4 stycznia 2014

♔ Chapter 33 ♔

Justin's POV

- Ty mały skurwielu. - splunąłem tym samym pchając tego skurwysynaw kierunku ściany i podnosząc prawą dłoń, unieruchamiając jego szczękę. Moja dłoń opadła bezwładnie po mojej stronie, kiedy już drugi raz nią potrząsnąłem, klnąc pod nosem z bólu. Spojrzałem w kierunku faceta - a na jego twarzy widoczny był już obrzęk.
- Spokojnie, Jay - rzucił Chaz, podszedł do mnie próbował mnie powstrzymać, chwytając moje umięśnione ramiona i odciągając mnie od niego z powrotem.
- Takie to znajome. - proste, Jay! - naśladował wysoki dwuspadamowy dziewczęcy pisk, otrzymując tym samy kolejny cios w brzuch, tym razem od Chaz'a co wywołało u mnie chichot.
Stojący za nami Mike odchrząknął, odwróciliśmy się w jego kierunku, kiedy do nas podchodził. - Jesteś nam winien pięć tysięcy - spokojnie stwierdził, chwytając zarówno Chaz'a jak i mnie za plecy naszych koszulek i szarpiąc nami od tyłu. Czwórka z nas była naprawdę silna, ale zdecydowanie to Mike był najsilniejszym z nas, a czemu? Bo był dealer'em, co dawało mu nieuczciwą przewagę nad nami.
Razem z Chaz'em zostaliśmy zepchnięci na bok i spojrzeliśmy na Ryan'a jak na jakiś zegarek. Mike wziął to za licznik czasu, zanim zbliżył się do tego drania. Każdy krok tego faceta, powodował, że robiło mi się gorąco na widok tego skurwysyna. Jeden do tyłu, dwa do przodu i znowu jeszcze jeden do przodu. W końcu uderzył o ścianę. Mike zamknął lukę pomiędzy nami i chwycił go za kołnierz, podnosząc co najmniej kilka centymetrów nad ziemią.
- Życie w Stratford, nie jest tanie. Musimy zapracować na własne pieniądze, a gdy się tego nie rozumie.... dobrze jest posłuchać, nie lubię zabijać ludzi, Jake. Więc, albo oddacie nam te cholerne pieniądze do końca tego tygodnia, albo będziesz martwy. - zagroził Mike, uderzając nim o ścianę i puszczając go. I tyle z naszego "spokojnego spotkania".
- Zrozumiałeś? - spytał, pochylając swoją głowę na bok, nadal trzymał Jake'a za kołnierz i podniósł go z ziemi, ponownie uderzając jego ciałem o ścianę.
Prawie dziesięć metrów od siebie usłyszałem jęk Jake'a i lekko się zawturował. Szybko pomyślałem głową, że może upaść, zanim nie usłyszę słowa - Dziękuję - z jego ust.
- Możesz już iść - rzucił chłodno Mike, cofając się o jeden krok, unosząc dłonie w powietrzu nad głową, podczas kiedy Jake zerwał się do ucieczki.
Jake wsiadł do samochodu, a mój telefon zaczął wibrować, zobaczyłem, że to połączenie od Taylor. Skinąłem palcem do chłopaków, że muszę na chwilę odejść. Pobiegłem kilka metrów, aby odebrać ów połączenie.
- Justin - usłyszałem jej drżący głos, po drugiej stronie słuchawki.
- Taylor, co jest nie tak? Chodzi o Trevor'a? - wpadłem w panikę, zaciskając dłoń jeszcze mocniej na moim telefonie, tak bardzo, że aż moje knykcie pobielały. Byłem już tym zmęczony. To sprawiało, że czułem się jak zwykłe gówno, czekałem na odpowiedź po drugiej stronie słuchawki od mojej dziewczyny, którą kocham i chciałem usłyszeć ją w każdy sposób. Jakbym właśnie zobaczył ducha. Byłem zmęczony, Trevor'em też. Moją największą pomyłką było to, że nie zabiłem go, nie sądzę, że nadszedłby taki dzień, w którym przestałbym o tym myśleć. Wtedy nasze życie byłoby o wiele łatwiejsze.
- Ja - przełknęła ślinę w wyraźnej panice.
- Nic ci nie jest? - zapytałem.
- Nie. - wyszeptała.
Odetchnąłem z ulgą. - Dzięki Bogu. Możemy spotkać się w tej chwili u mnie w domu? Możesz to zrobić, kochanie?
- Tak. - odpowiedziała, ale tym razem brzmiała o niebo lepiej, przez co moje tętno wróciło do normy. Zanim zdążyłem powiedzieć więcej, mój telefon zapiszczał trzy razy, dając znak, że się zawiesił. Miałem nadzieję, że będzie miała bezpieczną drogę w drodze do naszego domu.
Pobiegłem z powrotem za róg budynku, gdzie chłopaki czekali na mnie, chyba wpadłem w sam raz obok nich, ponieważ jeden z nich krzyknął za mnie.
Wskoczyłem do krzesełka i włożyłem kluczyk do stacyjki, czekając niecierpliwa na Chaz'a, Mike'a i Ryan'a, ich droga do samochodu wydawała się być wiecznością. 
- Do kurwy nędzy, pośpieszcie się! - krzyczałem, czując pieczenie w gardle, kiedy tylko słowa uciekły z moich ust.
Niezbyt szybko dotarliśmy do domu, a Taylor miała klucz, znaleźliśmy ją czekającą w środku, kiedy siedziała na kanapie.
Podbiegłem do niej i usiadłem obok niej, kroki chłopaków wypełniały ostateczne odgłosy w salonie.
Ostatecznie, Taylor spojrzała na mnie, jej brązowe brwi zmarszczyły się w niepokoju. Zabrałem swoje dłonie od siebie i sięgnąłem nimi w jej kierunku, dając jej do zrozumienia, że potrzebują decyzji.
- Powiedz to! - Ryan wypalił, dostając tym samym uderzenie w tył głowy od Chaz'a.
Jej oczy rozszerzyły się nieco w reakcji na jego nagły wybuch, ale w końcu odezwała się.
- Wybrałam się na zakupy z Sarą - zatrzymała się i wywróciła oczami przed kontynuacją. - Naprawdę chciałam poznać to cholerne imię jej chłopaka. Ale, na początku ona nie chciała mi powiedzieć. Więc zawarłyśmy kontrakt. Ona powie mi jego imię, jeżeli ja opowiem jej o tobie.
- I zgodziłaś się? - zapytałem, po prostu z ciekawości, nie ze złości.
Skinęła głową, ale kiedy miałam zacząć mówić, Ryan znowu przemówił. - Zaraz, skąd ona w ogóle wie, że masz chłopaka? Nie byłaś przerażona tym całym gównem mówiąc jej o tobie i Justinie?
- Tak, ale ona widziała w moim domu ubrania Justina, które znajdowały się w mojej sypialni, więc wyczuła coś. Czy nie mówiłam tego, kiedy to się stało? W każdym razie, zgodziłam się, kiedy byłyśmy w Starbucks'ie. Wzięłam łyk kawy, kiedy ona powiedziała mi jego imię, wyplułam całą zawartość, którą miałam w ustach... Prosto na nią.
Wzrok Mike'a, Ryan'a i Chaz'a był zgodny ze skinięciem naszych głów, podczas kiedy staraliśmy się ukryć śmiech, wiedzieliśmy, że coś było nie tak, ale ona nie doszła jeszcze do tej części.
- Więc kto to jest? - odezwał się Chaz.
Nie odezwała się i wtedy wiedziałem. Moja twarz pobladła ze strachu, kiedy pomyślałem - Znowu to samo.
- trevor - zapytałem lekko, chociaż znałem już odpowiedź.
Skinęła głową, po czym spuściła głowę, patrząc w dół na swoje kolana.
- Potem, na domiar złego, Katie pojawiła się w łazience. Kiedy Sara tam była. - skończyła.
- Czekaj. Co ta kurwa. Katie Walker tam robiła? Szczególnie o tak zgodnym czasie? - spytałem, rozglądając się po wszystkich twarzach w celu uzyskania jakiejkolwiek odpowiedzi.
- Tak... Dokładnie tyle o niej wiemy. - rzucił Mike, wstał i chwycił sprzęt z szady pod schodami. Zaczął, a ja wziąłem to z jego uścisku, wpisując nazwę danego sprzętu w wyszukiwarce.
Z niecierpliwością czekałem na wyniki wyszukiwania, które ładowały się. To nie trwało zbyt długo, kiedy informacja na ten temat nie pojawiła się, zacząłem ciężko oddychać i uniosłem brwi do góry. - To nie wystarczy.
Na ekranie pojawił się tylko jeden wynik.
- Co to jest? - zapytała Taylor, rozglądając się po każdym z nas, wyczuwałem jej oddech na swojej szyi, kiedy była w szoku razem ze mną.
- Chodź, spójrz na siebie - mruknął Mike z podziwem.
Wstała z kanapy i podeszła do miejsca gdzie siedziałem. Usadowiła się na moich kolanach, pochylając się lekko, aby spojrzeć w kierunku ekranu.
- Jak to w ogóle możliwe? Tylko jeden wynik? To dziwne, prawda? - zapytała, chwytając klawiaturę w swoją stronę i wpisała swoje własne imię i nazwisko. Wyskoczyło ponad pięćdziesiąt wyników. - Tak, to jest dziwne. - sama sobie odpowiedziała na to pytanie.
- Czy Katie Walker, to tylko jej pseudonim? - pomyślałem głośno, nie tracąc kontaktu wzrokowego z Taylor. Ścisnąłem uspokajająco jej dłoń, dając znak, że wszystko będzie w porządku.
- No cóż, myślę, że jesteśmy po to, abyśmy sami się o tym dowiedzieli.
_________________________________________________________________________________
Notatka Autorska: Hej, tu Patts. Przepraszam, że tyle musieliście czekać na rozdział, ale ja naprawdę mam teraz wielki problem na głowie. Zdrowotny problem. Cóż, ostatnio dostałam taką wiadomość na asku; "Rozumiem, że macie własne życie ale pisałyście wiele razy pod rozdziałami, że nowe będą się pojawiać w piątki, i co? Rzadko kiedy dotrzymujecie danych słów. Trochę bez sensu brać się za coś, czego nie można na czas zrealizować, nie sądzisz?" No właśnie, osoba która to napisała, chyba jednak nie rozumie, że mamy własne życie. Własne problemy, a tłumaczenia nie są wszystkim.. Naprawdę mam co do tg ogromne chęci, ale jak to ma tak wyglądać, to ja odchodze. Mam dosyć.
Przepraszam, że nie umiem wywiązać się z danego zadania. Naprawdę jest mi głupio z tego powodu. Cóż, teraz będziecie mieli swoje rozdziały na czas. Odchodzę. Zabolała mnie ta cała sytuacja i straciłam jakiekolwiek chęci na tłumaczenie tego opowiadania.
Żegnam Was.

5 komentarzy:

  1. Nie odchodz, to nie jest twoja wina ;(

    OdpowiedzUsuń
  2. proszę, nie kończ tłumaczyć ;(

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie rzucaj tego, przez jedną osobę. Wychodzi na to że ona nie ma życia pisząc coś takiego, tylko osoby które tłumaczą opowiadanie wiedzą jak ciężka to praca i jak bardzo czasochłonna jest. Sama tłumaczyłam więc wiem. Rób dalej to co robisz. Forget the haters. Xoxo

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się z górnymi komentarzami. Nie odchodź to nie jest Twoja wina , że coś ci wypada i rozdziały jak zostało to ujęte " Nie są na czas". Przemyśl to jeszcze. Myślę , że nie warto się poddawać po otrzymaniu głupiego i bezpodstawnego hejtu , który nie powinien nawet nic wnosić. Przemyśl to jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie odchodź to, nie istotne co myśli taka osoba która nie umie docenić twojej pracy... ale jeśli taka jest twoja decyzja to ją szanuje :)

    OdpowiedzUsuń