29 lipca 2013

♔ Chapter 11 ♔



TAYLOR'S POV

Jak co dzień, o szóstej trzydzieści rano, rozległ się dźwięk mojego budzika w uszach. Jęknęłam, chowając głowę pod poduszkę, blokując dźwięk.

- Mogłabyś przynajmniej wyłączyć tą rzecz, jeśli nie zamierzasz wstać. - usłyszałam czyjś jęk. 

Otworzyłam swoje oczy z niepokojem, nie wiedząc, kto to był.Następnie przypomniało mi się, Justin był tutaj, został na noc. Zobaczyłam go leżącego obok mnie, bez koszulki z potarganymi włosami.
Usiadłam na łóżku, sięgnęłam i nacisnęłam przycisk OFF na budziku. Następnie wstałam i wybrałam strój z mojej szafy. Sięgnęłam po czerwony v-neck, moją ulubioną czarną skórzaną kurtkę i czarne, obcisłe dżinsy. Wszystko trzymałam na ramieniu, złapałam jeszcze świeżą bieliznę i biustonosz i udałam się do łazienki. Tuż przed zamknięciem drzwi, spojrzałam na Justina, nadal leżał na moim łóżku.

- Jeśli nie wstaniesz teraz, to przysięgam na Boga, że wyleje na ciebie lodowatą wodę – powiedziałam surowo, w czasie kiedy zamykałam drzwi. Usłyszałam skrzypnięcie sprężyn w materacu,  oznajmiając, że nagle wstał.

- Pośpieszysz się tam, prawda? – wykrzyknął przez drzwi. Przewróciłam na niego oczami, mimo że tego nie widział. Tylko dlatego, że jestem dziewczyną, to nie znaczy, że biorę dwie godziny na prysznic. Boże.

Ponieważ potrzebowałam umyć tylko ciało, związałam włosy w kok i włączyłam gorącą wodę. Obmyłam się z mydła i loffa, wyszłam  i się osuszyłam. Założyłam moją bieliznę i biustonosz, a następnie dżinsy i top.
-
 Czy to jest wystarczająco szybko,  dupku? – zapytałam  pewnością siebie, kiedy otworzyłam drzwi. Justin spojrzał na mnie, podniósł plecak leżący w kącie pokoju, wyciągając stertę ubrań.

- Wiesz, lubię cię bardziej, kiedy nie używasz swoich ust do mówienia, ale raczej do całowania. – Mrugnął i przeszedł obok mnie.

Uderzyłam go w ramie, za nim zamknął drzwi do łazienki. Rzecz z Justinem jest tak, cholernie atrakcyjna, i tak, całowaliśmy się, ale to nie zmienia faktu, że on chujem. Nie wiem gdzie staliśmy obecnie. W rzeczywistości,  go nienawidzę. Nie ma absolutnie dla mnie szacunku, a to co powiedział, jest tego najlepszym przykładem. Chciałam się tylko dowiedzieć, gdzie jest mój samochód, żeby Justin mógł przestać mnie podwozić.
Siedziałam przy biurku, aby dostosować mój makijaż, kiedy nagle przypomniało mi się co Justin powiedział o Trevorze. Nie mogłam teraz uciec od Justina, on nawet powiedział, że nie spuści mnie z oczu. Po prostu super, pomyślałam sarkastycznie. Kiedy skończyłam nakładać pokład i maskare, aka mój jedyny makijaż, Justin wyszedł z łazienki. Spojrzałam w górę i w dół, sprawdzając jego strój. Byliśmy dobrani kolorystycznie, każde z nas miało na sobie czerwone i czarne ubranie. Głośny śmiech opuścił moje usta, powodując, że Justin patrzył na mnie dziwne.

-  Co w tym śmiesznego? – zapytał.


- Nasze stroje – Powiedziałam wstając i zakładając czarne buty i kurtkę. – Jesteśmy w zasadzie dopasowani.

- Cóż, jedno z nas będzie musiało to zmienić – zaśmiał się.

- Za późno, czas iść. – Chwyciłam swój plecak, otworzyłam drzwi i skierowałam się na dół, złapałam barek  LUNA, który następnie zostawiłam. (nie wiem dokładnie o co chodziło w tej części zdania).

- Ugh, nie możemy się tego pozbyć? – Jęknął, wciąż mnie obserwując.

- Nope! – powiedziałam. Kiedy dotarliśmy do kuchni, otworzyłam kredens i chwyciłam paczkę S'mores*. – Chcesz coś? – odezwałam się odwracając, Justin jadł jabłko.

- Jest dobrze – powiedział, przeżuwając z otwartymi ustami i wskazując na jabłko.

