TAYLOR'S POV
Jak co dzień, o szóstej trzydzieści rano, rozległ się dźwięk
mojego budzika w uszach. Jęknęłam, chowając głowę pod poduszkę, blokując
dźwięk.
- Mogłabyś przynajmniej wyłączyć tą rzecz, jeśli nie
zamierzasz wstać. - usłyszałam czyjś jęk.
Otworzyłam swoje oczy z niepokojem,
nie wiedząc, kto to był.Następnie przypomniało mi się, Justin był tutaj, został
na noc. Zobaczyłam go leżącego obok mnie, bez koszulki z potarganymi włosami.
Usiadłam na łóżku, sięgnęłam i nacisnęłam przycisk OFF na
budziku. Następnie wstałam i wybrałam strój z mojej szafy. Sięgnęłam po
czerwony v-neck, moją ulubioną czarną skórzaną kurtkę i czarne, obcisłe dżinsy.
Wszystko trzymałam na ramieniu, złapałam jeszcze świeżą bieliznę i biustonosz i
udałam się do łazienki. Tuż przed zamknięciem drzwi, spojrzałam na Justina,
nadal leżał na moim łóżku.
- Jeśli nie wstaniesz teraz, to przysięgam na Boga, że
wyleje na ciebie lodowatą wodę – powiedziałam surowo, w czasie kiedy zamykałam
drzwi. Usłyszałam skrzypnięcie sprężyn w materacu, oznajmiając, że nagle wstał.
- Pośpieszysz się tam, prawda? – wykrzyknął przez drzwi.
Przewróciłam na niego oczami, mimo że tego nie widział. Tylko dlatego, że
jestem dziewczyną, to nie znaczy, że biorę dwie godziny na prysznic. Boże.
Ponieważ potrzebowałam umyć tylko ciało, związałam włosy w
kok i włączyłam gorącą wodę. Obmyłam się z mydła i loffa, wyszłam i się osuszyłam. Założyłam moją bieliznę i
biustonosz, a następnie dżinsy i top.
-
Czy to jest wystarczająco szybko, dupku? – zapytałam pewnością siebie, kiedy otworzyłam drzwi. Justin
spojrzał na mnie, podniósł plecak leżący w kącie pokoju, wyciągając stertę
ubrań.
- Wiesz, lubię cię bardziej, kiedy nie używasz swoich ust do
mówienia, ale raczej do całowania. – Mrugnął i przeszedł obok mnie.
Uderzyłam go w ramie, za nim zamknął drzwi do łazienki. Rzecz
z Justinem jest tak, cholernie atrakcyjna, i tak, całowaliśmy się, ale to nie
zmienia faktu, że on chujem. Nie wiem gdzie staliśmy obecnie. W
rzeczywistości, go nienawidzę. Nie ma absolutnie dla mnie szacunku, a to co
powiedział, jest tego najlepszym przykładem. Chciałam się tylko dowiedzieć,
gdzie jest mój samochód, żeby Justin mógł przestać mnie podwozić.
Siedziałam przy biurku, aby dostosować mój makijaż, kiedy
nagle przypomniało mi się co Justin powiedział o Trevorze. Nie mogłam teraz
uciec od Justina, on nawet powiedział, że nie spuści mnie z oczu. Po prostu super, pomyślałam
sarkastycznie. Kiedy skończyłam nakładać pokład i maskare, aka mój jedyny
makijaż, Justin wyszedł z łazienki. Spojrzałam w górę i w dół, sprawdzając jego
strój. Byliśmy dobrani kolorystycznie, każde z nas miało na sobie czerwone i
czarne ubranie. Głośny śmiech opuścił moje usta, powodując, że Justin patrzył
na mnie dziwne.
- Co w tym
śmiesznego? – zapytał.
- Nasze stroje – Powiedziałam wstając i zakładając czarne
buty i kurtkę. – Jesteśmy w zasadzie dopasowani.
- Cóż, jedno z nas będzie musiało to zmienić – zaśmiał się.
- Za późno, czas iść. – Chwyciłam swój plecak, otworzyłam
drzwi i skierowałam się na dół, złapałam barek
LUNA, który następnie zostawiłam. (nie wiem dokładnie o co chodziło w
tej części zdania).
- Ugh, nie możemy się tego pozbyć? – Jęknął, wciąż mnie
obserwując.
- Nope! – powiedziałam. Kiedy dotarliśmy do kuchni,
otworzyłam kredens i chwyciłam paczkę S'mores*. – Chcesz coś? – odezwałam się
odwracając, Justin jadł jabłko.
- Jest dobrze – powiedział, przeżuwając z otwartymi ustami i
wskazując na jabłko.
- Co ty do cholery masz z tymi jabłkami? – zapytałam.
- Są pożywne i pyszne! – ryknął. – Justin nie był osiemnastolatkiem, miał pięć lat.
Chwycił klucze do swojego samochodu, idąc wprost za mną do
drzwi wyjściowych, zamykając je za sobą. Byliśmy w samochodzie, przypięłam się
pasami bezpieczeństwa, kiedy ruszyliśmy do szkoły.
- Hej – powiedziałam, przypominając sobie jego ostatnią
ranę. – Jak twoje udo?
- Oh, ta mała rzecz? Jest dobrze - odpowiedział nonszalancko.
Skinęłam głową, a następnie popatrzyłam przed siebie.
Zbliżaliśmy się do szkoły. Z Justinem, jeżdżącym jak wariat, ta droga wydawała
się o wiele szybsza. Dzięki Ci Boże,
choć już nie chcę tkwić z nim w tym samochodzie ani chwili dłużej. Postanowiłam
rankiem, że teraz będę go ignorować.
Byłam zmęczona jego chamskim i aroganckim zachowaniem wobec mnie i nie
zapomniałam naszego pierwszego spotkania, wszystko co chciał to wykorzystać
moje ciało, zresztą nie zdziwiłabym się
gdyby chciał nadal.
Zaparkował samochód na jednym z miejsc parkingowych,
wysiadłam szybko, starając się go ignorować. Pierwszy dzwonek zabrzmiał, kiedy
weszłam do holu, zauważyłam Sarę stojącą przy jej szafce, chwytającą kilka
książek. Nie podeszłam do niej i nie powiedziałam „cześć” tylko dlatego, że
Justin był tuż za mną, a on był definitywnie
pieprzył rzeczy. Nie musiałam się
martwić o Sarę ponieważ dzisiaj był jeden trzy piąty dzień i miałam z nią tylko
drugi przedział.
Pierwszy i trzeci przedział minął szybko, a teraz czas na
obiad. Podeszłam do mojej szafki i schowałam książki i wzięłam pieniądze na
obiad, gdy silne ramiona owinęły się wokół mojej talii. Jęknęłam, odwracając
się, by zobaczyć Justina.
- Zrób mi przysługę i spieprzaj, dobrze? – Warknęłam,
trzaskając moją szafką, przecisnęłam się obok niego i ruszyłam w stronę
stołówki. Poszedł za mną, chwytając mnie przez ramię.
- Dlaczego uciekasz ode mnie? - Warknął przez zaciśnięte
zęby.
- Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego – odpowiedziałam po
prostu.
Wyciągnął mnie na korytarz, który był całkowicie pusty.
- Teraz, dlaczego tak? – Zapytał, jego twarz powoli ale
coraz bliżej zbliżała się do mojej, kiedy pochylił się i przycisnął się do
ściany.
- T-t-y-y – Próbowałam mówić, ale żadne słowo mi nie
wychodziło. Za każdym razem kiedy zmuszał mnie do patrzenia w oczy, jakkolwiek
tandetne to się wydaje, byłam jak pod wpływem zaklęcia.
- Właśnie. – powiedział, pochylając się jeszcze bardziej,
tym samym nasze ciała były bardziej ściśnięte. Cholera, byłam w pułapce. Ujął moją twarz i
przycisnął swoje usta w kształcie serca do moich. Starałam się nie oddawać
pocałunków, przysięgłam sobie dziś rano, że będę ignorowała
Justina, ale to
było nie możliwe. W końcu podniosłam ręce, które trzymałam po obu stronach i
owinęłam je wokół jego szyi, przysuwając się bliżej, o ile to było jeszcze
możliwe. Jego język prosił o pozwolenie, kiedy podniósł mnie, trzymając za
tyłek, moje nogi były owinięte wokół jego talii.
Nasze języki walczyły o
dominację, którą ostatecznie wygrał. Jęknęłam i poczułam jak uśmiechnął się
ponownie przez usta. Ostatecznie
odsunęliśmy się od siebie by zaczerpnąć powietrza, ciężko oddychając. Spojrzałam
w lewo, potem w prawo, upewniając się, że nikt nie widział tego, co tutaj się
działo. Na szczęście korytarz był pusty.
- Ja… ja… powinnam iść coś teraz zjeść. – Mruknęłam,
uwalniając się z jego uścisku.
- Cokolwiek chcesz, kochanie. Spotkajmy się w moim
samochodzie po szkole. - Mrugnął, kiedy klepnął mój tyłek. Odetchnęłam ciężko,
odwróciłam się i uderzyłam go w ramię, zanim w końcu odeszłam w stronę
stołówki. Nie mogłam nic zrobić, uśmiechnęłam
się do siebie, ale również poczułam się jak największa idiotka w historii.
W końcu zadzwonił dzwonek, wyskoczyłam ze swojego miejsca,
śpiesząc się do szafki, a następnie do samochodu Justina. Po przemyśleniu, zdałam sobie sprawę, że jego
nie da się ot tak zignorować. Był jak komar, który nie wydostanie się z mojego
ucha. Kiedy dotarłam do jego samochodu, on już tam siedział. Pochylił się, by
odblokować drzwi od strony pasażera, więc mogłam się dostać do środka.
Żadne z nas nic nie powiedziało, kiedy jechał drogą w dół,
naprzeciw mojego domu.
- Gdzie jedziemy? – zapytałam, nareszcie się odzywając.
- Oh, do mojego domu. - Wzruszył ramionami. Świetnie, teraz
musieliśmy wrócić do jego domu. A ja wciąż nie miałam samochodu. Westchnęłam,
krzyżując swoje ramiona na piersi. Tak, pewnie zachowywałam się jak dwulatka,
której rodzice nie chcieli kupić słodyczy ze sklepu, ale nie obchodziło mnie
to. Po prostu chciałam wrócić do domu, zrobić pracę domową i zasnąć.
Kiedy dotarliśmy do domu Justina, wysiadłam z samochodu,
trzaskając drzwiami.
- Hej, uważaj! Ten samochód kosztował mnie więcej niż
wszystkie meble w domu. - Powiedział ostro.
- Wybacz. – wymamrotałam.
Uśmiechnął się do siebie, usatysfakcjonowany tym, że go przeprosiłam.
Opadłam na kanapę, a Justin obserwował mnie, siedząc prawie
na mnie.
- Czy możesz przestać być taką suką dla mnie? Masz jakiś
syndrom przed miesiączkowy czy coś, bo masz naprawdę dziwne wahania nastrojów,
dzisiaj. - Powiedział, po czym szybko dodał. – Bez obrazy.
- Tak, dobrze, przyjęłam. – pękłam. – Przepraszam. –
powiedziałam ponownie. – Planowałam ignorować cię, kiedy byłeś nieuprzejmy dziś
rano.
- Planowałaś ignorować
mnie? - Roześmiał się na to, a potem dodał. – Wow, to boli Taylor, w samym
sercu. - Wskazał na jego sercu, mówiąc to.
Zaśmiałam się cicho, po czym spojrzałam na swoje ręce,
bawiłam się nimi w niezręcznej ciszy, która wisiała w powietrzu. Czułam jego
wzrok, więc spojrzałam w górę. Jego
oczy, raz jeszcze, zaczarowały mnie, oboje pochyliliśmy się, aby zatracić się w
słodkim pocałunku. Usiadłam na jego kolanach okrakiem, ale on pociągnął mnie w
dół, tak leżałam nad nim. Leżeliśmy na tej kanapie, na której ja spałam
zaledwie kilka dni temu, moja ręka podróżowała po jego idealnie ułożonych do
perfekcji włosach, zaczęłam to niszczyć. Wierzgnęłam ramionami, by złapał
oddech i wydał jęk.
Uśmiechnęłam się do siebie, wiedząc, że moje pocałunki
doprowadzały go do szaleństwa. Nawet bardziej, że chciał się ze mną kochać w
noc którą mnie poznał.
Ręka Justina
podniosła poduszkę, która chwile później leciała przez pokój. Oderwaliśmy się od siebie na chwile, patrząc
na siebie intensywnie. Mój wzrok powędrował do miejsca, gdzie właśnie podnosił
poduszkę.
Moje usta się rozchyliły, ciężko oddychałam, patrząc na
czerwone koronkowe stringi leżące na kanapie. Odsunęłam się tak szybko jak to
możliwe. Justin też wstał, z niejasnym wyrazem twarzy. Wepchnęłam w porę, stringi zwisające przed
jego szeroko otwartymi oczami.
- Co to, kurwa,
Justin? – krzyknęłam. Rzuciłam bielizną w niego, a potem uderzyłam go w prawy
policzek tak mocno, jak tylko mogłam.
- Taylor, czekaj. - Powiedział, chwytając moje przedramię.
- Nie dotykaj mnie – Powiedziałam, wyswobodziłam się z jego
uścisku i ruszyłam do drzwi. Nie obchodziło mnie to, że nie mam samochodu albo,
że Trevor tam był i obserwował mnie. Otworzyłam drzwi i uciekłam z jego domu,
ignorując go krzyczącego moje imię. Pobiegłam w stronę autostrady, widząc
przystanek autobusowy kilka kilometrów ode mnie. Chciałam by zabrał mnie do domu. Mojego domu, w którym chciałabym przepłakać
całą noc, bo może, być może czuję coś
do Justina Biebera.
~*~
* są to ciasteczka :)
Trafiłam na to tłumaczenie dzisiaj i stwierdzam że jest świetne ;>
OdpowiedzUsuńJustin co ty zrobiłeś? Czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńKu*wa co za suka
OdpowiedzUsuń