cię - powiedział i pocałował mnie. - Kocham cię - znowu pocałunek. - Kocham - i znowu pocałował.

- Muah! - zaśmiałam się, obdarowując go niechlujnym buziakiem w policzek.

Przewrócił nas na łóżku, ściskając mnie strasznie mocno.

- Justin... Nie... Mogę... Oddychać. - wykrztusiłam.

- Wybacz. - Zaśmiał się nerwowo, siedzieliśmy na łóżku po raz kolejny.

Krótkie wyjaśnienie rozdziału:
Dlaczego jest taki krótki?
Odp: Cóż, Zoe musiała skasować większą część rozdziału, ponieważ jej rodzina chciała przeczytać to opowiadanie na JBFF.
Czy mieli tam uprawiać seks?
Odp: Tak, Zoe w notce autorskiej napisała, że to miało nastąpić, ale ponieważ czegoś takiego nie można przeczytać w rozdziale, możecie samodzielnie interpretować na co tam. Reszty i tak dowiecie się w 26 rozdziale, który powinien się pojawić się w tą niedzielę :-)

24 października 2013

♔ Chapter 23 ♔

4 komentarze:

Taylor's POV

Nawet nie próbowałam, wszystko co we mnie teraz drzemało było niemożliwe. Jak ktoś może iść się zdrzemną, będąc w domu mordercy?
Oparłam głowę na swoich kolanach, akceptując fakt, że to właśnie dzisiaj miałam umrzeć. Zresztą jakie to miało znaczek, tak? Zabij mnie teraz, to i tak się w końcu wydarzy.
 
Na chwilę wszystko ucichło. Dosłownie, w całym pomieszczeniu nastała martwa cisza. Nagle rozległ się strzał dochodzący z piętra. Moje serce zatrzymało się na sekundę, próbując zlokalizować strzał nad moją głową, patrzył wokoło w panice.
To mogło oznaczać tylko dwie rzeczy: Justin przyszedł, albo miałam umrzeć w ciągu godziny. 
 
- Prawdopodobniej była to ta druga opcja - pomyślałam.
 
Schody zewnętrzne, były małym "kumplem" w pomieszczeniu Trevora. Zaczęły skrzypieć, a w ciągu sekundy drzwi zaczęły się poruszać.
 
- Żegnaj świecie - powiedziałam stłumiona.
 
Szybkim ruchem drzwi zostały wywarzone, a one spadły na ziemię, mrożący krew w żyłach uciekł z mojego gardła.
 
- To będzie bolało. - Justin ostrzegł, podchodząc do mnie i zrywając taśmę.
 
Otworzyłam usta krzycząc z bólu, ale on szybko je zakrył. - Cii. On nie może nas usłyszeć - wyszeptał.
 
- Dziękuję - wychrypiałam.
- Za co?
 
Na prawdę, czy to nie było oczywiste?
 
- Rany, nie wiem, za uratowanie mi życia? - powiedziałam.
 
- Proszę, nie bądź skrępowana w tej piwnicy, to nie jest nic dla mnie - wymamrotał.
 
- Tak, dobrze, skoro mowa o skrępowaniu, um, rozwiążesz moje ręce i nogi? - zapytałam, wijąc się po podłodze.
 
- Oczywiście. - zaśmiał się. Wyciągnął scyzoryk i rozciął liny, uwalniając najpierw moje ręce, a potem nogi.
 
- Ahh. - westchnęłam z ulgą. - Traktowali mnie jak pieprzoną zabawkę, miło znowu rzeczywistnie poczuć swoje kończyny.
 
Nagle rozległy się dwa strzały pistoletu.. Odgłosy dochodziły z góry.
 
Zerwałam się, owijając dłonie wokół talii Justina, bojąc się o własne życie.
 
- Ilu Trevor ich ma? - zapytał.
 
- Trzech. Dlaczego pytasz? - odpowiedziałam, patrząc na niego.
 
- Słuchaj, musisz tutaj zostać, okej? Zaraz wrócę z powrotem. Obiecuję. - powiedział, całując mnie w czoło, zanim odwrócił się w stronę schodów.
Zaczęłam chodzić po małym pokoju, co jeśli, on nie wróci?
 
Co jeżeli Trevor zabije mnie, a zaraz jego?
 
Co jeżeli on zabiję resztę chłopaków, przecież oni na pewno tutaj byli.
 
Moje myśli były wyżej ode mnie i rzeczywistości, wbrew temu co mówił Justin.
 
Otworzyłam drzwi i ruszyłam w stronę głównego wejścia.
 
Spacerowałam po nim, potrząsając się gwałtownie, tak jak ja, widziałam go w drodze do schodów. Wzięłam dwa głębokie wydechy.
 
Byłam na miejscu. Zauważyłam Justina w drzwiach pokoju w środku prawego korytarza.
 
- Justin, czekaj! - powiedziałam, podbiegając do niego.
 
- Mówiłem ci, żebyś została na dole - mruknął pod nosem.
 
- No cóż, czyż to nie urocza mała parka? - Trevor westchnął szczęśliwie, chodząc w tą i z powrotem po łóżku.
 
- Zamknij mordę - Justin splunął w jego twarz.
 
- Nie możesz powiedzieć, żebym się zamknął - krzyczał, idąc do nas z uniesionymi pięściami, a następnie uderzył Justina w policzek.
 
Kiedy on go uderzył do pokoju weszli Mike, Chaz i Ryan. Oboje odwrócili się rozproszeni, tylko Trevor złapał mnie ostro za rękę i szarpał mnie w swoje ramiona.
 
Jego ramiona były owinięte wokół mojej szyi, zaczął iść do tyłu. Kiedy dotarliśmy do kredensu, on wyjął z szafki nóż, przystawiając go do mojego gardła.
 
- Zróbcie jeden ruch, a ona nie żyję! - krzyknął.
 
- Proszę, Justin, pomóż mi - wykrztusiłam chrapliwie, łapiąc powietrze, przez trzymanie jego szorstkiej dłoni.
 
- Hej, cicho. - Trevor odezwał się nagle. Czułam, że trząsł się ze wściekłości, mocno chwycił nóż i wbił go mocno, prowadząc go wzdłuż dołu mojej lewej dłoni, zaczynając od ramienia a kończąc na dłoni.
 
Spojrzałam na Justina zapłakanymi oczyma, aby zobaczyć, że Mike trzymał pistolet celując i strzelając, w ciągu kilku sekund. Uderzył w prawą dłoń Trevora. Nóż upadł z łomotem na ziemię, a Trevor krzyknął z bólu.
 
W płaczu i drżeniu pobiegłam do Justina, trzymając się za ramię, tak jakbym trzymała w nim całe moje życie, gdyby od tego zależało.
 
Pchnął mnie, podchodzą do Trevora. Cały czas trzymał podniesiony pistolet, wreszcie umieścił go na jego czole.
 
- Uczyniłeś z mojego życia piekło. - Justin krzyknął. - Teraz na to zasłużyłeś.
 
- Czekaj. - mówiłam cicho, a mój głos był ledwie słyszalny. Cały pokój był tak cichy, chociaż... był napięty od tych wszystkich uczuć, jak pocisk.- dosłownie.
 
- Co? - splunął, ale jego spojrzenie złagodniało, kiedy spojrzał, kto teraz mówił.
Zaczęłam iść w jego kierunku, robiąc małe kroki i ściskając swoją dłoń. 
 
- Nie zabijaj go, proszę, nie. Dla mnie Justin. Nikt nie zasługuj na śmierć, po prostu daj mu odejść - szeptem wyznałam wreszcie patrząc na niego.
 
Spojrzał na mnie, a potem na Mike'a a następnie na Chaz'a po czym na Ryan'a. Ostatecznie jego wzrok spoczął na Trevorze. Jego oczy były stracone, od tego jaką za chwilę miał podjąć decyzję.
 
Chłopaki w końcu pokiwali głowami, a Mike zabrał głos. - Ona ma rację. Nie możesz go zabić, jeśli chcesz żyć z Taylor w spokoju.
 
Justin spojrzał na Trevora, a pistolet który trzymał przy jego czole niemal drżał. Jego palec spoczywał na spuście, był gotowy, aby zabić go jednym ruchem.
 
- Koniec - Justin krzyknął nagle, zabierając pistolet z jego czoła. - Idziemy.
 
Trevor stanął z pokoju wybiegając z pokoju. Chłopaki pobiegli za nim, a niedługo po tym Justin wybiegł za drzwi.
 
Znajdowałam się w jeszcze w pokoju, ponieważ moja lewa strona nadal krwawiła, chciałam jakoś zatamować krwotok.
 
- Idziesz? - Justin zaśmiał się, zerkając na drzwi, a następnie podszedł do mnie.
 
- Nie odpowiedziałam, tylko spojrzałam na swoje ramię.
 
- To boli, Justin - piszczałam.
 
- Wiem, ale im prędzej wyjedziemy, tym szybciej znajdziemy się w szpitalu, dobrze? - zapytał, podchodząc do mnie, i ujmując moją prawą rękę, pomimo tego, że była cała we krwi.
 
Skinęłam bezwładnie głową, a on ruszył w kierunku drzwi, zeszliśmy po schodach i skierowaliśmy się do lasu. Deszcz wciąż padł, kiedy dotarliśmy do samochodu, vana Trevora nie było.
 
Dlaczego? Dlaczego znowu byłam taka głupia? Myślałam, że to co powiedział Justin, trzymając pistolet przy jego głowie było prawidłowe. On zasłużył na śmierć. - Nie on jeden i nie tylko on zasługuję na śmierć. Jasne, że byłby to koniec naszych problemów z nim, ale nie sądzę, że wymazałabym z głowy obraz martwego Trevora.
 
Wzdrygnęłam się, zatrzymując moje okropne myśli. Nie chciałabym sobie wyobrażać tej scen, czy Justin zabiłby Trevora, gdyby był tam sam ze mną? Nie chcę nawet przywoływać do siebie myśli, tej trójki facetów na podłodze.
 
Kiedy wyjrzałam za okno samochodu z powrotem byliśmy w mieście. Nie długo po tym dotarliśmy do domu Justina.
 
Pamiętam, że miałam telefon w tylnej kieszeni, więc wyciągnęłam go i napisałam wiadomość do Sary.
 
Brakowało mi jej. Cały czas spędzałam z Justinem i byłam nie za bardzo szczęśliwa z tego powodu, nie pamiętam kiedy miałam z nią ostatnio cały dzień. Oprócz tej nocy, kiedy Katie niemal została pobita na śmierć.

Hej, tęsknie za tobą! Kiedy masz wolne?

Wysłałam wiadomość. Mam nadzieję, że od teraz będzie inaczej. No może mniej niepokojących informacji o Trevorze, nigdy więcej żadnych tajemnic. Może
Justina i ja wreszcie moglibyśmy stworzyć normalny związek.
 
Ha. To nie mogło się zdarzyć. Mój umysł podpowiadał mi, że moje serce myśli zupełnie inaczej.
 
Wiedziałam, że rzeczy które się wydarzyły. Justin jest członkiem gangu, nie było w tym nic normalnego.
 
Plus, zawsze była Sara. Nie mogłam jej powiedzieć, że umawiam się na randki z Justinem Bieberem. To ostatni facet z którym kiedykolwiek "pozwoliłaby" mi się umawiać na randki.
 
Dlaczego przyjaciele tak mają? Myślałeś? To twoje życie nie ich. Twój związek, a nie ich.
 
- Taylor! - krzyknął Justin.
 
- Nie musisz krzyczeć, jestem tutaj - śmiałam się, odrobinę zaskoczona nagłym hałasem.
 
- Cóż, mówiłem do ciebie od kilku minut - teraz on się roześmiał.
 
- Oh. - tchnęło mnie, patrzyłam na zewnątrz. Byliśmy tutaj.
 
- Tak, "oh". - znowu się zaśmiał. - Chodź, opatrzymy twoją rękę. - powiedział, biorąc mnie w ręce w ślubnym stylu i prowadził mnie do domu.
 
- Jesteś takim dżentelmenem. - zażartowałam.
 
- Zamknij się. - wymamrotał.
 
Weszliśmy do domu, a Justin zwrócił się ku łazience. Usadowił mnie na sedesie.
 
Ujął moją dłoń, jego dłoń przypadkowo uderzyła moja lewą.
 
- Kurwa, do skurwiela ojczystego. - płakałam przez zaciśnięte zęby. - Boli.
 
- Język. - powiedział surowo, wygrzebywał lusterko i opatrunek z szafki.
 
Wyciągnął spray. Każde dziecko tego nienawidzi, nawet mają osiemnaście lat.
 
- Nie, nie, nie - krzyknęłam, oddalając się od niego, śmiejąc się histerycznie, chociaż tak na prawdę nie miałam gdzie pójść. To znaczy, siedziałam na toalecie.
 
- O tak! - zaśmiał się unosząc spray nad głową.
 
- Nie! - znowu zawołałam, śmiejąc się, on szybko nacisnął spust sprayu i przejechał nim w górę iw dół mojego ramienia. - Oww, to kłuję. - jęknęłam.
 
Teraz pochylił się na wysokość mojej twarzy, a ja wciąż chichotałam. Zdobył moje usta i złożył na nich szybki pocałunek, chwycił tył mojej głowy, przyciskając swoją twarz do mojej, potem odsunął się śmiejąc.
 
- Jak się teraz czujesz? - zapytał, unosząc brwi.
 
- Jak gówno. Gorzej niż wcześniej. - przybrałam kamienną twarz.
 
Jego twarz rozluźniła się, a ja wybuchłam śmiechem zrywając się, położyłam dłonie na jego piersi, spychając go na ścianę.
 
- Ja tylko żartowałam, kochanie. - zapewniłam go, przesuwając swoje dlonie w dół iw górę do jego torsu.
 
- Mmm, to jest gorące. - zwrócił uwagę, kładąc swoje dłonie na moich biodrach, przysunął mnie do siebie bliżej.
 
- Co jest gorące? - spytałam, przechylając głowę w bok.
 
- Kiedy mówisz do mnie kochanie, kochanie. - mrugnął
 
Moja twarz natychmiastowo poczerwieniała, a ja spojrzałam w dół. - Aww, nie wstydź się. - z gruchał. Uniósł kciukiem moją brodę, zmuszając, abym spojrzała mu w oczy.
 
Niesamowite. Ten facet był całkowitym badassem, ale przy mnie zachowywał się jak małe dziecko.
 
Przegryzłam wargę poddając się, spojrzałam w górę.
 
- Proszę bardzo. - uśmiechnął się triumfalnie, umieścił prawą dłoń na moich biodrach.
 
Jego język sunął leniwie po mojej dolnej wardze, prosząc o wejście, które z łatwością mu udostępniłam. Wsunął się swoim językiem do moich ust i zaczęliśmy toczyć walkę o całkowitą dominację.
 
Chwycił mnie mocno za biodra, przez co nieco zaskoczona podskoczyłam.
 
Czułam jego uśmiech na ustach, a on przeniósł dłonie w dół, zaczął ściskać je na moich pośladkach, na co ja jęczałam, a wszystko wokół mnie wirowało, byłam dociskana do ściany.
 
Owinęłam nogi wokół niego, przenosząc dłonie na jego włowy, palcami niechlujnie je przeczesałam.
 
- Justin. - powiedziałam ciężko, odsuwając się.
 
- Tak? - wysapał. Nosem ocierał się o moje czoło.
 
- Moja ręka. - zachichotałam, patrząc na ten cały bałagan.
 
- Oh. - uśmiechnął się. Obrócił się wokoło mnie i znowu posadził mnie na toalecie.
 
Klęczał będąc na poziomie mojego wzroku. Chwycił mokry ręcznik i zaczął wycierać ranę, powodując, że za każdym razem drżałam.
 
- Zamierzam spryskać ją ponownie, tylko ostrzegam. - powiedział, potrząsając sprayem przed użyciem.
 
Skuliłam się, kiedy chłodny płyn spotkał się z moją skórą, chociaż wiedziałam, że za kilka minut będę czuła się o wiele lepiej.
 
Po skończonym natrysku, złapał jaką gazę i zaczął przecierać ją wzdłuż mojego ramienia, kończąc to jakimś opatrunkiem medycznym.
 
- Voila! - poklepał mnie, wstając. Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.
 
Zaczynając od mojej dłoni zaczął zostawiać ślady pocałunków na bandażu. Kiedy dotarł do mojego ramienia, on poruszył głową.
 
- Teraz, gdzie idziemy? - zapytał, ocierając się blisko.
 
-Ah, ah, ah. - wymruczałam, przyciskając palec do twarzy. -  Jestem głodna. - odwróciłam się na pięcie i weszłam do salonu.
 
Stop, gdzie ja jestem, odwróciłam głową, aby spojrzeć na łazienkę. - Idziesz? - zapytałam.
 
- Tak. - usłyszałam jego westchnienie, szurał nogami wychodząc.
 
Zaśmiałam się i ruszyłam do kuchni, w poszukiwaniu czegoś do jedzenia.
 
- Chcesz jabłko? - usłyszałam jego leniwy bełkot i pełne usta.
 
Zaśmiałam się, znajdując słoik nutelli w szafie. Idealnie.
 
- Oczywiście. - powiedziałam, chwytając nóż i kładąc na talerzu nutellę w misce, a następnie włożyłam ją do kuchenki mikrofalowej, aby się roztopiła.
 
- Co robisz? - zapytał, marszcząc brwi i mrużąc oczy.
 
- Zobaczysz. - odpowiedziałam. Mikrofalówka zapiszczała, wyjęłam nutellę i posmarowałam plasterki jabłka.
 
Podeszłam do Justina, który siedział przy stole, postawiłam talerz obok niego.
 
- Zamknij oczy. - powiedziałam, wpatrując się w niego.
 
Wzruszając ramionami zrobił dokładnie to o co go prosiłam.
 
- Otwórz usta. - powiedziałam, chwytając jeden kawałek.
 
Spojrzał na mnie z po wątpieniem, kiedy otworzył usta i zaczął żuć przekąskę.
 
- Cholera jasna. - zawołał. - To jest niesamowite, co do do cholery?
 
- Nie próbowałeś tego wcześniej? - śmiałam się i usiadłam obok mnie.
 
Wzruszył ramionami, przysuwając stołek ze mną.
 
- Moja kolej. - powiedział.
 
- Twoja kolej, na co? - zapytałam.
 
- Karmienie ciebie. - odpowiedział, jakby to nie było oczywiste. Uniósł kawałek
jabłka. On celowo nie wcelował w moje usta, tylko w twarz.
 
- Justin! - krzyknęłam.
 
Po tym jak mu oddałam, wszystko zakończyło się śmiechem. Przysunął dłoń do
mojej twarzy. - Masz czekoladę na twarzy. - wymamrotał, ocierając mój policzek
kciukiem.
 
- Fuck, poszlibyście na górę i po prostu się prze ruchali. - skarżył się Mike.
 
- Hej, Mike? - zapytał Justin.
 
- Tak, Jay?
 
- Zamknij mordę. - powiedział udawaną "słodkością" posyłające Mike'owi swój najlepszy uśmiech. 
 
Zeskoczył i chwycił mnie za rękę, ciągnąc mnie za sobą.
 
- Idziemy na górę? Obejrzeć kilka filmów.
 
- Ha! Filmy. - Mike zaśmiał się.
 
Przewracając oczami Justin zignorował moją odpowiedź i pociągnął mnie na górę.
 
- Chodź. - powiedział, potrząsając głową, kiedy wchodziliśmy po schodach.
 
- Wy szalone dzieci, bawcie się dobrze. - słyszałam śpiewającego Mike'a, zanim Justin zamknął drzwi.
_________________________________________________________________
POWRÓCIŁAM MIŚKI. - patts.

18 października 2013

♔ Chapter 24 ♔

6 komentarzy:
JUSTIN'S POV:

Podobało mi się, kiedy moje życie takie było.
To byłem ja. Justin Bieber - jeden normalny. Nie zamknij ryj, bo cię zabije z mojego pistoletu. 

Zamykając drzwi za sobą, Taylor weszła do mojego pokoju. I nie, nie do seksu, to kontynuowania zwyczajnej nocy. 

- Jaki film chcesz obejrzeć? - spytałem ją, podchodząc do szafy i wyciągając pudełko pełne DVD.

- Każdy z nich jest w porządku, naprawdę - Wzruszyła ramionami, pokonując drogę do mojej szafy i wyciągając jakąś bluzę.

Odwróciłem się by móc na nią spojrzeć, oglądałem jak zdejmuje dżinsy, ukazując jej niesamowite ciało.

Jej nogi były długie, a opalony tyłek cholernie gorący. Z powrotem złapała bluzę i wsunęła ją na siebie, zakrywając jej ciało po raz kolejny.

Szedłem za nią, ciągnąc jej ciało od tyłu.

- Cholera, kochanie - szepnąłem do jej ucha. - - Czy wiesz jak bardzo trudne jest dla mnie, by moje ręce trzymały się z dala od twojego ciała?

Wszystko co zrobiła to chichot, powodując u mnie uśmiech.

- Na prawdę jesteśmy teraz parą? - uśmiechnąłem się.

- Co para? - zapytała.

- Wiesz, teraz po prostu podchodzisz do moich szuflad, bez pytania pożyczasz ciuchy, bo wiesz, że powiem tak. - uśmiechnąłem się, owijając ramiona wokół jej ramion.

- Cokolwiek - powiedziała, jej policzek stawały się czerwone - po prostu obejrzyjmy film.

- Dobrze, jak chcesz, księżniczko. - Powiedziałem kołysząc jej nogami nad ziemią i przerzuciłem ją na swoim ramieniu, idąc do łóżka

- Puść mnie! - Zachichotała, kopiąc nogami w powietrzu, choć nie robiło to nic.

- Tak jak mówisz, księżniczko - powtórzyłem jeszcze raz, tym razem rzucając ją na łóżku, a następnie skacząc nad nią.

- Ugh, to nie fair, jesteś silniejszy - Zwróciła uwagę, zabierając rękę spod moich bicepsów.

- Wiesz, że muszę być w formie - mruknąłem, zginając rękę dla niej.

Zszedłem z niej do pozycji siedzącej.

- Zapomniałeś o czymś? - uśmiechnęła się Taylor?

- Cholera - powiedziałem, uderzając moją rękę w czoło. - Zapomniałem wsadzić film.

- Mhmm - skinęła.

Podszedłem do telewizora i włączyłem odtwarzacz DVD, chwytając pilot, wszedłem z powrotem do łóżku, wróciłem do mojej pozycji.

- Jaki film oglądamy? - zastanowiła się.

- Księżyc w Nowiu - wymamrotałem cicho.

- Co to było? - prosiła.
 
- Powiedziałem Księżyc w Nowiu.

- Nie! - zawołała. - Justin dlaczego, już oglądałam pierwsze gówno.

- Tak, ale kochanie, to jest gdzie jest nasz związek , rozkwita! - mówiłem z fałszywym dziewczyńskim głosem.

- Dobrze - Roześmiała się, siadając i opierając głowę na moim ramieniu, kiedy chwyciłem pilota i włączyłem "play".

Podobnie jak w pierwszym filmie, drastyczna muzyka wypełniała pokój i Bella zaczęła opowiadać, historia się zaczyna.

- Mam nadzieję, że wiesz, że naprawdę cię lubię - przypadkowo zabrała głos, poruszając głową w górę, by móc spojrzeć na mnie.

- Tak? - zastanowiłem się.

- Mhm - skinęła głową, zagryzając wargę. - Nigdy nie myślałam, że spotkam kogoś, przy kim mogłam się czuć wygodnie i komfortowo.

- Co masz na myśli? - zapytałem.

- Cóż - zaczęła. - Wszyscy w naszej szkole są świrami. Wszyscy dbają tylko o to by pieprzyć dziewczyny i zostawiać je przy krawężniku. Zawsze ich unikam, tak naprawdę nigdy nie planowałam związku tutaj, w Stratford, w szkole najmniej. Chcę po prostu uciec z tego miasta... jest zbyt małe jak na mój gust. Szczególnie biorąc pod uwagę czas, kiedy porwałeś mnie od Trevora i chciałeś mnie tylko do seksu, jednak nie ma to nic do rzeczy. Ale lubię lubię to w tobie. Zawsze mnie pilnujesz i nigdy nie wiem, czego się spodziewać - nawet jeśli to uprowadzenie przez jakiegoś psychopatę, który chce mnie zabić.

Myślałem o tym przez sekundę, kiedy w końcu pytanie wpadło mi do głowy.

- Dlaczego pozwalamy odejść Trevorowi... znowu. Mieliśmy czas, Tay. Mogliśmy to wszystko skończyć.

- Wiem, ale nie podoba mi się to, co robisz i nie będę ukrywać. Wiedziałem, że będziesz kłopotem, gdy cię poznałam. Nie możesz oczekiwać, że będę akceptować twój styl życia, bez urazy, ale to jest prawda. Więc jakbym była świadkiem kiedy zabijasz mężczyznę, nawet jeśli to był facet, który nie cofnie się przed niczym, by mnie zabić, nie chciałam po prostu siedzieć i przyglądać się co się stało. Śmiało rób co chcesz, ale nie ze mną w pobliżu, nie ma mowy. - Powiedziała wzruszając ramionami, kiedy to zrobiła.

- W porządku, rozumiem - skinąłem głową, biorąc głeboki w dech, ogarniałem wszystko co właśnie powiedziała.

- Mogę zadać ci pytanie? - zwróciła się do mnie.

- Strzelaj.



Wahała się przez chwilę, za nim w końcu zadała pytanie, widziałem jak nadchodzi i bałem się już od chwili, kiedy zaczęła mówić.

- Jak dużo ludzi zabiłeś? - spytała cicho.

Przełknąłem głośno ślinę.

- Głupia pytanie. Przepraszam, idźmy dalej - przeprosiła, przesuwając się.

- Dobry pomysł - skinąłem szybko.

Szykowałem się przed długim przemówieniem, które następnie zacząłem.

- Nigdy nie lubiłem jednej dziewczyny na długo. Nie będę kłamać, ale kiedyś byłem facetem, który wyrywał dziewczyny i traktował je, jakby były niczym. Ale potem spotkałem ciebie. Irytującą, zawsze zadawajacą pytania, ale piękną, inteligentną, zabawną i najsłodszą osobę jaką kiedykolwiek spotkałem W ciągu zaledwie kilku dni od poznania, zrozumiałem uczucia... tak, tak szybko i szczerze mówiąc, to dobrze.  Nigdy nie pozwalałem nikomu na to, a gdy to zrobiłem, to się nie kończyło dobrze. Z tobą, Tay, czuje się inaczej. To uczucia które przetrwały wszystko, co się wydarzyło w ciągu zaledwie tych dwóch ostatnich miesięcy, w których się znamy. Naprawdę czuję że będziemy tymi, którzy będą na szczycie. I wierz mi, jeśli chodzi o Trevora, chciałbym zabrać ten cały ból daleko, chciałbym coś zrobić, byś się uśmiechnęła.

- Nie musisz się starać, bym się uśmiechnęła, Justin - powiedziała nieśmiało. Ty sprawiasz, że się uśmiecham. Tak dużo i mnie to też przeraża. Upadłam tak nisko dla ciebie, tak szybko.

Pochyliłem się i pocałowałem jej czoło, otrzymując swoje usta przez chwilę.

Przeniosłem jej głowę do góry tak, że usta miała teraz nad moimi, moje gorąc natchnione otarły się górną wargą. Nie jestem w stanie ignorować ochoty na pocałowanie jej dłużej, delikatnie przycisnąłem moje usta do jej.

Jej ręce przeniosły się do moich włosów, szarpiąc nimi delikatnie,a potem przeniosła się w dół do mojej twarzy, śledzącą w górę i w dół moją szczękę, dreszcz mnie przeszedł na jej delikatny dotyk.

W tym momencie zdałem sprawę, że był to jeden z najbardziej kochających, namiętnych i naturalnych pocałunków jakie mieliśmy kiedykolwiek. To nie było ekscytujące, to nie było zbyt proste. To było nasze.



I z powodu tego pocałunku, doszedłem do największego ogólnego wniosku.

Oderwałem się na chwilę, a następnie przywarłem swoimi ustami ponownie, ale tylko na kilka sekund, zanim ponownie przerwałem.

Nasze czoła były oparte o siebie, kiedy chciałem wyznać trzy najtrudniejsze słowa*, które mógłbym powiedzieć.

Trzy słowa, które wiedziałem, by ona wiedziała, co czuję.

- Kocham cię.






~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Rozdział nie jest sprawdzany, tłumaczyłam go w środku nocy, więc mam nadzieję, że zrozumiecie wszystkie błędy, które mogły się tutaj pojawić

* zostawiłam tak jak jest w oryginale, po angielsku kocham cię, zawiera trzy słowa, w polskm są to tylko dwa.

* Na blogspocie pojawiają się małe problemy mianowicie daty dodania rozdziałów na bloga. Nie wierzcie w to, poprzedni rozdział nie był dodany we wrześniu. Staramy się dodawać regularnie - w piątki bądź w któryś dzień weekendu. :)

Follownijcie role-playerów Taylor i Justina na twitterze

Do zobaczenia wraz następnym rozdziałem, Misiaczki!