- Co ty do cholery masz z tymi jabłkami? – zapytałam.

- Są pożywne i pyszne! – ryknął. – Justin nie był osiemnastolatkiem, miał pięć lat.
Chwycił klucze do swojego samochodu, idąc wprost za mną do drzwi wyjściowych, zamykając je za sobą. Byliśmy w samochodzie, przypięłam się pasami bezpieczeństwa, kiedy ruszyliśmy do szkoły.

- Hej – powiedziałam, przypominając sobie jego ostatnią ranę. – Jak twoje udo?

- Oh, ta mała rzecz? Jest dobrze  - odpowiedział nonszalancko.
Skinęłam głową, a następnie popatrzyłam przed siebie. Zbliżaliśmy się do szkoły. Z Justinem, jeżdżącym jak wariat, ta droga wydawała się o wiele szybsza. Dzięki Ci Boże, choć już nie chcę tkwić z nim w tym samochodzie ani chwili dłużej. Postanowiłam rankiem, że teraz będę go ignorować.  Byłam zmęczona jego chamskim i aroganckim zachowaniem wobec mnie i nie zapomniałam naszego pierwszego spotkania, wszystko co chciał to wykorzystać moje ciało,  zresztą nie zdziwiłabym się gdyby chciał nadal.

Zaparkował samochód na jednym z miejsc parkingowych, wysiadłam szybko, starając się go ignorować. Pierwszy dzwonek zabrzmiał, kiedy weszłam do holu, zauważyłam Sarę stojącą przy jej szafce, chwytającą kilka książek. Nie podeszłam do niej i nie powiedziałam „cześć” tylko dlatego, że Justin był tuż za mną, a on był definitywnie pieprzył rzeczy.  Nie musiałam się martwić o Sarę ponieważ dzisiaj był jeden trzy piąty dzień i miałam z nią tylko drugi przedział.

Pierwszy i trzeci przedział minął szybko, a teraz czas na obiad. Podeszłam do mojej szafki i schowałam książki i wzięłam pieniądze na obiad, gdy silne ramiona owinęły się wokół mojej talii. Jęknęłam, odwracając się, by zobaczyć Justina.

- Zrób mi przysługę i spieprzaj, dobrze? – Warknęłam, trzaskając moją szafką, przecisnęłam się obok niego i ruszyłam w stronę stołówki. Poszedł za mną, chwytając mnie przez ramię.

- Dlaczego uciekasz ode mnie? - Warknął przez zaciśnięte zęby.

- Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego – odpowiedziałam po prostu.

Wyciągnął mnie na korytarz, który był całkowicie pusty.


- Teraz, dlaczego tak? – Zapytał, jego twarz powoli ale coraz bliżej zbliżała się do mojej, kiedy pochylił się i przycisnął się do ściany.

- T-t-y-y – Próbowałam mówić, ale żadne słowo mi nie wychodziło. Za każdym razem kiedy zmuszał mnie do patrzenia w oczy, jakkolwiek tandetne to się wydaje, byłam jak pod wpływem zaklęcia.

- Właśnie. – powiedział, pochylając się jeszcze bardziej, tym samym nasze ciała były bardziej ściśnięte.  Cholera, byłam w pułapce. Ujął moją twarz i przycisnął swoje usta w kształcie serca do moich. Starałam się nie oddawać pocałunków, przysięgłam sobie dziś rano, że będę ignorowała 
 Justina, ale to było nie możliwe. W końcu podniosłam ręce, które trzymałam po obu stronach i owinęłam je wokół jego szyi, przysuwając się bliżej, o ile to było jeszcze możliwe. Jego język prosił o pozwolenie, kiedy podniósł mnie, trzymając za tyłek, moje nogi były owinięte wokół jego talii. 

Nasze języki walczyły o dominację, którą ostatecznie wygrał. Jęknęłam i poczułam jak uśmiechnął się ponownie przez usta.  Ostatecznie odsunęliśmy się od siebie by zaczerpnąć powietrza, ciężko oddychając. Spojrzałam w lewo, potem w prawo, upewniając się, że nikt nie widział tego, co tutaj się działo. Na szczęście korytarz był pusty.

- Ja… ja… powinnam iść coś teraz zjeść. – Mruknęłam, uwalniając się z jego uścisku.

- Cokolwiek chcesz, kochanie. Spotkajmy się w moim samochodzie po szkole. - Mrugnął, kiedy klepnął mój tyłek. Odetchnęłam ciężko, odwróciłam się i uderzyłam go w ramię, zanim w końcu odeszłam w stronę stołówki.  Nie mogłam nic zrobić, uśmiechnęłam się do siebie, ale również poczułam się jak największa idiotka w historii.

W końcu zadzwonił dzwonek, wyskoczyłam ze swojego miejsca, śpiesząc się do szafki, a następnie do samochodu Justina.  Po przemyśleniu, zdałam sobie sprawę, że jego nie da się ot tak zignorować. Był jak komar, który nie wydostanie się z mojego ucha. Kiedy dotarłam do jego samochodu, on już tam siedział. Pochylił się, by odblokować drzwi od strony pasażera, więc mogłam się dostać do środka.
 Żadne z nas nic nie powiedziało, kiedy jechał drogą w dół, naprzeciw mojego domu.

- Gdzie jedziemy? – zapytałam, nareszcie się odzywając.

- Oh, do mojego domu. - Wzruszył ramionami. Świetnie, teraz musieliśmy wrócić do jego domu. A ja wciąż nie miałam samochodu. Westchnęłam, krzyżując swoje ramiona na piersi. Tak, pewnie zachowywałam się jak dwulatka, której rodzice nie chcieli kupić słodyczy ze sklepu, ale nie obchodziło mnie to. Po prostu chciałam wrócić do domu, zrobić pracę domową i zasnąć.
Kiedy dotarliśmy do domu Justina, wysiadłam z samochodu, trzaskając drzwiami.

- Hej, uważaj! Ten samochód kosztował mnie więcej niż wszystkie meble w domu. - Powiedział ostro.

- Wybacz. – wymamrotałam.  Uśmiechnął się do siebie, usatysfakcjonowany tym, że go przeprosiłam.
Opadłam na kanapę, a Justin obserwował mnie, siedząc prawie na mnie.

- Czy możesz przestać być taką suką dla mnie? Masz jakiś syndrom przed miesiączkowy czy coś, bo masz naprawdę dziwne wahania nastrojów, dzisiaj. - Powiedział, po czym szybko dodał. – Bez obrazy.


- Tak, dobrze, przyjęłam. – pękłam. – Przepraszam. – powiedziałam ponownie. – Planowałam ignorować cię, kiedy byłeś nieuprzejmy dziś rano.

- Planowałaś ignorować mnie? - Roześmiał się na to, a potem dodał. – Wow, to boli Taylor, w samym sercu. - Wskazał na jego sercu, mówiąc to.

Zaśmiałam się cicho, po czym spojrzałam na swoje ręce, bawiłam się nimi w niezręcznej ciszy, która wisiała w powietrzu. Czułam jego wzrok, więc spojrzałam w górę.  Jego oczy, raz jeszcze, zaczarowały mnie, oboje pochyliliśmy się, aby zatracić się w słodkim pocałunku. Usiadłam na jego kolanach okrakiem, ale on pociągnął mnie w dół, tak leżałam nad nim. Leżeliśmy na tej kanapie, na której ja spałam zaledwie kilka dni temu, moja ręka podróżowała po jego idealnie ułożonych do perfekcji włosach, zaczęłam to niszczyć. Wierzgnęłam ramionami, by złapał oddech i wydał jęk. 

Uśmiechnęłam się do siebie, wiedząc, że moje pocałunki doprowadzały go do szaleństwa. Nawet bardziej, że chciał się ze mną kochać w noc którą mnie poznał.
Ręka  Justina podniosła poduszkę, która chwile później leciała przez pokój.  Oderwaliśmy się od siebie na chwile, patrząc na siebie intensywnie. Mój wzrok powędrował do miejsca, gdzie właśnie podnosił poduszkę.
Moje usta się rozchyliły, ciężko oddychałam, patrząc na czerwone koronkowe stringi leżące na kanapie. Odsunęłam się tak szybko jak to możliwe. Justin też wstał, z niejasnym wyrazem twarzy.  Wepchnęłam w porę, stringi zwisające przed jego szeroko otwartymi oczami.

- Co to, kurwa, Justin? – krzyknęłam. Rzuciłam bielizną w niego, a potem uderzyłam go w prawy policzek tak mocno, jak tylko mogłam.

- Taylor, czekaj. - Powiedział, chwytając moje przedramię.

- Nie dotykaj mnie – Powiedziałam, wyswobodziłam się z jego uścisku i ruszyłam do drzwi. Nie obchodziło mnie to, że nie mam samochodu albo, że Trevor tam był i obserwował mnie. Otworzyłam drzwi i uciekłam z jego domu, ignorując go krzyczącego moje imię. Pobiegłam w stronę autostrady, widząc przystanek autobusowy kilka kilometrów ode mnie.  Chciałam by zabrał mnie do domu.  Mojego domu, w którym chciałabym przepłakać całą noc, bo może, być może czuję coś do Justina Biebera.

~*~
* są to ciasteczka :)


3 komentarze: